Przylądek Peniche był naszym kolejnym przystankiem zwariowanej objazdówki Portugalii. Dlaczego zwariowanej? Bo we wstępnych planach była tylko Hiszpania, a Portugalia wpadła z doskoku, przez co z niczym nie mogłyśmy zdążyć i wszystko odbywało się na wariackich papierach.
Są takie miejsca, które raz zobaczone przypadkiem na zdjęciach, zapadają na zawsze w pamięć i już wiesz, że chciałbyś tam dotrzeć i zobaczyć je na własne oczy, poczuć na własnej skórze to niezwykłe piękno natury.
Rankiem pojechałyśmy znów na wczorajszy punkt widokowy. Tym razem mogłyśmy w pełni podziwiać olbrzymie klify i długie fale, tak uwielbiane przez surferów.
Po kajakowej przygodzie opuściłyśmy Lagos i ruszyłyśmy w kierunku Cabo De Sao Vincente. Jednak zanim tam dotarłyśmy, zatrzymałyśmy się w Sagres.
Piękny poranek zapowiadał piękny dzień więc wyskoczyłyśmy z Badylka bardzo wcześnie, gotowe na bajeczną wyprawę. Ubrałyśmy się odpowiednio na kajak, wzięłyśmy worki wodoszczelne i kapelusze.
Z Algar Seco kierowałyśmy się do Lagos, które miało być naszym kolejnym przystankiem w podróży, jednak - jak to my - po drodze musiałyśmy jeszcze o coś zahaczyć.
Ruprechticki Spicak w Górach Suchych już kiedyś dał nam się we znaki, kiedy to zimą miałyśmy do niego zaledwie kilkaset metrów, a mimo to musiałyśmy zrezygnować i wrócić (link do posta). Kiedy chciałyśmy zrobić drugie podejście, covid19 pokrzyżował plany. Ale jak to się mówi - do trzech razy sztuka, więc umówiłyśmy się z koleżankami na wspólne zdejmowanie spicakowej klątwy.
Umówiłyśmy się na majowy weekend ze znajomymi z Warszawy na objazdówkę dolnośląskich urbeksów. W dalszych planach miałyśmy Kłodzką Górę i Ruprechticky Spicak.