Winobranie we Francji
listopada 14, 2019
Co roku pod koniec sierpnia zaczynają się wędrówki pracowników sezonowych w kierunku Francji ponieważ nadchodzi czas winobrania. Dlaczego nigdy wcześniej tam nie dotarłyśmy?
Nie wiadomo kiedy i jak wykiełkował pomysł spędzenia urlopu połączonego z pracą na francuskich winnicach. Miała to być oczywiście przygoda oraz sposób na poratowanie finansów.
Winobranie Francja - jak załatwić wyjazd
Aby znaleźć ciekawą ofertę pracy zaczęłyśmy szperać na stronach internetowych oraz portalach społecznościowych w poszukiwaniu przydatnych informacji i ofert pracy. Grupy tematyczne na fb kipiały ofertami, biura pośrednictwa obiecywały złote góry i ogólnie nic tylko jechać. Polskie agencje pośrednictwa postanowiłyśmy jednak omijać z daleka. Jak się później okazało - bardzo słusznie ale o tym później. My w swoich poszukiwaniach wspomagałyśmy się trochę francuską stroną pośrednictwa pracy, choć nie było to proste bo po francusku potrafimy powiedzieć co najwyżej „bon jure” i „ca va”. I tak po wysłaniu kilkunastu maili skontaktował się z nami miły Francuz o imieniu Guillame, właściciel niedużej winnicy w burgundzkim miasteczku Vosne Romanee. Praca przewidziana była tylko na ok. 5 dni ale termin i miejsce idealnie nam odpowiadały więc stwierdziłyśmy, że po zakończeniu tej pracy poszukamy następnej już na miejscu. Zaczęłyśmy więc przygotowania do podróży by już za chwilę zasilić sporą grupę osób udających się na „wondąż” (vendange), czyli winobranie.Winobranie Francja - gdzie nocować
Podczas szukania i przeglądania ofert pracy zauważyłyśmy, że pracodawcy prawie nigdy nie oferują noclegu. Warto wziąć to pod uwagę. Czasami trafiały się oferty z miejscem na namiot lub campera ale najczęściej winnice nie oferowały niczego w ramach kwaterunku. Wynika to z faktu, że winnice nie posiadają po prostu wolnego miejsca nawet na postawienie samochodu a co dopiero biwakowanie. My miałyśmy bardzo ułatwione zadanie, ponieważ naszym domem miał być Badylek, nasz minicamper. Trzeba było tylko na szybko zainstalować parę rzeczy, z uruchomieniem których zwlekałyśmy zbyt długo. Tradycyjnie więc do prac przystąpiłyśmy chwilę przed wyjazdem, został założony wygodny kranik z pompką 12V, zmienione gniazdo i wtyczka lodówki, tak by można było podczas koczowania korzystać z prądu dodatkowego akumulatora. Dziękuję w tym miejscu bratu Karolowi za pomoc w instalacjach.Winobranie Francja - Burgundia
Château Gris
Château du Clos de Vougeot
Badylek
Po dotarciu do Vosne Romanee, zameldowałyśmy się u naszego patrona, i ruszyłyśmy na zwiedzanie okolic. Przez najbliżej położone większe miasteczko Nuits-Saint-George miałyśmy okazję przejeżdżać chyba setki razy. Samo Vosne Romanee to nieduża wioska z charakterystyczną starówką, która wygląda podobnie w każdej burgundzkiej wiosce. Kilka ciasnych uliczek, stare domostwa z jasnego kamienia, kościół i często malownicze chateau. Żeby było śmiesznie przez Vosne Romane również przejeżdżałyśmy setki razy ale zdjęć starówki nie zrobiłyśmy wcale. Mamy tylko filmik.
Nuits-Saint-George
Nuits-Saint-George - starszy brat Badylka
Nuits-Saint-George - budowla z gliny i pni winorośli
Nuits-Saint-George - centrum
Nuits-Saint-George
Vosne Romanee - winnice otoczone murami
Vosne Romanee - to śmigło rozprowadza ciepłe powietrze podczas przymrozków by chronić winorośle
Widok ze wzgórza na Vosne Romanee
Pinot Noir
Winobranie Francja - warunki pracy
Dzień pracy u Guillama zaczynał się zbiórką na jego posesji i kawą. Potem wywozili nas na pole. Cała nasza pracująca grupa składała się z dwudziestu kilku osób plus właściciel i jego rodzina. Prawie wszyscy byli Francuzami, jedynie kilku Hiszpanów, no i my dwie z Polski. Na szczęście większość mówiła również po angielsku więc można było się jakoś porozumieć. Pierwszy dzień miał być dla nas sprawdzianem kondycji więc nie bez obaw przystąpiłyśmy do pierwszego w życiu winokoszenia. Okazało się jednak, że nie taki diabeł straszny. Cięło się wygodnie i sprawnie, sekatorki były ostre, leciutkie i wygodnie leżały w dłoniach. Jedyna trudność to tysiące przysiadów dziennie i pochylona pozycja, która powoduje ból pleców. W ciągu pierwszych 4 godzin były krótkie przerwy na napoje chłodzące (w tym także wino), oferowano też słodkie przekąski w postaci batoników, ciastek itp. Ze zdziwieniem odkryłyśmy, że nie będziemy ścinać całego pola, a jedynie kilka rządków, należących do właściciela. W ogóle imponującym było jak oni bezomyłkowo rozpoznawali swoje miejsca i parcele. Po wycięciu winogron patrona cała ekipa pakowała się w samochody i jechaliśmy na następne pole. Było to o tyle fajne, że podczas przemieszczania pomiędzy winnicami można było trochę odetchnąć i rozprostować kości.
Vosne Romanee - jedziemy na pole
Chambolle-Musigny
Przerobownia u Guillame
Odpady po wytłoczeniu kiści winogron
Codziennie, punkt 12ta padał okrzyk - odkładamy sekatory i zwożono nas z powrotem na posesję patrona na lunch, który trwał aż do 14tej. Zresztą nazywanie tego posiłku lunchem jest dużym niedopowiedzeniem. Kiedy zdążyliśmy się trochę odświeżyć podawano wino, jakąś mocniejszą nalewkę oraz lokalny sławny likier z czarnej porzeczki Casis. Kiedy wszyscy zasiadali do stołów na przystawkę podawano zawsze jakąś smaczną sałatkę, typu fasolka z jajkami i pomidorami albo tuńczyk z pomidorami, plus oczywiście bagietka. Samą taką sałatką można było się nieźle najeść. Potem wchodziło danie główne, zwykle jakieś mięso z dodatkami. Raz to był kurczak, innym razem wołowina w sosie albo po prostu spaghetti bolognese. A wszystko popijane winem stołowym. Po daniu głównym wjeżdżały sery – camembert i jakiś twardy typu gruyere, a po tym wszystkim deser – pudding, lody, ciasto itp. Na koniec jeszcze kawa!
Nie wiem co to było ale to mięso po prostu rozpływało się w ustach i było bardzo delikatne
Boeuf Bourguignon
I po tym całym obżarstwie trzeba było jechać na drugą część prac, które trwały już nieprzerwanie do godziny 18.
W pierwszych dniach doskwierały nam upały. Posiłkując się mapami satelitarnymi Google namierzyłyśmy nieduże jeziorko w pobliżu i pojechałyśmy tam na rekonesans. Teren wyglądał na prywatny ale do zbiornika można było dostać się z bocznej drogi. Zrzuciłyśmy więc zakurzone ciuchy i wskoczyłyśmy do wody. Zbiorniczek był dość płytki. Służył do uprawiania wakeboardu i był dość zarośnięty przy brzegach. Oczywiście w ogóle nam to nie przeszkadzało. Umyłyśmy się i odświeżone zaległyśmy w busie. Postanowiłyśmy zostać tu na noc, tym bardziej że teren wyglądał na bardzo spokojny, a część prywatna zamknięta.
Drugiego dnia zaczęły boleć nas wszystkie mięśnie ale trzeba było stawić się o 7:00 w pracy. Fajną rzeczą była serwowana poranna kawa (bardzo dobra), nie musiałyśmy już przygotowywać jej rano w samochodzie.
Po drugim dniu miałyśmy kryzys z powodu nieziemskich zakwasów i zmęczenia. Bolało dosłownie wszystko. Ciężko było nawet wejść do Badylka, schylić się po coś, czy obrócić się w łóżku na drugi bok. Później już trochę przywykłyśmy ale najgorsze było to, że winogrona rosły tuż przy ziemi i trzeba było poruszać się w ciągłym przysiadzie albo mocno pochylać. Najbardziej bolały nas więc nogi i plecy. Po pracy marzyłyśmy już tylko o tym by się po prostu położyć i nie ruszać.
Trzeciego dnia nasza miejscówka nad jeziorkiem została spalona bo właściciel otworzył teren i grzecznie poinformował, że nie możemy tam nocować, nawet jeśli pozostaniemy poza ogrodzeniem. Było to dla nas dyskusyjne ale nie chciałyśmy wchodzić w niepotrzebne konflikty. Tego dnia zanocowałyśmy przy bocznej drodze w lesie, blisko domu naszego patrona.
Kolejną noc spędziłyśmy w towarzystwie Hiszpanów i ich 3 furgonetek na wzgórzach ponad winnicami. Bałyśmy się, że nie podjedziemy pod bardzo stromą górę ale dałyśmy radę na pierwszym biegu. Nocował też na górce w swojej furgonetce pracujący z nami Francuz - podróżnik. Hiszpanie przynieśli nam wieczorem przepyszną gorącą tortillę, którą świeżo co przyrządzili.
Czwartego dnia zakończyły się zbiory, a w piątek miała się odbyć uroczysta kolacja dla wszystkich pracowników. Guillame załatwił nam rozmowę o pracę u swoich znajomych, dzięki czemu nie musiałyśmy same szukać. Umieścił też nasze namiary na ich lokalnej winobraniowej stronie www. Na rozmowę pojechałyśmy rano do Nuits-Saint-George i od razu podpisałyśmy umowę na kolejne dni pracy, która miała zacząć się następnego dnia. Ponieważ miałyśmy resztę dnia dla siebie postanowiłyśmy pojeździć po okolicznych wioskach i porobić trochę zdjęć a także zwiedzić pobliskie większe miasto Beaune.
Wracając na kolację do Vosne Romanee zahaczyłyśmy jeszcze o kilka malowniczych wioseczek i okolicznych chateau.
Trzeciego dnia nasza miejscówka nad jeziorkiem została spalona bo właściciel otworzył teren i grzecznie poinformował, że nie możemy tam nocować, nawet jeśli pozostaniemy poza ogrodzeniem. Było to dla nas dyskusyjne ale nie chciałyśmy wchodzić w niepotrzebne konflikty. Tego dnia zanocowałyśmy przy bocznej drodze w lesie, blisko domu naszego patrona.
Kolejną noc spędziłyśmy w towarzystwie Hiszpanów i ich 3 furgonetek na wzgórzach ponad winnicami. Bałyśmy się, że nie podjedziemy pod bardzo stromą górę ale dałyśmy radę na pierwszym biegu. Nocował też na górce w swojej furgonetce pracujący z nami Francuz - podróżnik. Hiszpanie przynieśli nam wieczorem przepyszną gorącą tortillę, którą świeżo co przyrządzili.
Czwartego dnia zakończyły się zbiory, a w piątek miała się odbyć uroczysta kolacja dla wszystkich pracowników. Guillame załatwił nam rozmowę o pracę u swoich znajomych, dzięki czemu nie musiałyśmy same szukać. Umieścił też nasze namiary na ich lokalnej winobraniowej stronie www. Na rozmowę pojechałyśmy rano do Nuits-Saint-George i od razu podpisałyśmy umowę na kolejne dni pracy, która miała zacząć się następnego dnia. Ponieważ miałyśmy resztę dnia dla siebie postanowiłyśmy pojeździć po okolicznych wioskach i porobić trochę zdjęć a także zwiedzić pobliskie większe miasto Beaune.
Winobranie Francja - Beaune
Beaune leży trochę w cieniu innych burgundzkich miast ponieważ nie dorównuje popularnością Dijon czy Cluny, jednak jest silnie związane z historią i winiarską tradycją regionu. Wiele z tamtejszych winiarni znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Samo miasto jest jakby stolicą burgundzkiego winiarstwa. Mury obronne otaczają miasto, renesansowe rezydencje, kościoły, parki i muzea.
Spacer Murami Obronnymi Beaune
Bazylika Notre Dame
Średniowieczny szpital – Hotel-Dieu, ufundowany w roku 1443 jako szpital dla najuboższych (tę funkcję pełnił do 1971r.)
Galeria sztuki w Beaune - ten obraz nam się podobał bo przedstawia nas za parę lat
Bajdarka
Uliczki Beaune
Château Corton
Wondonżery na pace
Chambolle-Musigny
Chateau de la Berchere
Château du Clos de Vougeot
W dniu imprezy wspólnie z Hiszpanami zaparkowałyśmy na noc za przydomową winnicą Guillaume, dzięki czemu każdy mógł wypić dowolną ilość tutejszego wina.
Impreza była bardzo udana, stoły uginały się od burgundzkich specjałów a przede wszystkim od butelek z wyśmienitym winem. Pomiędzy jednym a drugim toastem Guillame wręczał pracownikom koperty z wypłatą oraz po 2 butelki wina jego produkcji. Doszłyśmy później do wniosku, że to nawet dobry sposób na wypłatę bo rozweseleni winem pracownicy na pewno byli dalecy od zgłaszania ewentualnych roszczeń. Zresztą my również nawet nie sprawdzałyśmy ile otrzymałyśmy pieniędzy. Kolacja przeciągnęła się do późna. Pamiętałyśmy jednak, że nazajutrz zaczynamy pracę u nowego pracodawcy więc podziękowałyśmy Guillamowi za wszystko i udałyśmy się na spoczynek.
Winobranie Francja - praca u Jocelyn
Rano wstałyśmy z niewielkim bólem głowy i wyruszyłyśmy do Nuits-Saint-George do nowej pracy. Właścicielką okazała się przemiła starsza pani o imieniu Jocelyn, która prowadziła rodzinny interes do spółki z siostrą, bratem i innymi członkami rodziny.Joselyn pozwoliła nam parkować Badylka tuż pod jej domem. Mogłyśmy też bez ograniczeń korzystać z toalety i łazienki z prysznicem.
Przerobownia Jocelyn w podwórzu
Joselyn zrywała nam z drzewa świeżutkie słodkie figi
Pracownikami byli oprócz nas młodzi ludzie z Portugalii, Włoch a także trójka Brazylijczyków. Prócz jednej osoby, nikt nie znał angielskiego, pozostawała nam więc rozmowa na migi lub przez elektronicznego tłumacza.
Praca u Jocelyn zaczynała się trochę później i kończyła wcześniej niż poprzednia. Koło 9 rano była przerwa śniadaniowa, dostawaliśmy bagietki, sery, pasztet, wędliny, czekoladę, kawę i wino. Tym samym odeszło nam robienie porannej owsianki.
Śniadanie na polu
Winobranie Francja - posiłki u Jocelyn
Przerwa na lunch trwała trochę krócej bo półtorej godziny zamiast dwóch ale jedzenie było bez porównania bardziej wystawne. Kochana Jocelyn miała wielką kuchnię z kilkoma piecami i wstawała codziennie o 4 rano by przygotowywać swojej ekipie cudowne posiłki. Do tego każdego dnia przygotowywała również słodkie desery - piekła ciasta, tarty itp. Strasznie było nam jej żal, że ona tak cały czas na nogach i wyglądała na zmęczoną. Jednak potem pomyślałyśmy, że ona musi kochać to co robi bo inaczej te potrawy nie smakowałby tak, jak smakowały. Francuska kuchnia w jej wykonaniu to naprawdę mistrzostwo świata. Gdyby nie winobranie nigdy nie poznałybyśmy tych smaków. Dla takich doznań kulinarnych można nawet pracować za darmo. Wina serwowane przez Jocelyn to również był obłęd. Zarówno białe, różowe, czy czerwone - wszystkie przepyszne.
Pieczone golonki - rozpływały się w ustach
Jedna z przystawek - pizza z tuńczykiem i oliwkami
Pstrągi na parze z pomidorkami z ogrodu Jocelyn
Dziczyzna (jeleń) - tego dania nie zapomnimy nigdy - było cudowne i w ogóle nie było czuć, że to dziczyzna, po prostu obłęd
Przepyszny Burgund
To Chardonnay było wprost wyśmienite
Lokalny specjał Creme de Cassis
Cudne sery
Francuska tarta owocowa
Brownie
Tarta wiśniowa - cudo
Jocelyn w akcji
Winobranie Francja - organizacja pracy
Praca u Jocelyn była trochę bardziej chaotyczna, lub po prostu mniej zorganizowana niż u Guillama. U Guillama pełne wiaderka wsypywało się porterom/tragarzom do wielkich pojemników, które nosili na plecach. Natomiast u Jocelyn samemu trzeba było dźwigać wiadra do traktora ze skrzyniami. To było o tyle głupie, że jeśli ktoś szybciej ścinał to do traktora miał hektar, co było marnotrawstwem wysiłku i czasu. Poza tym pod koniec pracy brakowało już sił by dźwignąć ciężkie wiadra wysoko do góry. Często jednak w drugiej części dnia mieliśmy pomoc w wymianie wiader. Panowie, którzy od rana pracowali przy tłoczeniu wina, po południu pomagali na polu. Czasami brakło też skrzynek i wtedy stało się ok. 30 min i czekało, aż dowiozą puste skrzynki.Ciężko się zbierało po opadach deszczu bo trudno było chodzić po gliniastej glebie. Na butach robiły się gliniane ciężkie kapcie.
Nasza znajoma nie miała tyle szczęścia. W trakcie pobytu zgadałyśmy się, że też jest ze swoją paczką na winobraniu. Wyjechali za pośrednictwem polskiej agencji. Warunki pracy, jakie otrzymali na miejscu okazały się jakże odmienne od naszych. Nie dość, że musieli dojeżdżać ok. 100km dziennie do pracy w jedną stronę to oprócz tego, że mieli mieszkanie do dyspozycji nie mieli nic więcej. Nie dostawali posiłków, ani nawet napoi chłodzących, a dojazdy nie były rekompensowane. Obiady musieli zabierać ze sobą w słoikach na pole, a na zakończenie zbiorów dostali tabliczkę czekolady.
Winobranie Francja - powrót do domu
Pożegnałyśmy więc Nuits-Saint-George i ruszyłyśmy bez konkretnego planu na południe. Przejechałyśmy burgundzką ziemię do końca, zwiedzając historyczne miasto Cluny z olbrzymim opactwem i piękna starówką.
Froment Denis, Sercy
Château de Cormatin
Okolice Taize
Cluny - Le parc abbatial
Mairie de Cluny
Opactwo św. Piotra i Pawła w Cluny
Winobranie Francja - powrót przez Szwajcarię
Wpadł nam nagle do głowy pomysł żeby wracać przez Szwajcarię i posmakować trochę alpejskich tras samochodowych. Tak też oczywiście bez namysłu zrobiłyśmy. Przenocowałyśmy tuż przy granicy w Nantua a następnego dnia wjechałyśmy do Szwajcarii.
Miejscówka noclegowa w Nantua, tuż przy jeziorze
Jezioro Nantua
Jezioro Nantua
Jezioro Genewskie
Niestety przejeżdżałyśmy też przez duże miasta typu Lozanna czy Montroux w godzinach szczytu i tkwiłyśmy w korkach.
Szwajcaria nam się bardzo spodobała, tym bardziej, że wjechałyśmy też do Parku Gruyere, z malowniczymi typowo alpejskimi łąkami i drewnianymi domkami.
Park Gruyere
Zanocowałyśmy na parkingu przy którymś z kolejnych jezior. Miałyśmy tylko lekkie obawy czy nie przysporzy nam to mandatu, bo Szwajcaria nie jest raczej krajem przyjaznym noclegom na dziko. Nikt się jednak nami nie interesował, a o świcie ruszyłyśmy dalej.
Bönigen, Szwajcaria
Wełnianki
Rajd starych samochodów
Przejechałyśmy przez miasteczko rodzinne Wilhelma Tella i zaczęłyśmy wspinać się kolejną malowniczą trasą, niestety okazało się, że tego dnia odbywają się tam zawody kolarskie i miałyśmy do wyboru czekać 2 godziny lub zawrócić. Wybrałyśmy to drugie. Na trasie mijałyśmy też alpejskie krowy z brzęczącymi wielkimi dzwonkami. Jednak nie były fioletowe.
Alpejskie krowy
Pomnik Wilhelma Tella
Każde mijane miasteczko mogłoby być miejscem na osobną wycieczkę. Na nic już jednak nie miałyśmy czasu. Przekroczyłyśmy granicę niemiecką na Renie i bez większych przygód dotarłyśmy autostradami w końcu do Polski.
Winobranie Francja, 14-29.09.2019
7 komentarze
W latach 1992 do 1996 też jeździłam z przyjaciółmi na winobranie. To był najlepszy czas. Spotkaliśmy na drodze najwpanialszych patronów. WOW ale było super, i za to jeszcze płacili lepiej niż zacnie.
OdpowiedzUsuńSuper, prawda? :) :) :) Domyślam się, że wtedy było jeszcze fajnej :)
UsuńŚwietnie się czytało ten tekst! Wspaniałe widoki:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
UsuńHej! Wybieram się na winobranie w tym roku, czy macie kontakty do patronów, którymi mogłybyście się podzielić lub adresy stron/grupek, na których warto ich szukać? Będę bardzo wdzięczna za pomoc :)
OdpowiedzUsuńHej, na FB jest sporo grup dotyczących winobrania, poza tym najlepiej szukać na stronach francuskiego urzędu pracy. Dużo francuskich pracodawców posługuje się angielskim i wtedy kontakt jest mega prosty. Nie mamy już niestety namiarów na naszych patronów. Powodzenia w szukaniu ofert i owocnego wyjazdu :)
UsuńWspaniałe widoki
OdpowiedzUsuń