Wielka i Mała Izera
listopada 18, 2019
Z powodu natłoku rozmaitych spraw udało nam się wykroić tej jesieni tylko jeden weekend na wyjazd w góry. Właściwszym określeniem pory roku byłoby jednak babie lato bo temperatury oscylowały powyżej 20 stopni, pomimo że noce zrobiły się już zimne.
Rozdroże Izerskie
Naszym celem stały się Izery, o których rozmawiałyśmy ostatnio parokrotnie. Ze względu na niedzielne wybory parlamentarne nie mogłyśmy jechać zbyt daleko, żeby zdążyć wrócić przed zamknięciem lokali wyborczych. Przy okazji zorientowałyśmy się, że nie zdobyłyśmy jeszcze najwyższego szczytu Gór Izerskich – Wysokiej Kopy. Postanowiłyśmy jak najszybciej nadrobić to niedopatrzenie.
Góry Izerskie - dzień 1 - Wysoka Kopa i Wielka Izera
Dojechałyśmy w piątkowy wieczór na Rozdroże Izerskie, gdzie znajduje się duży i wygodny plac parkingowy. Oprócz nas nocował tu dość leciwy camper oraz minivan. Miejscówka była bardzo spokojna, a droga mało ruchliwa. Przynajmniej tak jest w październiku.
Po porannej owsiance i obowiązkowej kawie wyruszyłyśmy nieśpiesznie szlakiem zielonym do Rozdroża Pod Zwaliskiem, a następnie czerwonym w stronę kopalni kwarcu „Stanisław”, skąd roztaczają się ładne widoki. Bardzo wiało tego dnia więc szłyśmy w bluzach, czapkach i rękawiczkach.
Kopalni kwarcu „Stanisław”
Szlak był raczej słabo uczęszczany, głównie przez rowerzystów. Doprowadził nas do wiaty turystycznej, skąd należało iść kawałek pod górę, nieoznakowaną ścieżką. Tam właśnie znajdował się najwyższy szczyt Izerów, czyli Wysoka Kopa (1126 m).
Wysoka Kopa (1126m)
Niestety nie ma tam żadnych punktów widokowych i właściwie po dotarciu na wierzchołek nie ma już za bardzo czego szukać. Wróciłyśmy więc na szlak czerwony i kontynuowałyśmy spacer przez Przednią Kopę i Sine Skałki.
Przednia Kopa
Sine Skałki
Czerwony szlak jest częścią Głównego Szlaku Sudeckiego, jednak wygląda bardziej jak droga, którą spokojnie przejechałby samochód. Po pewnym czasie zmieniłyśmy drogę na szlak żółty i powędrowałyśmy nim w stronę Łąki Izerskiej.
Jest to olbrzymia połać terenu, na której znajduje się Rezerwat Torfowiska Doliny Izery. Łąka powstała w naturalny sposób, wyniesiona przez ruchy tektoniczne. Nazywana jest nietrafnie halą, a jak wiadomo hale znajdują się na Podhalu i w Tatrach, w Bieszczadach mamy połoniny, a w Sudetach właśnie łąki. O nazewnictwo to walczą osoby związane z górami, należy więc uszanować poprawność nazw.
Chatka Górzystów / Wielka Izera
Chatka Górzystów znajduje się w ostatnim ocalałym domu po nieistniejącej już wsi Gross Iser, czyli Wielka Izera. Jeszcze przed II wojną była to dobrze prosperująca wieś, składająca się z 43 domów, młyna wodnego, kościoła, remizy, 3 karczm i szkoły. Niestety podzieliła los bieszczadzkich wiosek i po wojnie została wysiedlona. Dziś można zobaczyć tylko resztki fundamentów, w których chętnie wygrzewają się żmije.
Resztki fundamentów po zniszczonych domach
Żmija Zygzakowata
Z niewiadomych powodów z Wielkiej Izery przetrwała tylko szkoła i tam właśnie mieści się schronisko Chatka Górzystów, tłumnie odwiedzane przez turystów. Pomimo gigantycznej kolejki skusiłyśmy się na słynne biszkoptowe naleśniki z jagodami i lokalne piwo z czeskiego browaru. Przyjemnie się siedziało jednak miałyśmy na uwadze, że dni zrobiły się już krótsze i pora była wracać.
Chatka Górzystów
Gross Iser / Wielka Izera
Przespacerowałyśmy leniwie do końca łąki i zagłębiłyśmy się w las, trzymając się teraz szlaku niebieskiego. Postanowiłyśmy jednak zrobić skrót i zamiast skręcić ze szlakiem, poszłyśmy dalej drogą aż do miejsca oznaczonego na mapie jako Holy Mary. Nie wiadomo kto tak dowcipnie nazwał to miejsce. Jest to punkt widokowy nad wyżłobionym przez potok kanionem. Znajduje się tu kilka ławek oraz dość kontrowersyjna drewniana rzeźba jakiegoś lokalnego artysty.
Holy Mary
Holy Mary
Kawałek dalej weszłyśmy na żółty szlak, którym w zapadających już ciemnościach wróciłyśmy do naszego busiwa. Pożarłyśmy kolację i zaległyśmy w Badylku, czując mocno w nogach 30km wędrówki. Nie chciało nam się już nigdzie jechać, z drugiej jednak strony szkoda było nam marnować nazajutrz czasu na samo przemieszenie się. Niechętnie więc podjechałyśmy do kolejnej miejscówki przy Polanie Jakuszyckiej i tam, nie zwlekając już, ułożyłyśmy się do snu. Prócz nas były tam jeszcze dwa minikampery z Czech.
Góry Izerskie - dzień 2 - Jizerka - Mała Izera
Poranek wstał jeszcze ładniejszy niż poprzedniego dnia bo ustał wiatr i temperatura była o wiele wyższa. Można było spokojnie zrzucić bluzy i chodzić w krótkim rękawie. Po porannej toalecie oraz obowiązkowej owsiance ruszyłyśmy asfaltową drogą, oznaczoną zielonym znaczkiem szlaku do schroniska Orle. W sumie to mogłyśmy tu dojechać samochodem ale nie wpadłyśmy na to.
Orle znajduje się w bardzo klimatycznej osadzie, składającej się z kilku zabytkowych domostw. Jest to pozostałość po dawnej hucie szkła, która została potem przeniesiona do Szklarskiej Poręby. W budynku w latach powojennych mieściła się strażnica Wojska Polskiego. Obecnie jest to baza noclegowa i gastronomiczna obsługująca licznych tu narciarzy biegowych, rowerzystów i turystów wszelkiej maści. Postanowiłyśmy wracając zjeść tu obiad a tymczasem nie tracąc czasu podążyłyśmy zielonym szlakiem w kierunku rzeki Izery i niedawno odbudowanego mostu łączącego Czechy i Polskę.
Trasa jest bardzo przyjemna, w sam raz dla rodzin z dziećmi. Za mostem ruszyłyśmy w kierunku wsi Jizerka, która stanowi bliźniaczą osadę nieistniejącej wioski Wielka Izera. Jizerka miała więcej szczęścia bo przetrwała zawieruchy wojenne i zmiany systemowe, a turyści mogą korzystać z licznych tu pensjonatów i delektować się urokiem drewnianej zabudowy i sudeckim klimatem.
Obeszłyśmy wioskę i wracając nieco inną drogą postanowiłyśmy wspiąć się na niewysoki Bukovec, skąd roztacza się przepiękna panorama gór Izerskich.
Powrót do Orle odbył się podobną drogą, z tym że na trasie spotkałyśmy już o wiele więcej osób, skuszonych zapewne letnią aurą.
W schronisku, zgodnie z planem, zjadłyśmy obiad. Niestety dania nie były smaczne, odgrzewane z mikrofali, a do tego cena zupełnie nieadekwatna do jakości. Szkoda, bo miejsce jest naprawdę bardzo fajne. Niestety, jedzenie zawsze stanowi istotny punkt takich obiektów i najczęściej jego "być albo nie być". Czas nas jednak już trochę gonił więc nie zwlekając wróciłyśmy do auta.
Gdy odpaliłyśmy Badylka, zaniepokoiło nas, że ledwo udało nam się go uruchomić. Zostawiłyśmy jednak ten problem na później i ruszyłyśmy w drogę powrotną. Coś nas jednak podkusiło, żeby przed autostradą A4 zjechać na stację by kupić kawę i to był prawie koniec naszej podróży powrotnej. Akumulator nagle przestał dawać oznaki życia. Nie pomogła też próba odpalenia z kabli. Stałyśmy na stacji kompletnie zrezygnowane, zastanawiając się czy wzywać pomoc, czy lepiej od razu kupić nowy akumulator. Jednocześnie miałyśmy świadomość, że pozostały tylko 2 godziny do zamknięcia lokali wyborczych. Na szczęście dwóch panów postanowiło nam pomóc i odpalili nam auto na zapych. Nie zatrzymując się już nigdzie po drodze i nie gasząc silnika dojechałyśmy dosłownie 5 minut przed zamknięciem lokalu i zagłosowałyśmy, po czym dopiero odstawiłyśmy Badylka na parking i zgasiłyśmy silnik. Czekała nas wizyta u mechanika, jednak obyło się bez wzywania lawety czy też innej pomocy drogowej. I tak spokojny weekend dostarczył nam niespodziewanie sporo wrażeń na końcówce.
P.S. zawinił rozrusznik, który zupełnie rozładował akumulator.
Schronisko Orle
Orle znajduje się w bardzo klimatycznej osadzie, składającej się z kilku zabytkowych domostw. Jest to pozostałość po dawnej hucie szkła, która została potem przeniesiona do Szklarskiej Poręby. W budynku w latach powojennych mieściła się strażnica Wojska Polskiego. Obecnie jest to baza noclegowa i gastronomiczna obsługująca licznych tu narciarzy biegowych, rowerzystów i turystów wszelkiej maści. Postanowiłyśmy wracając zjeść tu obiad a tymczasem nie tracąc czasu podążyłyśmy zielonym szlakiem w kierunku rzeki Izery i niedawno odbudowanego mostu łączącego Czechy i Polskę.
Zegar słoneczny w osadzie
Trasa jest bardzo przyjemna, w sam raz dla rodzin z dziećmi. Za mostem ruszyłyśmy w kierunku wsi Jizerka, która stanowi bliźniaczą osadę nieistniejącej wioski Wielka Izera. Jizerka miała więcej szczęścia bo przetrwała zawieruchy wojenne i zmiany systemowe, a turyści mogą korzystać z licznych tu pensjonatów i delektować się urokiem drewnianej zabudowy i sudeckim klimatem.
Bukovec
Zejście z Bukovca okazało się dość strome
Powrót do Orle odbył się podobną drogą, z tym że na trasie spotkałyśmy już o wiele więcej osób, skuszonych zapewne letnią aurą.
W schronisku, zgodnie z planem, zjadłyśmy obiad. Niestety dania nie były smaczne, odgrzewane z mikrofali, a do tego cena zupełnie nieadekwatna do jakości. Szkoda, bo miejsce jest naprawdę bardzo fajne. Niestety, jedzenie zawsze stanowi istotny punkt takich obiektów i najczęściej jego "być albo nie być". Czas nas jednak już trochę gonił więc nie zwlekając wróciłyśmy do auta.
Gdy odpaliłyśmy Badylka, zaniepokoiło nas, że ledwo udało nam się go uruchomić. Zostawiłyśmy jednak ten problem na później i ruszyłyśmy w drogę powrotną. Coś nas jednak podkusiło, żeby przed autostradą A4 zjechać na stację by kupić kawę i to był prawie koniec naszej podróży powrotnej. Akumulator nagle przestał dawać oznaki życia. Nie pomogła też próba odpalenia z kabli. Stałyśmy na stacji kompletnie zrezygnowane, zastanawiając się czy wzywać pomoc, czy lepiej od razu kupić nowy akumulator. Jednocześnie miałyśmy świadomość, że pozostały tylko 2 godziny do zamknięcia lokali wyborczych. Na szczęście dwóch panów postanowiło nam pomóc i odpalili nam auto na zapych. Nie zatrzymując się już nigdzie po drodze i nie gasząc silnika dojechałyśmy dosłownie 5 minut przed zamknięciem lokalu i zagłosowałyśmy, po czym dopiero odstawiłyśmy Badylka na parking i zgasiłyśmy silnik. Czekała nas wizyta u mechanika, jednak obyło się bez wzywania lawety czy też innej pomocy drogowej. I tak spokojny weekend dostarczył nam niespodziewanie sporo wrażeń na końcówce.
P.S. zawinił rozrusznik, który zupełnie rozładował akumulator.
Izery, 12-13.10.2019
1 komentarze
Super podróż
OdpowiedzUsuń