Zapowiadają na weekend słoneczną pogodę więc pakujemy w czwartek manele i w pt. zaraz po pracy jedziemy w góry. Do końca jednak nie wiemy gdzie. Decyzja rodzi się dopiero tuż przed wyjazdem.
Tak mi się nazwał ten post, ponieważ zaobserwowałam tym razem wiele ptasich samotników. A może sama chciałam je takimi widzieć?
Jesteśmy w Gdańsku, jest długi weekend, pogoda wyśmienita więc rezerwujemy sobie jeden dzień na spływ Radunią.
"Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady" to hasło dość mocno już oklepane ale ciągle posiadające moc sprawczą - przynajmniej dla mnie. Są zerwaniem z rutyną dnia codziennego, odcięciem się od wszystkiego co wnerwiające i przyziemne, resetem absolutnym.
Jedziemy na weekend do Załęcza Wielkiego odwiedzić znajomego, który jest wychowawcą na obozie językowym w "Nadwarciańskim Grodzie". Weekend ma być aktywny więc planujemy popływać kajakiem i pojeździć rowerami w obrębie Wielkiego Łuku Warty.
Ze względu na nieplanowany dłuższy pobyt w Lądku Zdrój (link) do miejscowości Dolni Morava dojeżdżamy bardzo późno.
Niespodziewanie nadszedł czerwiec i czas urlopu. Jak zwykle nie mamy nic zaplanowane, chociaż wiemy, że chcemy spędzić urlop w kajaku. Początkowy pomysł spływu Narwią odpada ze względu na zbyt małą ilość czasu. Poza tym chcemy jakiegoś urozmaicenia.