Weekend pod latarnią na Wielkim Łuku

sierpnia 06, 2017


Jedziemy na weekend do Załęcza Wielkiego odwiedzić znajomego, który jest wychowawcą na obozie językowym w "Nadwarciańskim Grodzie". Weekend ma być aktywny więc planujemy popływać kajakiem i pojeździć rowerami w obrębie Wielkiego Łuku Warty.
Załęczański Park Krajobrazowy leży na Wyżynie Woźnicko-Wieluńskiej, w województwach łódzkim, opolskim i śląskim. Park obejmuje tereny leżące w zakolu rzeki Warty, tzw. Łuk Załęczański oraz przełomy Warty przez Wyżynę Wieluńską - Działoszyński i Krzeczowski. Zapowiada się więc ciekawa wycieczka krajoznawcza. Tu nas jeszcze nie było.


Jadą z nami znajome, które również mają ochotę coś ciekawego ze sobą zrobić. Na miejscu jesteśmy w piątek pod wieczór. Zanim założymy obóz szukamy najfajniejszego miejsca na terenie olbrzymiego ośrodka. Na początku chcemy rozbić się przy rzece ale ze względu na tłok panujący przy wiatach, lądujemy jakby w środku pustego lasu. Jak się za chwilę okazuje jest tu niesamowity, tajemniczy klimat i co najfajniejsze - nie ma tu dosłownie nikogo prócz nas. Zauważamy też latarnię w środku tego lasu. Latarnię uruchamiamy włącznikiem niczym lampkę nocną w mieszkaniu. Pod latarnią dziewczyny rozkładają stolik i grilla (sprzętowo są przygotowane na wszystko). Siedzimy tu do późnej nocy, racząc się smakołykami i piwem. Śpimy dziś w samochodzie, a znajome w namiocie obok. 


Rano budzi nas piękny słoneczny dzień. Las nie wygląda już tak przerażająco. Jemy śniadanie, które na łonie natury smakuje wyśmienicie i zbieramy się na kajaki.


Uzgadniamy trasę, ładujemy kajaki na dach i jedziemy do Działoszyna.


Zrzucamy kajaki nad rzeką przed mostem drogowym, a następnie rozstawiamy samochody. Jeden zostawiamy w Kamionie, do którego z Działoszyna jest tylko kilkanaście kilometrów samochodem (w poprzek łuku) więc po zakończeniu spływu łatwo będzie nam wrócić po drugie auto. Na tym odcinku rzeka tworzy wielki łuk, którym zamierzamy spłynąć. Warta jest tu dzika i nieuregulowana, co sprawia że jest to jeden z ciekawszych odcinków o urozmaiconym, pięknym krajobrazie.


Logistyka związana z rozstawianiem samochodów zajmuje nam sporo czasu więc cieszymy się, kiedy wreszcie siadamy w kajakach. Jest niesamowity upał ale płynie się bardzo przyjemnie. Otaczają nas głównie piękne lasy na wysokich skarpach.


 

Są też zwałki, bystrza i płycizny. Poziom wody jest bardzo niski. Co jakiś czas wychodzimy z kajaka by przeciągnąć go na głębszą wodę.




Ogólnie płyniemy bardzo leniwie. Robimy sobie też przerwy np. na kawę i ciacho.


 


Kiedy dopływamy do Załęcza Wielkiego - naszej bazy, orientujemy się, że jest już bardzo późno. Dopłynięcie do Kamiona zajmie nam jeszcze ze 2-3 godziny, a transport powrotny i powrót po auto do Działoszyna i z powrotem co najmniej kolejną godzinę,  a w planach mamy jeszcze biesiadowanie przy grillu pod naszą latarnią. Poza tym upał i płycizny trochę wymęczyły już całe towarzystwo więc wspólnie postanawiamy zakończyć tu spływ. Przed nami jeszcze tylko jedno fajne bystrze, które daje zastrzyk adrenaliny i kończymy w wygodnym miejscu za starym promem, tuż przy hangarach kajakowych. 




Bierzemy od znajomego samochód, którym jedziemy po auto zostawione w Kamionie, a potem po drugie auto do Działoszyna. 


Kiedy wracamy pod latarnię jesteśmy już mocno zmarnowane ale Patrycja ze znajomą rozpaliły już grilla i wszystko ładnie przygotowały więc my możemy teraz zalec z zimnym piwkiem i nic już do końca dnia nie robić. Tego wieczora lub raczej nocy odwiedza nas wreszcie nasz znajomy Tomaszek i jeszcze dodatkowo całe rzesze szalejących ciem przeróżnej maści i wielkości. Jedne z oczami, jedne z rogami, inne w cętki, a jeszcze inne olbrzymie i ruchliwe jak kolibry. Niestety kiepska jakość zdjęć nocnych komórką.


W końcu skonane idziemy spać by następnego dnia podjąć kolejną próbę pokonania Wielkiego Łuku Warty - tym razem rowerami.



I prawie nam się udaje gdyby nie burza, która nas dopada i w której przychodzi nam wracać.



Jakby tego było mało doświadczamy dziwnego dejavu. Wracając z Bobrowników drugą stroną rzeki, po pokonaniu ok. połowy trasy powrotnej, w miejscowości Troniny trasa dziwnie i niepostrzeżenie zawraca. Przemoczone i umęczone ciężką jazdą w piachu i strugach deszczu docieramy z powrotem do Bobrowników. Osłupiałe ze zdziwienia i nie potrafiące zrozumieć tego co zaszło, nie ryzykujemy i wracamy tą samą trasą, którą pierwotnie przyjechałyśmy. Szlaki rowerowe są tu bardzo źle oznakowane. Istniejące oznaczenia są sprzed wielu wielu lat i najczęściej nie ma ich wcale bo np. drzewa na których widniały dawno temu ścięto.


Na miejscu bierzemy prysznic, przebieramy się w suche rzeczy i wracamy do domu. Koniecznie musimy tu jeszcze wrócić by domknąć Wielki Łuk. Tereny są tu niesamowicie piękne i dzikie.


Załęcze Wielkie, 21-23.07.2017

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram