Śladami Michała Kajki

lipca 22, 2020


Mazury, Mazury – cud natury, głosi popularny slogan reklamowy. I gdyby tylko wymazać stąd tłumy turystów, to na pewno nikt by z tym hasłem nie dyskutował. 
Pierwszy raz byłyśmy na Mazurach parę ładnych lat temu na spływie KrutyniąSapiną i rowerowej objazdówce. Podczas czerwcowego długiego weekendu, przedłużonego o tydzień odwiedziłyśmy Mazury po raz kolejny. Co prawda wcześniej w planach miałyśmy Roztocze i rzekę Wieprz, jednak burzowe prognozy skutecznie przerzuciły nas w tereny mniej burzowe, czyli mazurską Pisę. Tak się jednak śmiesznie złożyło, że dzień przed wyjazdem okazało się, że znajoma też wybiera się z paczką kajakarzy właśnie na Mazury i zaproponowała nam wspólne pływanie po tajemniczo brzmiącym Szlaku Michała Kajki. No i my na to oczywiście jak w dym, a że nazwa ta pierwszy raz obiła nam się o uszy, poczytałyśmy pobieżnie znalezione na szybko informacje o tym szlaku. Okazuje się, że został on uznany przez internautów za najpiękniejszy szlak kajakowy Mazur, wyprzedzając Krutynię i Sapinę. Wiedzie mało znanymi mazurskimi jeziorami, dostępnymi tylko dla kajaków, dzięki czemu jest prawie pusty. Ponadto łączy miejsca związane z  ludowym poetą Michałem Kajką.


Mazurski Kajakowy Szlak Michała Kajki

Zbiórkę drużyny ogłoszono w samo południe w czwartek na prywatnym campingu w Różyńsku, gdzie mieliśmy zostawić samochody i wodować się na jezioro Druglin Duży.


Z Leszna wyjechałyśmy w środę wieczorem i nocowałyśmy w Badylku na trasie ponieważ miałyśmy sporą odległość do pokonania. Na miejsce zbiórki dotarłyśmy z rana i zastałyśmy już część ekipy, a pozostali dojechali w niedługim czasie. Szybko rozłożyłyśmy kajak, spakowałyśmy niezbędne rzeczy i jedzenie na 4 dni pływania. Jak wiadomo prawdziwi kajakarze pływają tylko jedynkami więc my jako te nieprawdziwe, pływające jednostką dwuosobową, trochę odstawałyśmy od reszty ekipy. Sekret polega jednak zwykle na tym, że ciężko dogadać się dwóm osobom w jednym kajaku i wspólne pływanie nieraz kończy się „rozwodem” lub zakupem dwóch jedynek. Trochę w tym żartu, trochę prawdy. Kajaczki naszych towarzyszy były długie i przystosowane do pływania po dużych wodach, dlatego nieraz ciężko było nam dotrzymać im "kroku" naszym szerokim, powolnym składakiem. Na szczęście spływ był totalnie rekreacyjny więc nie przejmowałyśmy się gdy zostawałyśmy w tyle.


Mazury - kajakowy Szlak Michała Kajki - dzień 1

Jezioro Druglin Duży






Na początku opłynęliśmy całe jezioro Druglin Duży, zaglądając do wszystkich zatoczek i zakamarków. Następnie przemieściliśmy się wąskim kanałem do jeziora Kraksztyn i kolejnym kanałem do jeziora Lipińskiego. Tam podjęliśmy próbę dotarcia do jeziora Zdedy. Ponieśliśmy jednak porażkę. Kanał był całkowicie zarośnięty a na dodatek łabędzie broniły przejścia oraz swoich młodych siedzących na gnieździe. 

Kanał prowadzący do Jeziora Krakszyn


Płycizny pod mostem drogowym przed wpływem na Jezioro Lipińskie

Jezioro Lipińskie



Próba przedostania się do Jeziora Zdedy


Zawróciliśmy w poszukiwaniu fajnego miejsca na biwak. Znaleźliśmy małą łąkę w pobliżu poligonu wojskowego, w sam raz na 5 namiotów i 9 osób. Wskoczyliśmy do wody popływać i zmyć pot całodziennego upału. 
Pierwszy wieczór uświetniliśmy ogniskiem połączonym z pieczeniem kiełbasek oraz wznoszeniem toastów. Było bardzo wesoło dopóki nie nadeszła niespodziewania wielka chmura burzowa. Zagrzmiało, powiało i ledwo zdążyliśmy schować się do namiotów zaczęło lać. W nocy mieliśmy dodatkowe atrakcje. Około godziny 2:00 obudziła nas kanonada zbliżających się strzałów. Znaleźliśmy się pod silnym ostrzałem nieprzyjaciela, ale nasze wojska na szczęście przegoniły wroga. Ranek przywitał nas już piękną pogodą. Dyskutowaliśmy trochę na temat nocnej strzelaniny i zdania były podzielone. Część osób twierdziła, że to zwykłe ćwiczenia wojskowe i wybór miejsca był przypadkowy. My jednak osobiście uważamy, że żołnierze postanowili się zabawić i trochę nas nastraszyć.







Mazury - kajakowy Szlak Michała Kajki - dzień 2

Po śniadaniu ruszyliśmy dalej przez jeziora, przesmyki i kanały, czyli z powrotem jeziorem Lipińskim do jeziora Kraksztyn (z przerwą w miejscowości Ogródek na zwiedzanie Muzeum Kajki), a następnie jeziorem Kraksztyn Mały i kanałem do jeziora Rostki. Z jeziora Roski kanałem do jeziora Orzysz. Płynąc Szlakiem Michała Kajki nie sposób pominąć odwiedzin w muzeum tego poety. Przybiliśmy do brzegu i przedarliśmy się przez chaszcze pokrzyw żeby dotrzeć do drogi. Poświęcenie się opłaciło bo muzeum jest warte odwiedzin. Przewodnik opowiadał ciekawe rzeczy nie tylko o postaci Kajki ale i o mieszkańcach Mazur z okresu 20-lecia międzywojennego. Nie ma sensu streszczać tych opowieści, na pewno jednak przydałaby się ta wiedza ludziom, którzy uważają tereny Mazur (a w zasadzie Prus) za rdzennie polskie.




Jezioro Lipińskie


Kościół w Klusach






W Ogródku zrobiliśmy też mały popas i w lokalnym sklepiku uzupełniliśmy zapasy piwa i kiełbasek do ogniska. Podczas podgrzewania jedzenia przytrafiła nam się mała ale niebezpieczna przygoda. Kuchenka turystyczna produkcji chińskiej przeleżała ostatni rok spokojnie w szafie a w tym czasie całkowicie sparciała w niej uszczelka. Gaz zaczął się ulatniać dookoła i w pewnym momencie cała kuchenka razem z garnkiem i zawartością zajęły się wielkim płomieniem. Akcja gaśnicza uratowała menażkę przed zwęgleniem ale bałyśmy się dalej korzystać z kuchenki. Nasi towarzysze oczywiście chętnie nam udostępniali swój sprzęt. W końcu jednak Agata nie mogła tego dłużej ścierpieć.  Ambicja nie pozwoliła jej odpuścić i po krótkim dłubaniu naprawiła nieszczęsną uszczelkę i odtąd wszystko działało jak należy.




Poszukiwania kanału prowadzącego do jeziora Rostki







Jezioro Rostki



Z jeziora Rostki przedostałyśmy się malowniczym, zalesionym kanałem do jeziora Orzysz. Na trasie trafiliśmy na przeszkodę ze zwalonych drzew, którą trzeba było przenieść brodząc w bagnie. Przenoska była uciążliwa i gdyby nie koledzy musiałybyśmy z pewnością wyładowywać Bajdarkę. 















Jezioro Orzysz



Na nocleg wybraliśmy piękne i dzikie miejsce na wyspie Ostrów. Co prawda miała ona już swoich amatorów ale że mieliśmy liczebną przewagę to staliśmy się użytkownikami najlepszej części wyspy. Po obowiązkowej kąpieli zasiedliśmy przy ognisku. Tym razem deszcz nam nie przeszkodził i mogliśmy się nacieszyć swoim towarzystwem do woli. 






Mazury - kajakowy Szlak Michała Kajki - dzień 3

Rankiem trochę się grzebaliśmy i dostaliśmy mały ochrzan od straży rybackiej. Ponoć biwakowanie na wyspie jest nielegalne. Tak naprawdę chodziło pewnie jednak tylko o to, że wędkarze nie mogli spokojnie łowić ryb w zatoczce. My już i tak odpływaliśmy. Tym razem skierowaliśmy się w stronę miejscowości Orzysz i wylądowaliśmy na jednej z orzyskich plaży. Tutaj zrobiliśmy sobie przerwę na rozprostowanie nóg, zjedzenie lodów/frytek/zapiekanek/wypicie piwa/kawy - co kto preferował. Właściciel terenu okazał zainteresowanie trasą, którą przemierzaliśmy. Dyskutując o szczegółach technicznych udało nam się z nim dogadać w sprawie końcowego transportu kajaków do bazy. W ten sposób odpadł nam problem logistyczny.






Rozpoczęliśmy ostatni dziś etap płynięcia kanałem Orzysz a potem urokliwą rzeką Orzyszą. Rzeczka doprowadziła nas do jeziora Tyrkło. Byliśmy już trochę zmęczeni i chcieliśmy znaleźć miejsce na nocleg. Okazało się, że to niełatwe zadanie. Brzegi były albo zagospodarowane przez prywatne domki letniskowe albo miały niedostępne brzegi. Na koniec ujrzeliśmy na cyplu miejsce wprost idealne dla nas. Niewielka, wykoszona łączka tuż przy jeziorze. Był to teren należący do Mazurskiej Służby Ratowniczej. Na szczęście jeden telefon wystarczył aby uzyskać zgodę na jednorazowy biwak. Po rozłożeniu namiotów mieliśmy już czas na konsumpcję resztek zapasów oraz trunków wysokoprocentowych. Do późna przeciągaliśmy nocne rozmowy Polaków. Zbliżało się przesilenie letnie i niebo było jasne prawie całą noc.







Jezioro Tyrkło









Mazury - kajakowy Szlak Michała Kajki - dzień 4

Nazajutrz wpłynęliśmy przez Okartowo na jezioro Śniardwy pokołysać się na falach. Tak naprawdę strasznie chciałyśmy płynąć dalej Śniardwami do Kanału Jeglińskiego, a potem do samego Pisza. Niestety awaria Badylka uniemożliwiła nam realizację tego pomysłu. Nasze busiwo dowiozło nas szczęśliwie na Mazury ale na sam koniec trasy zapaliła się kontrolka ładowania i wysiadły światła stopu. Nie miałyśmy pewności czy odpali, gdy wrócimy więc postanowiłyśmy wrócić wspólnie z ekipą, która w razie potrzeby pomogłaby nam z rozruchem. Trzeba było znaleźć jakiś porządny warsztat.


Jezioro Śniardwy

Pan od transportu kajakowego nie zawiódł i przyjechał po nas do Okartowa punktualnie. Zmieściliśmy się wszyscy razem z kajakami i bagażami. Po dotarciu do bazy pożegnaliśmy się i każdy wyruszył w drogę powrotną. Dla nas była to dopiero połowa spływu. Badylek na szczęście odpalił więc ruszyłyśmy do Pisza i znalazłyśmy miejsce noclegowe w tamtejszej Ecomarinie. Przy okazji dowiedziałyśmy się do którego mechanika najlepiej oddać samochód. Miałyśmy jeszcze sporo czasu na zwiedzanie miasta, degustację pysznej zupy rybnej, pierogów z siei i smażonego okonia. Tak uraczone mogłyśmy spokojnie oczekiwać na drugą część spływu (link do posta).






Badylek w Piszu na Ecomarinie nad jeziorem Roś- miejsce startu spływu Pisą




Pomnik Wańkowicza w Piszu 

Widok z Ekomariny na Jezioro Roś

Wieczorny chillout w Badylku

Można powiedzieć, że niemożliwe stało się możliwe i trafił nam się prawdziwy cud - piękne mazurskie jeziora, którymi przemierzałyśmy szlak świeciły pustkami! Takie Mazury tylko kochać!

Mazurski szlak kajakowy - Śladami Michała Kajki, 11-14.06.2020

You Might Also Like

3 komentarze

  1. Wasza opowieść o wyprawie szlakiem Kajki jest obłędna. To niesamowite, ale my z mężem byliśmy tam dosłownie 2 tygodnie później. Też nie udało nam się dotrzeć do Jeziora Zdedy. Szlak urzekł nas dzikością o jaką dziś trudno na Mazurach. Planujemy powrócić tam tego lata ze znajomymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super:) Ale zbieg okoliczności :) Macie gdzieś relację z tego spływu? :)

      Usuń
  2. Uwielbiam takie szczegółowe relacje

    OdpowiedzUsuń

Instagram