Jesienne Pieniny

stycznia 09, 2024


Przełom października i listopada był dla nas ostatnią szansą na wyjazd w poszukiwaniu kolorowej jesieni i tym razem postawiłyśmy na Pieniny. Ostatni raz byłyśmy tu na pamiętnym spływie Dunajcem, na którym testowałyśmy dopiero co zakupioną Bajdarkę (link) i wędrowałyśmy po górach (link).


Jesienne kolory w Pieninach

W piątkowe popołudnie ruszyłyśmy w drogę. Pogoda była fatalna, lał deszcz i nie chciało nam się wierzyć, że weekend ma być słoneczny. Zanocowałyśmy na jakimś parkingu przy autostradzie. Oprócz zwyczajowych hałasów doszedł nam huk startujących i lądujących samolotów z pobliskiego lotniska Balice. Ale od czego są zatyczki? Dobry i prosty wynalazek, który niejednokrotnie uratował nam wypoczynek w nocy.
Poranek był rześki ale nie padało i zapowiadała się ładna pogoda. Śniadanie postanowiłyśmy zjeść nad zalewem Czorsztyńskim w lepszych okolicznościach przyrody. Udało nam się znaleźć przyjemne miejsce z widokiem na zamek Czorsztyn. Tam też zjadłyśmy śniadanie i wypiłyśmy kawę. Przez chwilę zastanawiałyśmy się czy nie wypożyczyć rowerów żeby objechać zalew ale nie miałyśmy aż tyle czasu. Może następnym razem. Rowery były jednak w planie. 







Badylek





Pieniny - rowerami wzdłuż Dunajca

W Szczawnicy zatrzymałyśmy się w pierwszej wypożyczalni rowerów – Port Pieniny (bardzo miła obsługa – polecamy), gdzie wzięłyśmy dwa rowerki i ruszyłyśmy ścieżką wzdłuż Dunajca. Niestety słońce dziś się raczej chowało przed nami. Za to ludzi było niewiele a droga bardzo fajna. Po Dunajcu płynęły co jakiś czas tratwy z turystami. W pewnym momencie byłyśmy świadkami zmagań na rzece ekipy na SUPach. Nasze doświadczenia na tych deskach są bardzo skromne i raczej na spokojnym jeziorze, tym bardziej więc podziwiałyśmy ich przeprawę przez rwącą rzekę. Po dotarciu do Czerwonego Klasztoru zgłodniałyśmy, postanowiłyśmy więc zjeść obiad. Knajpka przy klasztorze miała mizerny wybór dań i niezbyt apetycznie tam pachniało, pojechałyśmy więc wzdłuż głównej drogi i znalazłyśmy ciekawszy lokal. Usiadłyśmy na zewnątrz podziwiając panoramę Trzech Koron. Zamówiłyśmy gulasz z jelenia z knedlem oraz hałuski z owczą bryndzą a do tego piwo z lokalnego browaru. Wszystko było bardzo smaczne. 
Tak posilone poszłyśmy nad brzeg rzeki puścić drona, chociaż słońce uparcie nie chciało wyjść. Później tą samą drogą wróciłyśmy do Szczawnicy i oddałyśmy rowerki w wypożyczalni.







Czerwony Klasztor









Tymczasem zaczynało się ściemniać ale nie odmówiłyśmy sobie spaceru po Szczawnicy deptakiem wzdłuż potoku Grajcarek. Wieczór spędziłyśmy w uroczej Książkawiarnii Ooh Lala. Zamówiłyśmy kawę i pyszne ciacho a potem pojechałyśmy do wsi Jaworki, skąd nazajutrz zamierzałyśmy wystartować na mały trekking. Na nocleg upatrzyłyśmy sobie spokojne miejsce przy kościele na górce, gdzie jest duży plac parkingowy. Miejsce było bardzo ciche i nikt nie zakłócał nam spokoju. Akurat było zaćmienie księżyca i mogłyśmy obserwować to zjawisko w pełnej krasie.



Sanatorium Inhalatorium






W nocy było dość zimno, chociaż jak na końcówkę października i tak ciepło – około 10 stopniu na plusie. Pechowo wyczerpał nam się akumulator postojowy i webasto nie chciało odpalić. (Problemy z akumulatorami są stałym tematem naszych utrapień). Ubrałyśmy się ciepło i zawinęłyśmy w kołdrę. Rano w słońcu szybko się rozgrzałyśmy.


Szczawnica - szlak na Wysoką przez Wąwóz Homole

Zrobiłyśmy śniadanie i kawę a potem ruszyłyśmy na szlak. Nieopodal było wejście do wąwozu Homole. Wąwóz jest bardzo malowniczy, chociaż niezbyt długi. Przejście wzdłuż kaskad mostkami robi wrażenie, chociaż nie ma porównania z doliną Białej Opawy (link)


Wąwóz Homole












Idąc zielonym szlakiem, a potem niebieskim osiągnęłyśmy w końcu najwyższy szczyt Pienin, czyli Wysoką (lub Wysokie Skałki). Szkoda tylko, że wierzchołek był zapchany przez grupę zdobywców Korony Gór Polski i ciężko było się przecisnąć na podziwianie panoramy Tatr w oddali. Po niedługim czasie ruszyłyśmy dalej niebieskim, grzbietowym szlakiem. 





Widok z Wysokiej





















Mogłyśmy cieszyć się w pełni pięknymi kolorami jesieni. Wędrowałyśmy nie spiesząc się, z przerwami na puszczanie drona i w końcu dotarłyśmy na Palenicę. Można tu wjechać ze Szczawnicy kolejką. Niedługo zacznie się tu sezon narciarski ale i dziś sporo ludzi korzystało z pięknej pogody. Zeszłyśmy żółtym szlakiem do Szczawnicy. Na przystanku okazało się, że akurat uciekł nam autobus do Jaworek. 










Palenica








Poszłyśmy więc do knajpki na obiad. Zamówiłyśmy kwaśnicę, zupę chrzanową i pstrągi. Wszystko było przepyszne. Mocno objedzone znów dotarłyśmy na przystanek tylko po to, żeby się dowiedzieć że znów nam uciekł autobus i to ostatni już tego dnia. Nie miałyśmy jednak daleko i te parę kilometrów dodatkowego spaceru zrobiłyśmy z przyjemnością. 
Do Jaworek dotarłyśmy już po ciemku, świecąc sobie czołówkami. Następnie przemieściłyśmy się z powrotem do Szczawnicy. Zaparkowałyśmy przy cmentarzu i poszłyśmy połazić po mieście. Wstąpiłyśmy do restauracji Bohema na coś słodkiego i kawę. Niestety z nieznanych przyczyn nie mogłyśmy otrzymać kawy. Kelnerka była tak niekomunikatywna, że nie można było zrozumieć o co chodzi, w każdym razie chyba miało to związek z czyszczeniem ekspresu. Ciężko też było się dogadać w kwestii deseru. Najpierw twierdziła, że są trzy desery, potem że dwa a na końcu się okazało że możemy zamówić tylko suflet czekoladowy, co nam zresztą pasowało. Szkoda, że bez kawy. Herbata też była jakaś dziwna, w ogóle to były tu same problemy ze złożeniem zamówienia. Na szczęście suflet uratował honor tego miejsca, był naprawdę wspaniały.







Grajcarek

Bohema

Suflet


Szczawnica - gdzie nocować vanem na dziko

Na nocleg znalazłyśmy przez przypadek fantastyczny parking położony w górnej, uzdrowiskowej części Szczawnicy, tuż przy Parku Górnym. Było to miejsce nieoznaczone na mapie i chyba nieznane turystom. Stały tu może ze dwa samochody ale poza tym był totalny spokój. Zaparkowałyśmy w ustronnym kącie i pozostałyśmy tu już do końca naszego pobytu w Szczawnicy.
















Szczawnica - szlak na Sokolicę i Trzy Korony

Rano ubrałyśmy się odpowiednio na trekking i ruszyłyśmy żwawo na szlak. Zamierzałyśmy zdobyć ponownie Sokolicę i Trzy Korony, tym razem od strony Szczawnicy. Po drodze kupiłyśmy w piekarni kołacz i jadłyśmy go idąc. Zahaczyłyśmy też o fajną grecką kafejkę gdzie przemiły właściciel zrobił nam kawę po turecku na wynos. Dopijałyśmy ją zmierzając do przeprawy flisackiej przez Dunajec. Niepotrzebnie się spieszyłyśmy bo pozna nami nie było chętnych na drugi brzeg a leniwy flisak nie miał zamiaru przewozić tylko dwóch osób. Na szczęście po niedługim czasie znalazły się jeszcze dwie turystyczne duszyczki i za jedyne 4 zł od łebka zostaliśmy przewiezieni przez rzekę. 


















Obawiałyśmy się trochę tłumów na szlaku ale o dziwo poza nami praktycznie nie było nikogo. Przed wejściem na Sokolicę trzeba było zapłacić wstęp na szlak. Bilet ten obowiązuje również w tym samym dniu na Trzy Korony. Na szczycie było tylko parę osób, zrobiłyśmy sobie więc dłuższą przerwę podziwiając panoramy i wygrzewając się na słońcu.









Na Sokolicy






Po jakiejś dobrej godzince ruszyłyśmy dalej niebieskim szlakiem przez Czertezik i Ociemny Wierch do przełęczy Szopka skąd blisko już było na Trzy Korony. Na szczyt prowadzi solidna metalowa kładka. Z góry mogłyśmy oglądać miejsca, które 2 dni wcześniej objeżdżałyśmy rowerami. Na górze mocno wiało nie zabawiłyśmy więc tu zbyt długo. Wracałyśmy inną trasą przez Zamkową Górę a potem żółtym szlakiem wprost do Krościenka (nie chciałyśmy ryzykować, że nie zdążymy na ostatnią przeprawę flisacką).










Znalazłyśmy Soplówkę

















Trzy Korony


Widok z Trzech Koron






















W Krościenku zatrzymałyśmy się na obiad w Karczmie Dunajec (nie polecamy) a potem już w całkowitych ciemnościach przeszyłyśmy ostatni odcinek do Szczawnicy. Nie odmówiłyśmy sobie pójścia jeszcze na kawę i suflet, tym razem w restauracji Weranda. Miejsce fajne ale suflet nie był szczególnie rewelacyjny. Dobrze czułyśmy w nogach dzisiejszy trekking, nie zwlekając więc dłużej zaległyśmy w aucie na nocleg.




Darmowe źródła mineralne w Szczawnicy

W nocy wiał halny i mnóstwo gałęzi leżało wokół Badylka, na szczęście żaden konar nie spadł na nas. Miał to być nasz ostatni dzień w Szczawnicy poszłyśmy więc po śniadaniu poszwędać się po mieście. Postanowiłyśmy namierzyć wszystkie źródła wody mineralnej, z powodu których powstało uzdrowisko w Szczawnicy. 
Przy Placu Dietla znajduje się pijalnia wód, gdzie można kupić szklaneczkę którejś z leczniczych wód albo zakupić zabutelkowaną wodę na wynos. Są to wody z ujęć: Helena, Jan, Stefan, Józefina, Magdalena oraz Józef, wszystkie szczegółowo opisane. Jeszcze niedawno można było korzystać z wód za darmoszkę, obecnie jednak ujęcia wody są zamknięte i jedyną opcją jest ich zakup. Dowiedziałyśmy się, że mieszkańcy Szczawnicy jako rezydenci nie muszą płacić za wodę źródlaną. 

Rydze nazbierane na szlaku


Plac Dietla - pijalnia wód mineralnych



Wiedziałyśmy, że gdzieś w pobliżu znajduje się źródło Jan. Szukając go wspinałyśmy się wąską uliczką coraz wyżej. Przy końcu drogi spotkałyśmy starszą panią pielącą w ogródku i wdałyśmy się z nią w bardzo ciekawą pogawędkę. Od słowa do słowa opowiedziała nam w skrócie swój życiorys a na koniec zapraszała na kawę. Nie skorzystałyśmy jednak z miłego zaproszenia a na kawę poszłyśmy do kawiarni uzdrowiskowej Helenka przy Placu Dietla. Miejsce obowiązkowe dla odwiedzających Szczawnicę jednak ciut zaniedbane.


Źródło Jana - niestety niedostępne dla turystów, jedynie w pijalni za opłatą












Kawiarnia Helenka


Zdrój Waleryi - niestety już nieczynny



Po dłuższych poszukiwaniach w internecie namierzyłyśmy 3 źródła dostępne dla szarego człowieka. Są to: Szymon, Wanda oraz Pitoniakówka. Opuszczając Szczawnicę nabrałyśmy wody ze wszystkich tych źródeł, wody miały posmak kwaśny, żelazowy i słony.

Szczawnica - Zdrój Szymona

Zdrój Szymona


Lokalizacja GPS: 49.426038132264736, 20.4793714022542

Naturalna woda lecznicza "Szymon"
Klasyfikacja: 0,2% woda mineralna swoista o charakterze woodrowęglanowo-chlorkowo-sodowowym szczawa

Dostępna w punkcie czerpalnym ogólnodostępnym niedaleko dolnej stacji kolejki linowej. Pierwsze wzmianki o źródle pojawiły się w 1816 r. Pierwotna nazwa: źródło "Pod Pagórkami". Znajduje się poniżej Parku Dolnego. Jest to studnia kamionkowa o głębokości 2,30 m. Woda odprowadzona jest rurociągiem do punktu czerpalnego ogólnodostępnego znajdującego się 14 m od ujęcia.

Wskazania dla kuracji pitnej:
Choroby przewodu pokarmowego
Nieżyty żołądka z niedokwaśności
Czynnościowe stany dyspeptyczne
Nieżyty jelit na tle niedomogi wydzielniczej żołądka
Zaparcia
Nerwice
Otyłość
Skaza moczanowa
Praca w uciążliwych warunkach (wysoka temperatura)

Sposób użycia:
1 szklanka dziennie przed jedzeniem, jeżeli lekarz nie zaleci inaczej. Ze względu na zawartość boru dopuszcza się stosowanie wody w kuracji pitnej do miesiąca czasu.


Szczawnica - Źródło Wanda

Źródło Wanda


Lokalizacja GPS: 49.42876427123912, 20.476149241576266

Naturalna woda lecznicza "Wanda"
Klasyfikacja: 0,8% woda mineralna swoista o charakterze woodrowęglanowo-chlorkowo-sodowym szczawa

Źródło znane od 1867 roku powstało w miejscu dwóch starych zdrojów Anieli i Heleny. Dostępna w punkcie czerpalnym ogólnodostępnym obok D.W. „Chemik" w Parku Dolnym. Ujęcie źródła stanowi kielichowa studnia kamionkowa o głębokości 2,35m. Znajduje się w północnej części Parku Dolnego u stóp góry Bryjarka.

Wskazania dla kuracji pitnej:
Choroby przewodu pokarmowego (nieżyty żołądka z niedokwaśności;czynnościowe stany dyspeptyczne, nieżyty jelit na tle niedomogi wydzielniczej żołądka, zaparcia)
Nerwice
Otyłość
Skaza moczanowa
Praca w uciążliwych warunkach (wysoka temperatura)

Sposób użycia:
1 szklanka dziennie przed jedzeniem, jeżeli lekarz nie zaleci inaczej. Ze względu na zawartość boru dopuszcza się stosowanie wody w kuracji pitnej do miesiąca czasu.

Szczawnica - Pitoniakówka



Lokalizacja GPS: 49.432816423594254, 20.46807477905479

Naturalna woda lecznicza "Pitoniakówka"
Klasyfikacja: wypływ F - 0,3% woda mineralna swoista o charakterze woodrowęglanowo-chlorkowo-sodowym szczawa

Nazwa pochodzi od nazwiska Pitoniak - wójta wsi Szczawnica, który w okresie międzywojennym ujął dziko wypływające źródło na lewym brzegu potoku skotnickiego. Dostępna w punkcie czerpalnym ogólnodostępnym przy ul.Skotnickiej. Czynna w sezonie letnim.

Ujęcie grupowe „Pitoniakówka" to szyb o średnicy 3,3 m i głębokości 9,7 m. Na dnie szybu wykonano tamę szybową. Z podszybia o wysokości 4,8 m i średnicy 2,5 m poprowadzono chodniki:
południowy o dł. 17,0 m, podzielony tamami na dwie komory.
wschodni o dł. 11,5 m, podzielony tamami na cztery komory.
W ociosie chodnika wschodniego ujęty został wypływ F trzema poziomymi odwiertami o łącznej długości 42 m. Komory i podszybie ujmują wody o różnej mineralizacji. Z każdej z komór wyprowadzono rurociąg wodny i gazowy. Rurociągi są doprowadzone do włazu w tamie szybowej. Jest razem 5 wypływów wodnych i 5 gazowych.

Wypływy B+C+D+G zgrupowano jako jedno ujęcie wód o niższej mineralizacji, przeznaczonych dla przyszłej rozlewni. Ujęcie wyposażone jest w 47 zbiorników magazynowych. Ze zbiorników pompa głębinowa podaje wodę z wypływu F do punktu czerpalnego.

Wskazania dla kuracji pitnej:
Nerwice
Otyłość
Nieżyty górnych dróg oddechowych i oskrzeli

Sposób użycia:
1 szklanka dziennie przed jedzeniem, jeżeli lekarz nie zaleci inaczej. Ze względu na zawartość boru dopuszcza się stosowanie wody w kuracji pitnej do miesiąca czasu.


Spacer wzdłuż Dunajca

Tymczasem spacerowałyśmy dalej po mieście i dotarłyśmy znów do greckiej kafejki. Zrobiłyśmy tu małą przerwę na kawę i słodkie co nieco. Właściciel zaprosił nas do maleńkiego ogródka, przyniósł kawę z tygielka i słodkie rurki z pistacjowym nadzieniem. Po tej miłej przerwie poszłyśmy na spacer wzdłuż Dunajca ale po paru kilometrach złapał nas deszcz. Miałyśmy na szczęście parasol ale i tak udało nam się porządnie zmoknąć wracając. Z tablic informacyjnych rozmieszczonych na trasie udało nam się poznać nazwy grzybów spotkanych podczas wcześniejszych spacerów. 
Na powrocie w greckiej kafejce kupiłyśmy na wynos oliwę i pyszne migdały. Na obiad wstąpiłyśmy do restauracji Przystań i zamówiłyśmy naprawdę zacną kwaśnicę i moskole, czyli regionalne placuszki z ugotowanych ziemniaków, smażone na blaszce. Na zakończenie wstąpiłyśmy do kawiarni Englander na kawę i ciastko i tak zakończyłyśmy ostatni dzień w Szczawnicy. Ale nie była to ostatnia atrakcja tego pobytu w górach. 

Dom Zdrojowy Wanda

Grecka Kawiarenka











Kwaśnica i moskole



Szaflary Termy Gorący Potok

Na wieczór miałyśmy w planach pobyt w termach szaflarskich Gorący Potok z surowymi, naturalnymi termalnymi wodami siarkowymi, podobno jedynymi na Podhalu, gdzie woda pobierana jest z naturalnego ujęcia termalnego i bezpośrednio wpływa do basenów.
Termy Gorący Potok to kompleks kilkunastu unikalnych basenów zewnętrznych, w których każdy znajdzie atrakcje dla siebie. Dla gości udostępnionych jest 21 niecek basenowych o różnej charakterystyce - fontanny, masaże wodne i gejzery, zjeżdżalnie oraz strefa dziecięca. Baseny napełnione są siarkową wodą termalną o temperaturze 34-40°C, dlatego nawet w zimowe dni można doświadczyć niepowtarzalnego relaksu.
Udało nam się na szczęście trafić do  właściwych term (w Szaflarach są dwa konkurencyjne aquaparki) i po zaparkowaniu pomknęłyśmy czym prędzej na basen. Kupiłyśmy bilety całodzienne bo innych się po prostu nie opłacało i oddałyśmy się relaksowi w tym cudownym miejscu z gorącymi basenami. Woda była naprawdę wspaniała, basenów sporo a ludzi niewielu. Niestety nie skorzystałyśmy z saun bo nie było na to czasu ale i tak spędziłyśmy przemiły wieczór mocząc się w gorących basenach. Bardzo późnym wieczorem zebrałyśmy się do wyjścia i pojechałyśmy na nocleg na parking przy Białym Dunajcu, gdzie zasnęłyśmy w mgnieniu oka, chociaż noc była naprawdę zimna.














Spacer po Rabce

Poranek również był bardzo rześki, od rzeki ciągnęło chłodem. Zrobiłyśmy parę ćwiczeń na rozgrzewkę i zjadłyśmy śniadanie w Badylku. Ostatnim rzutem na taśmę postanowiłyśmy odwiedzić jeszcze Rabkę i pospacerować trochę po tym starym uzdrowisku. Przeszłyśmy się parkiem, usiadłyśmy w kafejce na kawie i niesmacznym ciastku owsianym a potem pozwiedzałyśmy jeszcze przyległe uliczki, pełne starych, opuszczonych willi. Chciałyśmy kupić Termalną Rabczańską Solankę ale niestety ze względu na święto wszystko było pozamykane. Żałowałyśmy, że nie mamy więcej czasu bo im dłużej spacerowałyśmy tym więcej odkrywałyśmy tutaj ciekawych miejsc, np. ciekawa ścieżka balneologiczna wzdłuż bulwarów. Postanowiłyśmy przyjechać tu kiedyś specjalnie na weekend a tymczasem czekał nas jeszcze długi powrót do domu. Ze względu na 1 listopada chciałyśmy ominąć Zakopiankę. Skierowałyśmy się więc na Maków Podhalański, Wadowiece i Oświęcim. Zrobiłyśmy tylko jedną przerwę na śląski obiad w postaci rolady i klusek śląskich i bez dalszych przeszkód autostradą dotarłyśmy do domu.


Poranek nad białym Dunajcem


Biały Dunajec






Ohydne ciastka 


Tężnie solankowe




















Pieniny Badylkiem, 28.10-1.11.2023

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram