Sarantaporo - wody termalne na pograniczu Albanii i Grecji

października 05, 2022


Nadszedł nasz ostatni dzień pobytu w Albanii. Z miejscówki noclegowej pod opuszczonym kompleksem sanatoryjno-termalnym (link), przemieściłyśmy się szutrową drogą w stronę rzeki. Dojechałyśmy nią do końca, czyli do samego koryta wyschniętej o tej porze roku rzeki Sarantaporos.

Sarantaporos - źródła termalne

Nad Sarantaporos stały trzy kampery (i znów Hiszpanie!). Był wczesny poranek więc wszyscy jeszcze smacznie spali. Zaparkowałyśmy obok nich i poszłyśmy stamtąd korytem rzeki w kierunku źródeł termalnych. Właściwie to nie wiedziałyśmy czy dobrze idziemy i gdzie one się w ogóle znajdują bo nie ma żadnych oznaczeń. 



Szłyśmy trochę na czuja, aż dotarłyśmy do naturalnej niecki z błękitną siarkową wodą. Wypływała ona wprost z ujęcia wody poprowadzonej z góry rurą. Tworzył się jakby prysznic, pod który ochoczo wskoczyłyśmy. Woda była zaledwie ciepława, zapewne u źródła była gorąca ale na dole zdążyła już wystygnąć. Mimo wszystko kąpiel była bardzo przyjemna i oczywiście lecznicza.



Zaciekawiło nas skąd ta woda jest poprowadzona, a że nad sadzawką zauważyłyśmy jakieś ruiny to postanowiłyśmy się tam wdrapać i zobaczyć co to za miejsce. Ścieżka prowadziła stromo do góry, a po chwili naszym oczom ukazały się stare/starożytne? (zapewne osmańskie), nieużytkowane od stuleci baseny termalne, a raczej ich pozostałości. Zrobiłyśmy wielkie oczy i szczęki opadły nam z wrażenia. Takiego znaleziska się nie spodziewałyśmy. Niesamowity, mistyczny klimat, odjechany plener fotograficzny. Kiedyś to miejsce musiało wyglądać imponująco, i ten przepiękny widok na góry i dolinę rzeki Sarantaporos. Widać było jeszcze resztki budynków dawnych łaźni i przebieralni. Weszłyśmy do jednego z basenów, wypełnionego świeżą, bo ciągle wypływającą ze źródła, siarkową wodą i oddałyśmy się kontemplacji tej nieziemskiej miejscówki. Niesamowicie było poleżeć w takim niecodziennym spa, spa na końcu świata. Napiłyśmy się również tej wody bo działa także wewnętrznie leczniczo na różne narządy. 





Za rzeką znajdowała się Grecja, można było przejść suchą nogą na drugi brzeg. Wiedziałyśmy, że kawałek dalej, właśnie po greckiej stronie jest jeszcze jedno źródło siarkowe, jednak tym razem odpuściłyśmy.  Nieubłaganie kończył nam się urlop i z wielkim poczuciem niedosytu pora była wracać do Polski. 
W samochodzie zjadłyśmy późne śniadanie. Tymczasem Hiszpanie się obudzili więc przywitałyśmy się z nimi. Odjechałyśmy zresztą zaraz po śniadaniu, mogli więc dalej delektować się pustą miejscówką.
Wróciłyśmy do Leskovika ale już nie zatrzymywałyśmy się w tym miasteczku. Zmierzałyśmy do Korczy, która była ostatnim przystankiem naszej albańskiej wycieczki. 








Erseka i kukurec

Po drodze zatrzymałyśmy się w miasteczku Erseka na kawę. Chciałyśmy kupić burek na drogę ale pechowo nigdzie nie mieli. Proponowali nam tylko pizze, na którą my z kolei nie miałyśmy ochoty. Miałyśmy już jechać dalej gdy wpadła nam w oko lokalna knajpeczka, gdzie miejscowi koczowali przy rakii. Poszłyśmy tam jak w dym i okazało się, że serwują danie, którego wszędzie w Albanii szukałyśmy, czyli kukurec! Kukurec to podroby (pewnie jagnięce) zawinięte w baranie jelita. Całość dobrze doprawiona, skręcona w warkocz i pieczona na ruszcie. Danie było lekko pikantne, tłuste, kruche i naprawdę smaczne.  Pewnie są serwowane jako zakąska do rakii. W każdym razie każdy, kto odwiedza Albanię, powinien spróbować Kukurca chociaż raz.

Erseka


Kukurec


Korcza

W samej Korczy poszłyśmy tylko na chwilę zwiedzić odnowiony, zabytkowy bazar i napić się kawy. Pogoda już się psuła, zaczynał padać deszcz. Zrobiłyśmy ostatnie zakupy i zmierzałyśmy nad jezioro Ochrydzkie. 









Jezioro Ochrydzkie

Zanim dotarłyśmy do Jeziora Ochrydzkiego rozpadało się na dobre. Jezioro tonęło w strugach deszczu. Zatrzymałyśmy się na chwilę na parkingu przy punkcie widokowym Panorama Lake ale deszcz nie ustawał. Niestety nie było nam dane podziwiać tego ogromnego jeziora, oddzielającego Albanię od Macedonii.



Do Macedonii wjechałyśmy już w zapadających ciemnościach. Deszcz ustał ale zaczęła się podnosić mgła i wlekłyśmy się w jej oparach. Byłyśmy już naprawdę porządnie zmęczone i chciałyśmy zatrzymać się już byle gdzie na nocleg. Udało nam się namierzyć na mapie duży plac parkingowy w pobliżu hotelu. Tam też zaparkowałyśmy i po krótkiej chwili poszłyśmy spać.

Badylkiem wokół Albanii, Sarantaporos, dzień 22 - 30.09.2021

You Might Also Like

2 komentarze

Instagram