Llogara Pass, Dhermi i Gjipe Beach

sierpnia 11, 2022

 

Poranek w Orikum minął sennie i spokojnie. Widać było, że już dawno po sezonie turystycznym. Zjadłyśmy śniadanie w postaci kanapek ze speca salce kosi. Nakarmiłyśmy też pieska, który cierpliwie czekał na resztki, po czym podjechałyśmy kawałek dalej do kawiarni. Po drodze uzupełniłyśmy zapasy w przydrożnym straganiku. Oczywiście wszystko, świeże, naturalne i przepyszne. 






Llogara Pass

Musiałyśmy chwilowo oddalić się od morza i przeciąć pasmo gór Cerauńskich widokową Llogara Pass. Przejeżdżając przez Park Kombetar Llogara byłyśmy zdziwione ilością hoteli, restauracji i kempingów. Wygląda na to, że przyjeżdża tu mnóstwo turystów na trekkingi górskie. Trasa wspinała się coraz wyżej aż dotarłyśmy do punktu widokowego Llogara Panorama. Roztaczał się stąd przepiękny widok na morze i góry.




Niektóre bunkry pomalowane są na wesołe kolory by nie przytłaczały tak bardzo

Llogara Panorama





W dole niegdyś klimatyczna i dzika plaża Palases, aktualnie zabudowana domkami turystycznymi; Albania szybko się zmienia i z czasem coraz mniej będzie w niej tej pięknej dzikości


Kawałek niżej za panoramą znajduje się Big Bunker z czasów Hodży. Stanęłyśmy na małym parkingu przy bunkrze by porobić zdjęcia. Za chwilę wjechały 2 samochody z nowożeńcami i fotografem na sesję zdjęciową. Musiałyśmy poczekać aż nam ustąpią miejsca na wyjazd. Przy bunkrze rozłożył swój kramik miejscowy rolnik. Kupiłyśmy od niego rakiję, zioła i miód. Sprzedawca miał nawet uczoną księgę zielarską i pokazywał nam w niej zioła, które sprzedawał. Pomału zjeżdżałyśmy do morza, podziwiając na trasie nieziemskie górskie krajobrazy.













Dhermi

W miasteczku Dhermi zboczyłyśmy z głównej trasy w kierunku morza. Dhermi to typowo wakacyjna miejscowość, w której miło byłoby spędzić kiedyś stacjonarny urlop. Wpadł nam tutaj w oko przyjemny bar o nazwie Pajti Bar - pusty o tej porze roku. Chodziła za nami supe peshku, czyli albańska zupa rybna z kawałkami ryb i okazało się, że możemy ją tutaj zamówić. Była oczywiście bardzo smaczna, aromatyczna i sycąca. Po zupie skusiłyśmy się jeszcze na lokalny, ciekawy deser do kawy, na który namówiła nas właścicielka. Było to Hasude, rodzaj budyniu na bazie wody i skrobi kukurydzianej. Jest bardzo lekki i zwykle podaje się go po schłodzeniu w lodówce. Oryginalnie Hasude robi się z orzechami ale pani podała nam je z pysznym miodem.  








Pajti Bar

Supe peshku

Hasude



Gjipe Beach

Naszym celem tego dnia była jednak słynna plaża Gjipe. Nie można do niej dojechać samochodem, zjazd jest zbyt stromy. Jedynie miejscowi dają radę wysoko zawieszonymi terenówkami z napędem 4x4. My zostawiłyśmy samochód na parkingu, z którego prowadzi droga na plażę. Parking był niestety płatny, co w Albanii nie jest tak oczywistą sprawą jak w innych krajach. Cena jest zwykle wymyślana na poczekaniu. W naszym przypadku było to tylko 200 leków, czyli jakieś 8 zł. Można też zaparkować nieco wcześniej na drodze dojazdowej i zejść malowniczym szlakiem wzdłuż kanionu ale my poszłyśmy na łatwiznę i wybrałyśmy prostszą drogę. Poza tym wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy o alternatywnej trasie.








Do plaży idzie się spory kawałek, jednak zdecydowanie warto odbyć ten spacer. Plaża jest przeurocza, osłonięta wysokimi skałami. Sporo osób narzeka, że klimat się zmienił odkąd ustawiono tu parasolki. Zapewne tak jest, my jednak nie znałyśmy plaży z czasów „dziewiczych”. Delektowałyśmy się więc kąpielą w morzu a potem leżałyśmy w cieniu tych niechlubnych parasoli. Na plaży znajduje się też camping, gdzie można zanocować w namiocie. Wodę i potrzebne rzeczy przywożą terenówki.




Wiał akurat bardzo silny wiatr. Grupa kajakarzy, która przypłynęła przed nami starała się go chyba przeczekać, wyglądali na mocno zmęczonych. Fale zrobiły się już naprawdę duże. W pewnym momencie na brzegu zebrała się grupka osób wyraźnie czekająca na coś. Za chwilę do zatoki wpłynęła taksówka wodna. Niestety wiatr był tak silny, że sternik miał problemy z przybiciem do brzegu. Starał się maksymalnie przybliżyć i umożliwić wejście pasażerom. Chętni na transport wskakiwali mniej lub bardziej skutecznie do środka. Parę osób zaliczyło prysznic z gigantycznej fali. Na koniec podbiegł jeszcze spóźnialski i szczęśliwie dostał się do środka. Taksówka odpłynęła. My też zebrałyśmy się z powrotem.









Musiałyśmy jeszcze znaleźć miejsce noclegowe. Co prawda parkingowi pytali czy zostajemy na noc ale nie miałyśmy ochoty nocować pod ich okiem. Miałyśmy w planie cudną miejscówkę przed Porto Palermo, na którą ostrzyłyśmy sobie zęby – Plażę Lambjano. Zjazd do  tej plaży jest bardzo stromy i dziurawy. Ostrzegano nas, że możemy nie dać rady z niej wrócić. Zjechać zawsze się da ale gorzej z podjazdem w okropnych koleinach. No i nie zapominajmy, że Badylek nie ma napędu 4x4 ani nawet porządnych opon. My jednak nie chciałyśmy dać za wygraną i oczywiście skierowałyśmy się na Lambjano. Po pokonaniu dwóch zakrętów stanęłyśmy przed olbrzymią wyrwą. Jak się okazało dalej było jeszcze gorzej (Patrycja poszła sprawdzić na piechotę). Z żalem musiałyśmy zrezygnować i szukać czegoś innego. Nasze auto nie dałoby rady podjechać, o czym przekonałyśmy się już wcześniej, podczas próby wyjazdu znad Rzeki Osumi.





Zjazd na Plażę Lambjano

Dojechałyśmy do plaży w Porto Palermo i zaparkowałyśmy po prostu obok kilku innych kamperów przy zatoce. Po nas dojechały jeszcze trzy kampery Hiszpanów. A Hiszpanie, wiadomo, zrobili wieczorną imprezę. Nie przeszkodziło nam to jednak błogo zasnąć.

Miejscówka w Porto Palermo

Miejscówka noclegowa o poranku - gps: 40.06253851284189, 19.793607746357655

Badylkiem wokół Albanii, Llogara Pass, Dhermi i Gjipe Beach, dzień 14 - 22.09.2021

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram