Albańskie drogi - całodniowa trasa do Wlory

lipca 21, 2022


Obudziłyśmy się dość późno po wieczorze suto zakrapianym winem. Zapowiadał się kolejny gorący dzień. Samochód stał przy rzeczce, bez perspektywy cienia, co oznaczało że za chwilę będziemy mieć w środku patelnię. Zjadłyśmy śniadanie i poszłyśmy obejrzeć jeszcze raz kanion, tym razem w świetle dnia. Niestety nie miałyśmy czasu, żeby wybrać się znów na trekking. Porobiłyśmy trochę zdjęć i puściłyśmy drona. 






Ura E Vjeter E Zaberzanit/Stary most Zaberzański





Tymczasem zrobiło się bardzo upalnie, bez namysłu więc wskoczyłyśmy do przyjemnie zimnej wody. Nasi wczorajsi towarzysze też kończyli poranną kąpiel. Postanowiłyśmy wyjechać autem póki jeszcze nie odjechali. W razie czego mogli nas wspomóc swoją Hondą. 


I rzeczywiście okazało się, że jest problem z wyjazdem. Biedny Badylek dawał z siebie wszystko ale zawieszał się na wystających kamieniach. Kolega z terenówki postanowił nam pomóc ale to co wyprawiał Badylkiem zakrawało o horror. Mielił oponami kamienie, które z całej siły uderzały w podwozie, palił nam też sprzęgło. Nie mogłyśmy już na to patrzeć i chciałyśmy go poprosić by już go zostawił w spokoju, gdy nagle złapał przyczepność i z trudem wyjechał wyżej. Niestety Badylek nie jest samochodem terenowym, przeznaczonym na ciężki teren ale i tak dzielnie dał radę. Może gdybyśmy miały lepsze opony byłoby łatwiej.


Skoro nie mogłyśmy zrealizować planu przejazdu szutrową, terenową trasą do Permetu, postanowiłyśmy wrócić do Beratu. Po drodze zatrzymałyśmy się jeszcze w bektaszyckiej świątyni by dotknąć odciśniętego w skale śladu stopy Abaza Aliu. 

Świątynia bektaszycka w której znajduje się odciśnięty w litej skale wizerunek stopy najświętszego męża owego wyznania

Odcisk stopy Abaza Aliu - dotknięcie śladu stopy ma podobno przynosić szczęście zakochanym

Zatrzymałyśmy się też w miasteczku Corovode na obiad, a szukając jakiejś fajnej klimatycznej knajpki trafiłyśmy do bardzo przyjemnej tawerny Veronesi, której właścicielka posługiwała się angielskim w stopniu komunikatywnym. Zamówiłyśmy tradycyjne albańskie potrawy mięsno-warzywne zapiekane w glinianych naczyniach - tave dheu. Po obiedzie dostałyśmy winogrona na deser.

Napełnianie wody w przydrożnym źródle


Tave dheu










Na trasie często rzucały nam się w oczy dziwne maskotki, głównie pluszowe misie nadziane na płoty, na końcówki niedokończonych pięter, ale też i na starych domach. Sprawiało to dość makabryczne wrażenie. Kiedy widziałyśmy je już któryś raz z kolei, poszukałyśmy w internecie o co to może chodzić bo naprawdę pojęcia nie miałyśmy. Do głowy przychodziło nam jedynie, że to może być coś a'la nasze wieńce wieszane nad więźbą pod koniec budowy domu.
Okazało się, że to „majmune”, co oznacza „małe małpki”, nawet jeśli zabawka przedstawia inną bajkową postać. Inna nazwa to „dordolec”, czyli tak jakby nasz strach na wróble. Misie, które mają za sobą kilka lat na deszczu i piekącym słońcu, wyglądają jak zabawki z horroru. Albańczycy wieszają je, żeby odstraszyć złe duchy. Maskotka przy bramie lub na płocie ma też odpierać złe oko, czyli klątwę rzucaną przez zazdrosne spojrzenie sąsiada.

Niestety tylko takie jedno zdjęcie udało nam się zrobić podczas jazdy

W Beracie nie zamierzałyśmy zatrzymywać się na dłużej, jednak skusiła nas kawa na deptaku. Trafiłyśmy przez przypadek do bardzo fajnej i klimatycznej kawiarni, gdzie zamówiłyśmy pyszną, świeżo przez nich wypaloną kawę i typowo albański deser - trilece, czyli biszkoptowe ciasto nasączone trzema rodzajami mleka i polane karmelem. Niebo w gębie!





Nasza dalsza trasa miała prowadzić w stronę Wlory i wybrzeża. Chciałyśmy jeszcze zahaczyć o Fier. Jest to miejsce, którego nie odwiedzają turyści, ponieważ nie ma tam nic ciekawego. My jednak planowałyśmy zobaczyć opuszczone szyby naftowe. Wybrałyśmy najkrótszą drogę, która okazała się też drogą najgorszą z możliwych, a mianowicie nie posiadała ani kawałka asfaltu. Wlekłyśmy się nią bardzo długo, a na miejsce dotarłyśmy już w totalnych ciemnościach. Z oblotu szybów dronem nic więc nie wyszło. Zrobiłyśmy tylko parę zdjęć na maksymalnym ISO i aż cud że cokolwiek z nich wyszło. Natomiast nigdy nie zapomnimy intensywnego smrodu nafty unoszącego się nad całym Fier. 





W całkowitych ciemnościach dotarłyśmy do trochę dziwnej miejscówki przy miejscowości Zvernec przed Wlorą. Była to Laguna Nartes, na której mieści się wyspa z monastyrem. Przed kładką, prowadzącą na wyspę znajduje się mały parking i tutaj też zanocowałyśmy. Niestety teren był dość podmokły i gryzły nas stada agresywnych komarów. Zamiast posiedzieć wieczorem w chłodzie musiałyśmy chować się w zamkniętym aucie przed owadami. Noc minęła nam jednak bardzo spokojnie. Następnego dnia zwiedziłyśmy Zvernec już bez komarów. 

Miejscówka noclegowa i Badylek o poranku, gps: 40.517800, 19.406973 

Badylkiem wokół Albanii, Trasa z Osumi do Wlory, dzień 12 - 20.09.2021

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram