W końcu Rudawy!

października 17, 2018


Od dawna już miałyśmy w planach zwiedzić te piękne, dość blisko położone tereny, jednak zawsze coś stawało na przeszkodzie. Tym razem jednak uparłyśmy się, że choćby nie wiadomo co, jedziemy w Rudawy Janowickie.
Są one niewielkim pasmem górskim położonym w Sudetach Zachodnich i zajmują obszar blisko 90km2. Są niewysokie, gdyż w najwyższym punkcie (Skalnik) osiągają wysokość 945 m n.p.m. Całe pasmo jest dość zwarte, a od głównego grzbietu odchodzi kilka bocznych, z których warto wymienić Zamkowy Grzbiet z ruinami zamku Bolczów, Janowickie Garby z licznymi skałkami oraz Hutniczy Grzbiet, kulminujący w Piaskowej (585 m). Bardzo popularne są w Rudawach Góry Sokole. Ta grupa wzgórz jest najczęściej odwiedzanym fragmentem Rudaw Janowickich, głównie ze względu na zapierające dech w piersiach panoramy z Sokolika (642 m) i Krzyżnej Góry (654 m). I to właśnie od Sokolika i Krzyżnej Góry zaczęłyśmy nasz weekend w Rudawch Janowickich. Ale po kolei...
Nasz wyjazd weekendowy jak zwykle zawierał opcję nocowania w aucie by uniknąć niepotrzebnych strat czasu. W piątek po pracy na spokojnie więc spakowałyśmy się i po niewielkich problemach z korkami na najdziwniejszej autostradzie, jaką jest odcinek A4 pomiędzy Wrocławiem a Zgorzelcem, zadekowałyśmy się na nocleg na Przełęczy Karpnickiej. Było już całkiem ciemno i byłyśmy tam zupełnie same. No może niezupełnie, bo obok nas odzywał się puszczyk i biegało jakieś zwierzę. 


Jeszcze tylko taka mała dygresja dlaczego ten odcinek autostrady jest według nas najdziwniejszy. Został on wybudowany trybem totalnie oszczędnościowym i w ogóle nie wiadomo jakim cudem spełnia standardy autostrady. Nie posiada pasów awaryjnych, a raczej pasy te występują w formie zatoczek co ileś kilometrów. W przypadku zepsucia samochodu blokuje się cały pas jezdni. Ponadto autostrada nie jest otoczona ogrodzeniem, za to wyposażona w znaki typu „uwaga zwierzęta na drodze”. Zjazdy z niej odbywają się na zasadzie skrętu o kącie 90 st. Dużo by można napisać o nawierzchni i ilości tirów jakie nią podążają ale dla nas stanowi tylko i wyłącznie nierozwiązaną zagadkę o treści – kto dopuścił do wybudowania czegoś takiego?
Tymczasem w Rudawach zaczynało się piękne babie lato. Kolory dopiero się tworzyły, jednak było jeszcze odrobinę za wcześnie na kolorowe jesienne liście. Przed świtem zebrałyśmy się z legowiska i ruszyłyśmy w ciemnościach na Sokolik żeby zdążyć przed wschodem słońca. Droga zajęła nam niecałą godzinkę więc byłyśmy dokładnie o czasie i mogłyśmy obserwować różowo-czerwone niebo przed wschodem.
   

 

Było dość ciepło jednak na szczycie mocno wiało więc musiałyśmy założyć dodatkowe kurtki. Widoki z Sokolika malowały się przepięknie. Do pełni szczęścia zabrakło jedynie gęstych mgieł, które dodałyby kolorytu krajobrazowi. Godzinkę po wschodzie i odczekaniu na pojawienie się słynnych laserów zebrałyśmy się do zejścia. Słynne lasery trochę poświeciły ale oczekiwałyśmy bardziej spektakularnego show. Może następnym razem bardziej się nam poszczęści.


   

 Lasery z Sokolika



 Sokolik

Kierując się na śniadanie do schroniska Szwajcarka, zwiedziłyśmy jeszcze po drodze Husyckie Skały i weszłyśmy na punkt widokowy na Krzyżnej Górze. 


 
 Husyckie Skały
 
 Krzyżna Góra

 Panorama widziana z Krzyżnej Góry




Schronisko Szwajcarka

Posilone wróciłyśmy tą samą drogą do samochodu. Po uiszczeniu opłaty parkingowej ruszyłyśmy w przeciwnym kierunku na przyjemny spacer pięknym szlakiem zataczającym pętlę po Rudawskim Parku Krajobrazowym.


 Krowiarki

Początkowo drogę wytyczały dwa szlaki: niebieski i zielony. Po niedługim czasie dotarłyśmy do rozdroża i po krótkim namyśle wybrałyśmy szlak zielony. Jak się potem okazało był to dobry wybór ponieważ na szlaku spotkałyśmy niewiele osób, większość szła w przeciwną stronę. Trasa była lekka i przyjemna, uatrakcyjniona wszechobecnymi tu formacjami skalnymi, przyciągającymi rzesze wspinaczy skałkowych. Dotarłyśmy do ruin zamku Bolczów, znajdującego się na skalistym, granitowym występie, ok. 561 m n.p.m. Zamek jest ciekawą budowlą łączącą fragmenty naturalnych skalnych ścian. Zgromadziło się tu sporo osób, jedna grupa szykowała się do rozpalania ogniska, inna kończyła małą libację.


 Zamek Bolczów

   

Kawałek za czarnym szlakiem, skręciłyśmy na niebieski. Dalsza wędrówka prowadziła przez bardzo urozmaicony teren, pełen tajemniczych skałek o przedziwnych kształtach i nazwach jak np. skalne bramy, skalny most, czaszka, starościńskie skały, pieklisko, piec itp. Na niektórych widać było grupki wspinaczy.
 

 Skalny Most

Na skale zwanej Piecem, do którego prowadzą wykute w skale stopnie, oddałyśmy się miłemu relaksowi. Na szczycie znajduje się punkt widokowy na Dolinę Janówki. Według informacji umieszczonej poniżej skała ta charakteryzuje się wysoką promieniotwórczością naturalną. Coś jest na rzeczy bo tak przyjemnie siedziało się na tym piecyku, że musiałyśmy się mocno zmotywować do kontunuowania wędrówki.

 Piec

Chillout na Piecu


W dalszej części spaceru odwiedziłyśmy jeszcze skalny gród na szczycie Lwiej Góry (714 m n.p.m.), otoczony naturalnym obwarowaniem o wysokości ok. 20 metrów. To jedna z najpiękniejszych granitowych grup skalnych w Rudawach Janowickich. Na szczyt wiedzie dookoła skał malownicza ścieżka. Znajduje się tu szereg ścian, okien, tuneli, bram, wieżyc i labiryntów. Miasteczko zdobił kiedyś lew na skalnym występie. Obecnie lwa nie ma, są za to wykute schodki na szczyt Starościńskich Skał, skąd rozpościera się widok na zachodnią część Rudaw Janowickich z Sokolikami, masyw Wołka oraz Karkonosze.

 Starościńskie Skały

Punkt widokowy na Starościńskich Skałach

Widok na Karkonosze

Widok na Góry Sokole


Na sam koniec zeszłyśmy ze szlaku by obejrzeć jeszcze dwie skały o nazwie Fajka i Rylec. Fajkę nie bez trudu obeszłyśmy, przedzierając się przez krzaki dookoła. Spotykałyśmy tam zabawnego gościa, który chciał się koniecznie popisać przed nami znajomością topografii terenu i usiłował nas prowadzić jakimiś skrótami, a w efekcie bez przerwy gubił się w terenie. Pomogłyśmy mu gps'em w nawigacji, inaczej błądziłby jeszcze długo.


 Fajka
 
 



W końcu po 22 km i ponad 9h dotarłyśmy do parkingu. Wściekle głodne udałyśmy się do pobliskich Janowic Wielkich do knajpki wypatrzonej w internetach. Lokal trochę straszył wyglądem jednak jedzenie było smaczne, piwo świeże a ceny przystępne. Mogłyśmy już ze spokojem pojechać na następny nocleg do Kolorowych Jeziorek.
Po dotarciu na parking przy jeziorkach i wymoszczeniu sobie legowiska w aucie poszłyśmy spać. W nocy słychać było silny wiatr.



Nie spieszyłyśmy się jakoś szczególnie ze wstawaniem. Wygrzebałyśmy się po przyjechaniu pierwszego samochodu na parking. Jak się potem okazało była to grupka morsów. Szli wykąpać się w jednym z kolorowych jeziorek. My zagotowałyśmy wodę na owsianki i kawę, a gdy okazało się, że zapomniałyśmy dripera do kawy, skonstruowałyśmy z patyczków i drucika pseudouchwyt na filtr papierowy i zaparzyłyśmy fantastyczną kawę. Była to jedna z pyszniejszych kaw, jakie zdarzyło nam się pić.


 
 
Po śniadaniu skierowałyśmy się na trasę kolorowych jeziorek. Wczesnym rankiem szlak był jeszcze całkiem pusty i maszerowało się bardzo przyjemnie. Jeziorka znajdują się na różnych wysokościach i jest ich w sumie cztery: Żółte (akurat wyschnięte) (555 m n.p.m.), Purpurowe (560 m n.p.m.), Błękitne (635 m n.p.m.) i Zielony Staw (730 m n.p.m.). Wszystkie one powstały w miejscu wyrobisk dawnych niemieckich kopalni, a barwa wynika oczywiście z rodzaju podłoża, na którym są zlokalizowane.

 Wyschnięte Żółte Jeziorko


 Purpurowe Jeziorko 
 
 Błękitne Jeziorko (zwane Szmaragdowym lub Lazurowym)


 Zielone Jeziorko (Czarny Stawek)


Z jeziorek skierowałyśmy się na Wielką Kopę (871 m n.p.m.). Po dotarciu na szczyt zrobiłyśmy sobie przerwę, by ogrzać się w słońcu.

 Na szczycie Wielkiej Kopy


 W skałach można znaleźć przeróżne kryształy i minerały

Słupy graniczne przy Błękitnym Jeziorku, pozostałość po kopalni „Neue Gluck” z widoczną datą 1806

Schodząc do parkingu mijałyśmy tłumy ludzi, którzy dopiero ściągali nad jeziorka. W sumie to nawet nie wiadomo po co, bo jeziorka same w sobie nie stanowią jakiejś wielkiej atrakcji ale może tak samo jak my stwierdzili, że warto je chociaż raz odwiedzić.


Tego dnia w planie miałyśmy jeszcze wejście na najwyższy szczyt Rudaw, czyli Skalnik. W tym celu przemieściłyśmy się do Czarnowa i cudem zaparkowałyśmy na maleńkim parkingu tuż przy szlaku, by po chwili zagłębić się w malowniczy las, pełen ciemnych zakamarków i omszałych głazów.

 

Droga cały czas wiodła lasami. Widoki odsłaniały się tylko gdzieniegdzie i tylko na chwilę. By zobaczyć pełną panoramę okolicy, weszłyśmy na jedyny na trasie punkt widokowy, czyli Ostrą Małą - drugi co do wysokości szczyt Rudaw Janowickich (935 m n.p.m.). Zrobiłyśmy tam sobie przyjemną przerwę na posiłek z górskimi krajobrazami przed oczami.


 Ostra Mała  




Sam Skalnik (944 m n.p.m.) - najwyższy szczyt Rudaw Janowickich jest cały zarośnięty drzewami. Kto ma ochotę może w tym miejscu zrobić sobie pieczątkę, np. do książeczki KGP.



Po wykonaniu pamiątkowych zdjęć wróciłyśmy nieco inną trasą do samochodu. Była niesamowita, biegła wśród fantazyjnych, jakby wyrastających spod ziemi skał.







W drodze powrotnej zahaczyłyśmy jeszcze o lokalny browar Miedzianka, gdzie uraczyłyśmy się całkiem niezłym piwem rzemieślniczym i smacznymi burgerami. Po zakupie piwa na wynos wróciłyśmy do domu. 



Spędziłyśmy w Rudawach piękny, słoneczny weekend. Są to zachwycające, pełne tajemnic tereny. Chciałybyśmy kiedyś jeszcze bardziej je zeksplorować. Zdecydownie można się w tych okolicach zakochać.


Rudawy Janowickie, 29-30.09.2018

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram