Góry Bystrzyckie i Orlickie
października 28, 2018
Jesień przyszła nagle. Dosłownie z dnia na dzień. Trochę nas rozpuściła, dając tyle gorących dni. Ale że równowaga w przyrodzie być musi to i na słotę czas przyszedł. Ziąb i deszcz dobitnie oznajmiły nam, że lato tej jesieni definitywnie skończyło się. Tym bardziej ucieszyła nas zapowiedź słonecznego (być może ostatniego już tej jesieni) weekendu.
Postanowiłyśmy wykorzystać okazję i jednocześnie rzucić Badylka od razu na głęboką wodę. Wyjaśniając - Badylek to niedawno przez nas nabyty wiekowy Van VW T4, którym zamierzamy podróżować. Póki co, Badylek czeka na wizytę u mechanika, by przejść gruntowną diagnostykę i ewentualne konieczne naprawy. Niedługo okaże się czy miałyśmy farta czy raczej niekoniecznie. Oczekiwanie na diagnozę nie przeszkodziło nam jednak wybrać się Badylkiem na weekend w pobliskie góry. W piątek wieczorem zapakowałyśmy się do niego i ruszyłyśmy w okolice Spalonej do miejscówki, którą Patrycja znalazła na grupie biwakowej. Dojechałyśmy tam już w totalnych ciemnościach i gdyby nie dokładne dane GPS, z pewnością przeoczyłybyśmy to miejsce.
Tak prezentuje się Badylek w ciemnościach, z zasłoniętymi firankami i zapaloną lampą wewnątrz (po prostu go nie widać):
A tak prezentuje się o poranku w pięknych okolicznościach przyrody:
A tak się w nim śpi (ma rozkładaną kanapę):
A rano jak się wstanie to okazuje się, że piękniej być nie może. Jest cisza, jest kolorowo, jest rzeczka, jest pyszna kawa i niczego więcej do szczęścia nam nie trzeba.
Po tak pięknym poranku, pojechałyśmy do Spalonej do Schroniska Jagodna na pyszne śniadanie. Wybierałyśmy się tam już od dawna bo sporo nasłuchałyśmy się o tym, jak niesamowite jest to miejsce. I rzeczywiście takim się okazało, ale o tym później.
Ze Spalonej wybrałyśmy się niebieskim szlakiem na szczyt Jagodna (985 m n.p.m), który jest najwyższym punktem Gór Bystrzyckich i zaliczany jest do KGP. Był to bardzo miły jesienny spacer, który wiódł głównie szutrową drogą. Na całej trasie spotkałyśmy zaledwie kilka osób i wyjątkowo fajne owieczki.
Szczyt Jagodnej pokryty jest drzewami i ze względu na brak wierzchołka nie wygląda wcale jak szczyt. Z Jagodnej poszłyśmy dalej niebieskim szlakiem, a gdy doszłyśmy do szlaku żółtego, skierowałyśmy się nim w prawo w drogę powrotną.
Po zejściu ze szlaku udałyśmy się na obiad do schroniska, które dla odmiany wypełnione było tłumami. Zamówiłyśmy racuchy z jagodami i schabowy. Uwierzcie, to jedzenie to była po prostu poezja. Tak świeże, tak smaczne i do tego jeszcze wielkości nie do przejedzenia. Racuchy - obłędne. Schabowy, to nie był zwykły schabowy, nawet kapusta kiszona była nie z tej ziemi. A to wszystko sprawnie i miło.
W schronisku spędziłyśmy właściwie cały wieczór. Atmosfera była przytulna jak w domu. Można poczytać książkę, pograć w gry planszowe, czy pogłaskać kota.
Wieczorem przemieściłyśmy się w Góry Orlickie do kolejnej biwakowej miejscówki (przed Zieleńcem). Fajnie było zastać innego vana w tym miejscu. Wieczór był bardzo zimny więc szybko się ogarnęłyśmy i poszłyśmy spać.
Tak nam się dobrze spało, że zwlekłyśmy się dopiero po 9tej. Czesi z czerwonego vana zaproponowali nam poranną kawę i pokazali swoje auto.
Na noc zjechała też para ze Śląska, która pokazała nam swoje patenty noclegowe. W lagunie kombi kombinowałyśmy podobnie jak oni.
Po rześkiej toalecie w rzece, śniadaniu i kawie ruszyłyśmy na Orlicę (1084 m n.p.m.), czyli najwyższy szczyt po polskiej stronie Gór Orlickich.
Gdy dotarłyśmy do wiaty turystycznej, wydawało się, że to już szczyt ale należało jeszcze skręcić w lewo, a potem podejść kilkadziesiąt metrów przez kosodrzewiny.
Trafił tu kiedyś m.in. Fryderyk Chopin, cesarz austriacki Józef II, a także John Quincy Adams – prezydent USA. Obecnie na szczycie znajduje się tablica poświęcona tym postaciom. Po pamiątkowym zdjęciu wróciłyśmy tą samą trasą do samochodu.
0 komentarze