Piławą przez poligon

września 02, 2018


Tysiąc pomysłów na spędzenie długiego weekendu w kajaku i brak zdecydowania do ostatniej chwili - to całe my. Wtorkowy wieczór zaowocował wreszcie jednomyślnością - jedziemy na Piławę.
Cały problem polegał na logistyce transportowej. Chciałyśmy spływ zorganizować w jak najmniej skomplikowany sposób. Idealnym rozwiązaniem byłaby podróż PKP ale niestety brak sensownych połączeń i możliwości dotarcia z PKP bezpośrednio do rzeki zrewidował nasze plany i postawiłyśmy na samochód. Zresztą za późno wszystko wymyśliłyśmy i za mało miałyśmy już czasu na dziwne kombinacje. W środę wczesnym rankiem ruszyłyśmy w trasę do Piławy, z której postanowiłyśmy wystartować. Uznałyśmy, że to najbardziej sensowne miejsce by po spływie łatwo nam było wrócić z Piły po samochód. Z Piły do Szczecinka są bowiem bezpośrednie połączenia PKP, a ze Szczecinka miałyśmy złapać stopa lub PKS-em dotrzeć do Piławy. Przejeżdżając rano przez Szczecinek natchnęło nas jednak inne rozwiązanie.


Zrzuciłyśmy nad jeziorem wszystkie manele i rozłożyłyśmy Bajdarkę. Idealne miejsce zrzutu znalazłyśmy przez czysty przypadek. Okazało się, że można bez problemu dojechać autem do samego jeziora. Jest tu bezludnie i spokojnie. Następnie Agata odstawiła samochód do Szczecinka na parking dworcowy, po czym wsiadła w pociąg, przejechała dwie stacje i z miejscowości Silnowo dotarła pieszo do Piławy (ok. 3km). Wszystko wyszło o dziwo sprawnie i bezproblemowo i po chwili siedziałyśmy już w kajaku i zaczynałyśmy spływ szlakiem Piławy.
Fajną opcją jest też start z Łubowa, ponieważ ta sama linia PKP ze Szczecinka dochodzi tu do samego jeziora, zaoszczędziłoby to straty czasu na 3km spacer i wzbogaciło spływ o dodatkowe piękne jeziora.

Piękny zabytkowy dworzec PKP w Szczecinku  



Piława uznawana jest za jeden z najbardziej malowniczych i ciekawych szlaków kajakowych Pomorza Zachodniego (ok. 82 km).  Jest krystalicznie czysta, ciągle dzika i odurzająco zielona. Jej wody na całej długości zaliczane są do I i II klasy czystości. Wiedzie pięknymi leśnymi terenami i uroczymi jeziorami. Płynie z dala od ludzkich siedzib, co daje poczucie totalnego odosobnienia. Niegdyś tereny te były użytkowane i rozbudowane przez Armię Radziecką, a w miejscowości Borne-Sulinowo stacjonowała dywizja pancerna. I choć po Rosjanach pozostało już tylko wspomnienie to jednak to miejsce nad Piławą uatrakcyjnia spływ kajakowy.
Niewątpliwą krajoznawczą atrakcją szlaku są również pozostałości po niemieckiej żelbetonowej pozycji obronnej - Wale Pomorskim. Płynąc Piławą nie sposób nie zauważyć pozostałości tych umocnień. 
Początek Piławy stanowi strumyk wypływający w niewielkiej odległości od zachodniego krańca Jeziora Komorze. W swym górnym biegu rzeka przepływa kolejno przez jezioro Komorze, Rakowo, Brody, Strzeszyn, Kocie i Pile - największe jezioro szlaku i zarazem miejsce naszego startu.


Wypływ z Jeziora Pile 

 


Jezioro Dołgie 


Po przepłynięciu Jeziora Dołgie znalazłyśmy u jego końca na prawym brzegu w lesie piękne miejsce na biwak więc bez zastanowienia postanowiłyśmy tam zostać. Szybko rozbiłyśmy obóz i oddałyśmy się relaksowi na łonie przyrody. Wieczorem trochę popływałyśmy wpław i chociaż woda była strasznie zimna to było nam bardzo przyjemnie. Zarówno zachód jak i wschód słońca były w tym miejscu urocze. Po śniadaniu i kawie ruszyłyśmy dalej.






Środkowy bieg Piławy wiedzie w całości przez piękne lasy. Rzeka odzyskuje tu swój pierwotny charakter.




Za długą zatoką po lewej stronie rzeka spada z wysokiego jazu wzmocnionego bunkrem. Jest to jaz forteczny zbudowany w latach 1935-1936 jako budowla hydrotechniczna na linii fortyfikacji, który spiętrzał wody Piławy i wzmacniał obronę przez zalanie terenów. W pobliżu znajdują się schrony bojowe Wału Pomorskiego.
Jaz trzeba obejść lewą stroną po czym zwodować kajak ze skarpy. Na szczęście znajduje się tu wygodny pomost ułatwiający wyjście z kajaka.


Przenoska nr 1



W tym miejscu Agata postanowiła przerwać chwilowo spływ, dotrzeć do drogi (ok. 500m) i złapać stopa do Bornego Sulinowa. Apteka była jej jedyną deską ratunku na niespodziewany silny ataku kataru siennego, który okropnie utrudniał funkcjonowanie. Samochód udało się złapać błyskawicznie ponieważ w miasteczku zaczynał się właśnie słynny zlot militarny. Przy okazji można było zwiedzić co nieco.


W drodze powrotnej na stopa zatrzymała się miła dziewczyna, podróżująca po świecie Honkerem. Była to okazja do przejechania się tym ciekawym autem jak i do porozmawiania z właścicielką o jej wyprawach, a raczej fotopodróżach, bo tak nazywa się strona, którą współprowadzi. Dla zainteresowanych link.



My "uzbrojone" w leki mogłyśmy ruszać dalej w dół rzeki. W pewnym momencie miałyśmy też pasażerkę na gapę.



Odcinek Wału Pomorskiego

Po jakimś czasie dotarłyśmy do najciekawszego odcinka górnej Piławy - rezerwatu obejmującego Rozlewiska Nadarzyckie. To obszar bardzo malowniczych i interesujących z przyrodniczego punktu widzenia moczarów i bagien.


   

Co jakiś czas mijałyśmy na szlaku tabliczki informujące o zakazie wstępu na teren wojskowy. Zaobserwowałyśmy też przeprawiającą się na drugi brzeg rzeki amfibię.




Po przepłynięciu Zalewu Nadarzyckiego czekała nas kolejna przenoska na przedwojennej elektrowni w Nadarzycach. Tym razem dość długa więc nie obyło się bez wyładunku. Zanim jednak się przeniosłyśmy wykąpałyśmy się dla ochłody a później zrobiłyśmy sobie przerwę na kawę.

Przenoska nr 2



Nadarzyce w trakcie II wojny światowej były miejscem najkrwawszych walk stoczonych przez 1 Armię WP o przełamanie Wału Pomorskiego. Obecnie mieści się tu poligon lotniczy.
W obrębie wioski mijamy stary żelazny most kolejowy, kładkę i drugi niski most.




Mnóstwo zimorodków, niestety bardzo płochliwych

Padalec 

Po niecałej godzinie płynięcia okazało się, że znów czeka nas przenoska, tym razem na nieczynnym młynie wodnym, który jest własnością prywatną. Na szczęście dało się przeciągnąć kajak bez konieczności wyładunku i od razu mogłyśmy kontynuować spływ.


Przenoska nr 3



Za Nadarzycami rzeka zaczęła mocno meandrować przez lasy, nigdzie nie zbliżając się do miejsc zamieszkałych przez ludzi. Brzegi bywały na przemian płaskie i bagniste lub wysokie i strome, nurt często tarasowały zatory ze zwalonych drzew. Malownicze meandry zdawały się nie mieć końca i ciągnęły się kilometrami, a piękne zielone łąki podwodnych wodorostów sprawiały, że krajobraz wyglądał po prostu bajkowo. Z upływem kilometrów wzrastała prędkość nurtu, a jednocześnie rzeka stawała się coraz płytsza.





 

Na lewym brzegu rzeki mijałyśmy spokojną leśną polanę z pozostałością po starym moście czołgowym. To było bardzo przyjemne miejsce na biwak, niestety było jeszcze za wcześnie. Pod koniec dnia kiedy zmęczenie dawało się już lekko we znaki, po lewej stronie rzeki wypatrzyłyśmy idealne leśne miejsce na biwak. Nawet nie spodziewałyśmy się, że uda nam się na Piławie nocować na dziko, a tu już drugi dziki nocleg. Oczywiście nie obyło się bez kąpieli i miłego wieczoru.



   


Nocleg w lesie odbył się z małą dawką adrenaliny. W środku nocy obudziły nas dziwne dźwięki przypominające szczekanie, tuż przy namiocie. Zanim zdążyłyśmy się przestraszyć przypomniałyśmy sobie, że takie odgłosy wydają koziołki. Uspokojone więc zasnęłyśmy ponownie.
Następnego dnia po porannej owsiance i kawie ruszyłyśmy dalej w kierunku Szwecji.



Piława przedziera się w tej części malowniczą doliną przez niedostępny, bezgraniczny obszar leśny. Nurt jeszcze bardziej przyspieszył i zaczął się odcinek zwałkowy.

   


 
W Zdbicach na polu biwakowym postanowiłyśmy sobie zrobić przerwę na kawę. Pole wygląda na bardzo zadbane i czyste. Jest tu naprawdę miło i przyjemnie.



 

 

 

Odcinek od Szwecji do Zabrodzia jest najtrudniejszy, w nurcie mnóstwo jest powalonych drzew i kamieni. Trasa jest za to ciekawsza i urozmaicona.






 Pole namiotowe w Szwecji


Po około godzinie od Szwecji czekała nas przenoska przez tamę przy gospodarstwie rybackim w Głowaczewie. Było ciężko ale znów dałyśmy radę bez wyładunku. Po prostu przeciągnęłyśmy kajak po oponach i piachu.


Przenoska nr 4 






Za przenoską Piława znów zaczęła bezlitośnie meandrować. Musiałyśmy też poćwiczyć mięśnie brzucha, przepychając się wielokrotnie po zwalonych drzewach.



W Czechyniu należy uważać ponieważ znajduje się  tam spiętrzenie wody ułożone z kamieni. Najlepiej je pokonać płynąc warkoczem.

   Czechyń


 



Tego dnia nocleg znalazłyśmy w lesie pomiędzy Czechyniem a Zabrodziem. Nie było łatwo znaleźć sensowne miejsce ponieważ kilometrami ciągnęły się niedostępne bagniste brzegi i trzcinowiska. W sumie to przyzwyczaiłyśmy się już, że wszędzie jest tu dziko więc nawet nie wysilałyśmy się by szukać innego niż dziki noclegu. Jedyne czego się obawiałyśmy to tego, że zabraknie nam prądu. Akumulatory już trochę wyczerpane a solar w zacienionym lesie na niewiele się zdaje.


Miejsce, które znalazłyśmy na biwak było trochę zaśmiecone więc żeby było nam przyjemniej wyzbierałyśmy wszystkie śmieci w polu widzenia. Wieczorem odwiedziła nas rodzina łabędzi i obserwowałyśmy kolorowy zachód słońca. W pobliskich trzcinowiskach słychać było cały czas pokwikiwania dzików.
W nocy obudziły nas odgłosy nocnego spływu i ostre światła szperaczy. Wszystko byłoby ok, gdyby nie grupa młodych ludzi, która postanowiła zrobić sobie nocną przerwę w miejscu naszego noclegu. Zauważyli w ciemnościach namiot i kajak. Zachowywali się bardzo głośno i trochę się zestresowałyśmy. Patrycja wyszła z namiotu, żeby z nimi porozmawiać. Na szczęście szybko odpłynęli.

 


Rano jak zwykle kawa i śniadanie ale tym razem na deser były jeszcze rosnące obok słodkie jeżyny. Następnie sprawne zwijanie obozu i ruszyłyśmy dalej. Ciekawostka - śmieci które wieczorem wyzbierałyśmy rano były na nowo porozrzucane po całej okolicy. Widocznie jakieś zwierzęta szukały pożywienia.







Przed Zabrodziem rzeka rozszerza się z powodu tamy przy hodowli pstrąga. W tym miejscu, pod pięknymi łukami betonowego mostu czekała nas uciążliwa, najdłuższa na całej trasie przenoska. Konieczny był wyładunek i przewózka kajaka wzdłuż stromego zejścia. Ścieżka wyłożona jest na szczęście betonowymi płytami, co bardzo ułatwiło sprawę.




 Przenoska nr 5


Za przenoską w nurcie rzeki znajdują się wielkie głazy i zwalone drzewa. Trzeba płynąć w miarę ostrożnie.








Stadko nurogęsi


 Jedna z przepychanek po drzewie





Za kładką przed miejscowością Dobrzyca Piława wpada do Gwdy szerokim zarośniętym rozlewiskiem.



Po dopłynięciu do Dobrzycy czekała nas ostatnia przenoska kajaka. Tym razem przez teren odnowionej elektrowni. Niestety aż przykre, że nie pomyślano w ogóle o kajakarzach. Zauważyłyśmy taką prawidłowość, że żadna z nowo wyremontowanych elektrowni nie posiada jakichkolwiek udogodnień dla kajakarzy. Są one zagrodzone siatką z każdej strony i obwarowane tabliczkami "zakaz wstępu". Oczywiście brak również jakiejkolwiek informacji o miejscu przenoski. Podobno w 2008r. przenoska była tu jeszcze możliwa, my musiałyśmy zrobić ją nielegalnie bo nie miałyśmy pojęcia w jaki inny sposób można byłoby to zrobić. Wyładowałyśmy i przewiozłyśmy bagaże a następnie przeciągnęłyśmy kajak po lewej stronie przez bardzo niewygodną, stromą skarpę.

Przenoska nr 6





Ostatnie kilometry płynęłyśmy szeroką ale już niestety zanieczyszczoną Gwdą. Spływ w pierwszej wersji miałyśmy zakończyć w Pile na przystani kajakowej (blisko PKP) ale ze względu na późną już godzinę zakończyłyśmy go na przedmieściach Piły, w pobliżu mostu drogowego, skąd Agata dojechała taksówką na PKP, a następnie pociągiem dotarła do Szczecinka, z którego samochodem przed 21:00 wróciła z powrotem do Piły.






Było już dość późno więc postanowiłyśmy zrobić sobie nieopodal carsleeping, w wypatrzonym wcześniej na trasie miłym miejscu nad Gwdą.



Rano po śniadaniu i kawie, by wykorzystać zaoszczędzony dzień, przemieściłyśmy się w okolice Czechynia do Leśniczówki "Wrzosy" by popływać trochę Rurzycą, a właściwie jeziorami, przez które Ryrzyca przepływa. Tego dnia było bardzo gorąco więc zrobiłyśmy sobie na jednym z jezior przerwę na kąpiel i lunch.













Po mile spędzonym dniu złożyłyśmy Bajdarkę i zadowolone z owocnego długiego weekendu wróciłyśmy do domu. Po drodze zahaczyłyśmy jeszcze o leżącą nad Dobrzycą pstrągarnię "Rybi Puzon" w Tarnowie.





Piława zachwyciła nas przede wszystkim dzikimi i pięknymi terenami. Chętnie przyjechałybyśmy z rowerami pozwiedzać te okolice z wysokości siodełka.

Piława, 15-19.08.2018

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram