Izery – dwie wieże

sierpnia 07, 2024


Ponownie zawitałyśmy w góry Izerskie. Tym razem postawiłyśmy na ich polską część. Miałyśmy spory niedosyt po ostatnim pobycie (link), tym bardziej, że Izery są naprawdę bajeczne.
Na pierwszy nocleg wybrałyśmy miejscówkę leżącą blisko parkingu pod Młynicą ale o wiele bardziej kameralną. Był to po prostu kawałek łąki przy drodze z przefajnym widokiem na Czerniawską Kopę. Zanim jednak dotarłyśmy w to zjawiskowe miejsce zahaczyłyśmy na trasie o eko-gospodarstwo reklamujące się sprzedażą kozich serów i miodu. Choć brama była zamknięta to postanowiłyśmy zadzwonić do właścicieli i jakimś cudem udało nam się zakupić 3 przepyszne kozie sery: twarożek z ziołami, goudę z chili oraz oscypek. Dojechawszy na naszą łączkę przystąpiłyśmy do degustacji tych specjałów. Były naprawdę smaczne. Co prawda było już ciut późno na takie obżarstwo ale łatwo się rozgrzeszyłyśmy. Posiedziałyśmy chwilę po zachodzie słońca, umyłyśmy się i poszłyśmy spać. 



W nocy nic nam nie zakłóciło spokoju i porządnie się wyspałyśmy. Rano przez długi czas słońce było schowane za drzewami, mogłyśmy więc zjeść śniadanie i wypić kawę w przyjemnym cieniu. 






Izery - Czerniawska Kopa i Smrk

Na miejsce startu wybrałyśmy nieduży parking przy nieczynnym domu zdrojowym, gdzie znajduje się odwiert źródła Jan. Oczywiście napełniłyśmy sobie nim butelki by na szlaku korzystać z mocy elektrolitów, zawartych w tej cennej wodzie. Sama Czerniawa jest uroczą, spokojną miejscowością. Na szczęście gmina nie skąpi środków i widać, że są tu robione fajne inwestycje. Akurat postawiono tężnię, trwały jeszcze prace nad budową fontanny i siłowni oraz wykańczano chodniki. Niedługo to małe uzdrowisko będzie błyszczącą perełką Izerów.





Z parku prowadzi czarny szlak na Czerniawską Kopę, non stop intensywnie pod górę więc po niedługim czasie byłyśmy mokre od potu. Na szczęście nie było to bardzo daleko, górka ma tylko 776m npm. Na szczycie znajduje się drewniana wieża widokowa a obok wieży ławki i stoły. Można więc zrobić sobie popas po zdobyciu Kopy. Dla nas było jeszcze za wcześnie na przerwę, poszłyśmy więc dalej zielonym szlakiem z zamiarem zdobycia najwyższej czeskiej góry w Izerach, czyli Smrka (1124m npm). 







Zielony szlak zaprowadził nas prosto na szczyt, pod koniec dość błotnistą ścieżką. Góra jest bardzo popularna, zarówno wśród polskich jak i czeskich turystów. Znajduje się tu również wieża widokowa, o wiele większa niż na Kopie. Można z niej podziwiać rozległą panoramę gór Izerskich. Pod wieżą zrobiłyśmy małą przerwę na zjedzenie banana i ogólny relaks. Postanowiłyśmy nie podążać popularną ścieżką na polską stronę tylko iść czeskim, niebieskim szlakiem. 















Zeszłyśmy spory kawałek w dół do ścieżki zwanej Zelena Cesta. Ścieżką poszłyśmy na przełaj w stronę polskiej granicy. Gdzieś tutaj oznaczono na mapach Google czeskie źródło Izery. Poczciwi Czesi nie kazali ludziom błądzić tylko oznakowali zejście solidnie na kamieniu. Widoczna, wydeptana ścieżka doprowadziła nas do samego źródełka. Było to bardzo przyjemne miejsce z ławeczką. Źródło jest ujęte w kamienne obmurowanie i nawet jest kubeczek jakby ktoś zapomniał swojego naczynia. Jest też pamiątkowa książka z wpisami turystów. Nabrałyśmy wodę do butelek, była zimna, słodka i pyszna. Opłukałyśmy się też trochę z kurzu. Zjadłyśmy ser i kabanosy i byłyśmy gotowe do dalszej wędrówki.















Wróciłyśmy do naszej dróżki i kontynuowałyśmy marsz w stronę żółtego szlaku. Po drodze objadałyśmy się jagodami. Żółtym szlakiem poszłyśmy w górę do Łącznika a potem prosto na Stóg Izerski. W schronisku zrobiłyśmy przerwę na kawę z jagodzianką. Pozostało nam już tylko zejść asfaltową drogą do Czerniawy. Dotarłyśmy nią prosto do naszego auta. Dystans wyszedł dziś ok 16 km. Nabrałyśmy jeszcze siarkowej wody z ujęcia Jan do butelki i postanowiłyśmy od razu jechać na kolejną miejscówkę noclegową. 


















Naszą kolejną miejscówką noclegową miał być parking przy wodospadzie i już sobie ostrzyłyśmy zęby na kąpiel w pięknych okolicznościach przyrody. W  Świeradowie zrobiłyśmy małe zakupy. Kawałeczek za Świeradowem trzeba zjechać w lewo i już się jest na miejscu. Na parkingu znajduje się wiata, ławeczki, miejsce na ognisko. Jest dostęp do rzeczki, chociaż był akurat zajęty przez kampera. My od razu przebrałyśmy się w stroje kąpielowe i pognałyśmy w stronę wodospadu. Przy wodospadzie była kolejna miniwiatka. Wskoczyłyśmy do basenu utworzonego przez sztuczne spiętrzenie na rzece. Ależ to było wspaniałe! Zmyłyśmy z siebie całodzienny pot, kurz i zmęczenie. Zimna woda wspaniale regenerowała mięśnie. Właściwie to woda nie była aż taka lodowata jak się spodziewałyśmy. Siedziałyśmy pod wodospadem bardzo długo i nie było nam zimno nic a nic. W końcu jednak wylazłyśmy i wróciłyśmy do auta. Teraz mogłyśmy zrobić mini imprezkę, napić się piwa, zjeść coś, zrelaksować się. Aż się nam nie chciało wierzyć, że taka miejscówka istnieje za darmoszkę i nie okupują jej tłumy ludzi. Po miłym wieczorze udałyśmy się na zasłużony wypoczynek. Oprócz nas nocowała grupka Ukraińców w dwóch osobówkach. Nikt jednak nikomu nie przeszkadzał i było bardzo spokojnie.





 




Polana Izerska - zachciało nam się naleśników w Chatce Górzystów

Dzień zapowiadał się bardzo gorący a my wymyśliłyśmy sobie skrótową trasę na Polanę Izerską żeby znów popróbować słynnych biszkoptowych naleśników w Chatce Górzystów. Wydawało nam się, że leśna droga widoczna na mapie w aplikacji zaprowadzi nas prościutko na szlak a potem to już wiadomo, że łatwizna. Szukałyśmy tej drogi w okolicach naszego parkingu długo i w końcu znalazłyśmy dziwną, stromą ścieżkę którą poszłyśmy. Po niedługim czasie ścieżka zniknęła ale tymczasem dostrzegłyśmy zarysy jakiegoś budynku. Zaczęłyśmy się do niego przedzierać przez zarośla. Dotarłyśmy do chatki będącej chyba własnością lasów państwowych, zamkniętą na głucho. Obok biegła ładna, równa droga. Oczywiście poszłyśmy nią. 






Szło się tak dobrze, że przegapiłyśmy moment zejścia a raczej nie chciało nam się wcale schodzić z wygodnej drogi. Był to błąd bo dotarłyśmy do placu gdzie droga się kończyła. Znów zaczęłyśmy szukać ścieżki w górę. Ostatecznie szłyśmy na przełaj przez las, zbierając wszystkie pajęczyny i kleszcze. Było niesamowicie gorąco i pot lał się z nas litrami. Po czasie dłuższym niż byśmy chciały dotarłyśmy do upragnionego, czerwonego szlaku. Teraz ruszyłyśmy z kopyta, bo skrót wcale nie był skrótem, tylko długą drogą przez chaszcze więc czas nas ponaglał. 





Z czerwonego szlaku weszłyśmy na żółty a potem na niebieski, którym już bez przeszkód dotarłyśmy do Chatki. Oczywiście wiedziałyśmy, że musimy odstać swoje w kolejce ale nie sądziłyśmy, że aż półtorej godziny! Wiadomo jednak, że nie zamierzałyśmy odpuścić. Stojąc w kolejce smażyłyśmy się na słońcu i wypiłyśmy cały zapas wody. Na szczęście można ją tu uzupełnić za friko, co jest bardzo miłe i nie zawsze spotykane w tego typu przybytkach. W końcu przyszła nasza kolej na puchate naleśniczki z jagodami. Niebo w gębie! Naprawdę warto się nastać dla tych rarytasów.











Niestety nie miałyśmy już czasu żeby sobie poleżeć na polanie i co prędzej ruszyłyśmy dalej niebieskim szlakiem w stronę Świeradowa. Sporo przed miastem skręciłyśmy w drogę rowerową a potem czarny szlak, którym już bez przeszkód dotarłyśmy do głównej drogi. Pozostał nam ostatni kilometr do parkingu. Wyszło w sumie 19 km. 








Po dotarciu do auta szybko przebrałyśmy się w stroje kąpielowe i pognałyśmy do wodospadu zmyć dzisiejszy pot i trud. To było zbyt wspaniałe żeby było prawdziwe - udostępnić ludziom ten cudny wodospad razem z całą infrastrukturą zamiast ustawić znaki zakazu. Po kąpieli czułyśmy się super odświeżone. Czekała nas jeszcze trzygodzinna podróż powrotna, nie zwlekając więc dłużej ruszyłyśmy w trasę. W Świeradowie zatrzymałyśmy się jeszcze tylko rzutem na taśmę w „Wędzarni nad Kwisą” na wędzonego pstrąga, tuż przed zamknięciem knajpki. Pstrągi były przepyszne, możemy polecić wędzarnię z czystym sumieniem. Nasycone naleśnikami, rybami i wrażeniami dotarłyśmy koło 22 do Leszna.






Izery, 19-21.07.2024

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram