Sowia Dolina

listopada 23, 2022


Po długiej niebytności w górach, spontanicznie ruszyłyśmy Badylkiem w Karkonosze. Na szczęście tuż przed wyjazdem udało nam się naprawić kran i pompkę, które zepsuły się przed Toskanią. Poza tym drobiazgiem nie musiałyśmy robić żadnych przygotowań. Wrzuciłyśmy do Badylka plecaki, ciuchy i buty trekkingowe, kijki oraz trochę jedzenia. Dorzuciłyśmy jeszcze stroje kąpielowe z myślą, że może uda się gdzieś schłodzić w górskim wodospadzie. Pogoda jednak nie rozpieszczała. Było dość wietrzenie i chłodno jak na lipiec, bardzo przydały się bluzy.


Sowia Dolina

W piątek wieczorem dotarłyśmy do małego, kameralnego parkingu w Karpaczu przy Kruczych Skałach. Oprócz nas nocował tu jeszcze jeden van. Szybko padłyśmy.


Dzięki temu, że parking znajdował się tuż obok czarnego szlaku, rano mogłyśmy od razu wyruszyć na wycieczkę. Szlak prowadzi mało uczęszczaną i bardzo urokliwą Sowią Doliną, wzdłuż potoku Płomnicy. Wspina się stopniowo, odsłaniając piękne widoki. 


Potok Płomnicy






Przed Sowią Przełęczą skręciłyśmy w małą, ledwo widoczną ścieżkę prowadzącą przez krzaki jagód. Chciałyśmy dotrzeć do karkonoskiej chatki, zwanej Chatką Puchatka. Po niedługim czasie udało nam się znaleźć chatkę, była jednak zamknięta na cztery spusty. Miałyśmy nadzieję, że ktoś tu będzie stacjonował w weekend, potem jednak doczytałyśmy, że chatka znajduje się obecnie w wyłącznym władaniu Parku Karkonoskiego i niestety nie opiekuje się nią już grupa pasjonatów. Przy stole przed chatką zjadłyśmy śniadanie a potem wróciłyśmy do szlaku i wkrótce osiągnęłyśmy przełęcz. Stąd podeszłyśmy jeszcze kawałek do czeskiego schroniska Jelenka. Nie zamierzałyśmy tym razem zdobywać Śnieżki, zaległyśmy więc na przyjemnie miękkim, zielonym kobiercu trawy i oddałyśmy się relaksowi. Kupiłyśmy kawę i zjadłyśmy do niej chałwę własnej roboty. Spędziłyśmy tu dobrą godzinę. 



Chatka Puchatka









W końcu stwierdziłyśmy, że niestety czas ruszać dalej. Zeszłyśmy z powrotem do Sowiej Przełęczy a potem wspięłyśmy się na Skalny Stół. Śnieżka akurat tonęła w chmurach. Ze Stołu rozpoczęłyśmy strome zejście żółtym szlakiem. Dotarłyśmy do rozdroża szlaków Nad Budnikami i zrobiłyśmy mały skok w bok, żeby zwiedzić tą ciekawą, nieistniejącą już osadę. 






Skalny Stół




W Budnikach działa Towarzystwo Przyjaciół Budnik i cały teren jest ładnie oznakowany tablicami informacyjnymi. W centrum dawnej wsi znajduje się wiata z wystawą zawierającą historię Budnik, archiwalne zdjęcia oraz legendę o Wołogórze. Jako ciekawostkę przeczytałyśmy, że w swoim szczytowym okresie wieś liczyła 77 osób, posiadała szkołę oraz schronisko. 
Postanowiłyśmy przejść historyczną ścieżką wokół Budnik i dotrzeć do wodospadu Ponura Kaskada. W tym celu trzeba było ostro wspiąć się znów pod górę i przejść granicą Parku Karkonoskiego. Jest to bardzo przyjemna i tajemnicza ścieżka, którą zwiedza raczej niewiele osób. 




Pozostałość po schronisku w Budnikach





Ponura Kaskada prezentowała się mniej okazale niż na zdjęciach w internecie ale było to z pewnością spowodowane niewielkimi opadami i letnią suszą. Po pewnym czasie dotarłyśmy znów do żółtego szlaku. Jedyne co zrobiłyśmy źle to kierunek zwiedzania. Gdyby go odwrócić nie musiałybyśmy wchodzić pod górę tylko raczej schodziłybyśmy w dół. Ale sama wycieczka w dawnej wiosce Budniki była bardzo ciekawa i jeśli ktoś tu akurat zawita to warto się tu zatrzymać i poczuć klimat tego miejsca. 




Ponura Kaskada

Dalej poszłyśmy zielonym szlakiem czyli Tabaczaną Ścieżką do Karpacza. Zrobiłyśmy jakiś dziwny skrót przed Kruczymi Skałami i doszłyśmy do naszego miejsca parkingowego od drugiej strony, dzięki czemu miałyśmy okazję obejrzeć wspinaczy na skałach.




 
Na koniec dnia byłyśmy już wściekle głodne, podjechałyśmy więc do knajpki na żeberka i piwo (jedno alkoholowe, drugie bez). Zastanawiałyśmy się czy pozostać w Karpaczu czy zmienić miejsce ale ostatecznie postanowiłyśmy pojechać do Cieplic, zakosztować tamtejszych term. Pojechałyśmy prosto na parking pod termami i tam też spędziłyśmy spokojną noc.





Cieplice

Obudziłyśmy się rześkie, choć nie wypoczęte bo mocno czułyśmy w nogach wczorajszą wędrówkę szlakami. Za pół godziny mieli otwierać termy, szybko więc się ogarnęłyśmy i podjechałyśmy na parking tuż przed wejściem. Dobrze, że zabrałyśmy stroje kąpielowe. Skorzystałyśmy z tańszego o połowę biletu z racji wczesnej godziny wejścia. Początkowo pływałyśmy trochę w basenie, szybko jednak przeniosłyśmy się do termalnego, ciepłego basenu norweskiego i leżałyśmy tam już do końca pobytu, co było bardzo relaksujące. Zrelaksowane i odświeżone postanowiłyśmy zjeść śniadanie w parku zdrojowym. Składały się na nie jajka na twardo, toskańska sucha wędlina, świeże ogórki i sok pomidorowy. Po śniadaniu zahaczyłyśmy o parkową kawiarnię ale zgodnie stwierdziłyśmy, że w serwowanym cappuccino znajduje się tylko mleko a kawy brak. 





Poszłyśmy na spacer deptakiem cieplickim. Głównie można tu spotkać emerytów i kuracjuszy licznych domów uzdrowiskowych. Zresztą nie jest to dziwne biorąc pod uwagę, że Cieplice są jednym z najstarszych w Polsce uzdrowiskiem. Zostało ono założone już w 1281 r. i od tego czasu funkcjonuje bez przerwy. Wody ze złoża Cieplice mają od 16 do 22 tysięcy lat, są termalne (ich temperatura wynosi od 37 do 87 stopni Celsjusza), słabozmineralizowane, nasycone fluorem i krzemionką. Są to najgorętsze tego typu złoża w Polsce. Dzięki swoim właściwościom, woda termalna silnie rozgrzewa, zapobiega tworzeniu się kamieni w układzie moczowym, zwiększa mineralizację kości, zapobiega próchnicy zębów, zwiększa mikcję i diurezę oraz działa antybakteryjnie. Prawdopodobnie obniża też poziom cholesterolu całkowitego w krwi. Zalety wód doceniały też znane osobistości. Bywali tu min. John Quincy Adams (późniejszy prezydent Stanów Zjednoczonych), Johann Wolfgang von Goethe, królowa polska Marysieńka (1687), księżna Izabela Czartoryska, książę Stanisław Poniatowski (bratanek króla), Józef Wybicki, Hugo Kołłątaj oraz poeta Wincenty Pol.



Tężnia

Spacerując po Cieplicach zaglądałyśmy do domów zdrojowych w poszukiwaniu źródeł tej wspaniałej wody. Miałyśmy na szczęście butelki i wypijałyśmy olbrzymie ilości dobroczynnych wód. Poszłyśmy też do samochodu po plastikowe butelki, których na szczęście nie zdążyłyśmy wyrzucić i nabrałyśmy sporo wody na zapas z ujęcia Marysieńka. Bardzo nam się tu podobało. Poszłyśmy jeszcze na kawę i ciastko jaglane (bez cukru i mąki) i tak uraczone, grubo po planowanej godzinie pojechałyśmy realizować dzisiejszą pieszą wycieczkę.












Jezioro Wrzeszczyńskie

Patrycja miło wspominała wędrówkę z Leśną i Andrzejem, do których dołączyła w pewien majowy weekend w zeszłym roku, podczas ich przejścia Szlaku Zamków Piastowskich. Teraz postanowiłyśmy wrócić w te okolice. Dotarłyśmy do cynkowni ARF za Barcinkiem. Znajduje się to malowniczo ustawiony samolot na zbiorniku wodnym. Kawałek dalej przebiega szlak zielony i niebieski. Poszłyśmy do zapory na jeziorze Wrzeszczyńskim a potem dalej zielonym szlakiem wzdłuż zbiornika, dokładnie w odwrotnym kierunku niż w ubiegłym roku z Leśną i Andrzejem. Początkowo zamierzałyśmy przejść kawałek i wrócić ale tak przyjemnie się szło, że dotarłyśmy do Siedlęcina, minęłyśmy wieżę rycerską i kontynuowałyśmy wędrówkę żółtym szlakiem po drugiej stronie zalewu. Drogę umilały nam zbiory malin, które obficie rosły wzdłuż trasy. Po dotarciu do zapory stwierdziłyśmy, że jest już dość późno, szybko ruszyłyśmy więc na główną atrakcję, czyli Mostek Kapitański. 










Wieża Rycerska w Siedlęcinie









Mostek Kapitański

Mostek Kapitański to punkt widokowy, dość specyficzny bo nie oferujący zbyt wielu widoków. Idąc z Leśną i Andrzejem odpuściliśmy to miejsce bo było już po prostu za ciemno. Żałowałam jednak, że nie było mi dane tam wejść i teraz miałam okazję to nadrobić. Szlak prowadził wzdłuż Bobru a potem obchodził kawałek rzeczki Kamienicy, aż do fajnego betonowego mostu bez barierek. Za rzeczką szlak wspina się coraz wyżej żeby osiągnąć punkt kulminacyjny tuż obok Mostku. Do samego punktu widokowego trzeba skręcić w prawo i wspiąć się po schodach na skałę. Jest to bardzo fajne miejsce, z tym że nie widać rzeki ani doliny, drzewa zasłaniają w większości widoki. Ale i tak warto odwiedzić to miejsce, tym bardziej że nie jest oblegane turystycznie. Powrót okazał się szybszy niż dojście. Minęłyśmy trójkę rowerzystów i byli to jedyni turyści na trasie.








Mostek Kapitański

Widok z mostku




W drodze powrotnej do domu zatrzymałyśmy się jeszcze na pysznego sandacza i tym miłym akcentem zakończyłyśmy weekend. 


Niestety sporo zdjęć z tego wypadu skasowałyśmy przez przypadek, część odzyskałyśmy jako screeny relacji instagramowych.

Sowia Dolina, Cieplice, Jezioro Wrzeszczyńskie, Mostek Kapitański 9-10.07.2022

You Might Also Like

3 komentarze

  1. Uwielbiam takie miejsca ale czasem potrzebuje również zaznać odrobiny relaksu podczas podroży.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachwycające widoki. Idealne miejsce które warto jest odwiedzić.

    OdpowiedzUsuń

Instagram