Weekend z Leśną

maja 16, 2021



Weekend zapowiadał się bajecznie. A to z tego powodu, że największa polska hikerka – Agnieszka „Zebra” Dziadek, znana też jako "Leśna", zgodziła się żebym dołączyła do jej wędrówki szlakiem Zamków Piastowskich. Ze względu na niesprzyjający termin nie mogłam wziąć urlopu żeby uczestniczyć w całej wędrówce, poza tym nie posiadam odpowiedniego sprzętu ani kondycji. Jednak miałam możliwość dołączenia do Leśniej i Andrzeja na małym fragmencie szlaku. Andrzej jest hikerem z Gdańska, który postanowił przejść z Agnieszką całość.


Szlak Zamków Piastowskich 

Szlak Zamków Piastowskich liczy sobie około 150 km, z czego przeszłam około 50 km. Nie było więc tak najgorzej. Oczywiście niosłam lekki plecaczek bo miałam support w postaci Agaty w Badylku, czyli wikt i nocleg.

Agnieszka "Zebra" Dziadek

Agnieszka jest uznaną hikerką. Ma na swoim koncie wiele międzynarodowych szlaków długodystansowych. Jako pierwsza osoba z Polski przeszła nowozelandzką Te Araroa. Jest laureatką Kolosa w kategorii Wyczyn za przejście trzech najsłynniejszych amerykańskich szlaków długodystansowych i zdobycie tym samym „potrójnej korony” - The Triple Crown of Hiking. Nie gardzi też europejskim podwórkiem - przeszła cała Szwecję wzdłuż (ok. 3 tys. km) a zimą można spotkać ją na ulubionych skandynawskich ścieżkach. Jest przy tym niesamowicie skromną osobą. Samotne przejście takich szlaków z plecakiem, bez wsparcia z zewnątrz jest naprawdę olbrzymim wyczynem. 


Agnieszka prowadzi bloga oraz kanał na YouTube, gdzie dokładnie opisuje wszystkie wędrówki, prowadzi poradnik sprzętowy i udziela wszelkich informacji zainteresowanym. Jest bardzo przyjaźnie nastawiona do ludzi, nie ma w sobie ani grama zadęcia, a o swoich wyczynach pisze całkiem normalnie, jakby to nie było nic wielkiego. Nie upiększa rzeczywistości i nie tworzy dramaturgii charakterystycznej dla innych blogerów. Nigdy też nie marudzi i z uśmiechem idzie przed siebie.
Dodam tylko, że oprócz corocznych wielkich wędrówek Agnieszka chodzi polskimi szlakami długodystansowymi, tzn. liczącymi powyżej 100 km. Takich szlaków jest sporo w Polsce i w okresie wiosenno-jesiennym systematycznie zdobywa kolejne. Szlak Zamków jest jej 17tym polskim szlakiem.
Od dawna śledzę wyczyny Leśnej i nawet nie sądziłam, że któregoś dnia będzie mi dane wędrować razem z nią.

Przebieg Szlaku Zamków Piastowskich


Ustaliłyśmy, że dołączę do nich w końcowej części szlaku, w okolicach Jeleniej Góry. W piątek po pracy ruszyłyśmy więc Badylkiem w drogę.  Wiedziałyśmy tylko tyle, że mamy się spotkać z Leśną w Wojanowie. Wyjeżdżałyśmy w pełnym słońcu a dotarłyśmy w śniegowej chmurze. 


Pod bramą remontowanego Pałacu Bobrów, licząc na urbex, wpadłyśmy prosto na dwójkę wędrowców z wypchanymi plecakami, czyli Agnieszkę i Andrzeja. Usiłowali namierzyć jakiś nocleg z zadaszeniem. Byli zmarznięci ale tryskali dobrym humorem. Od razu wypatrzyli wiatę przystanku autobusowego, w której postanowili zabiwakować. My nocowałyśmy naprzeciw, po drugiej stronie ulicy, tuż nad samym Bobrem.

Pałac Bobrów



Agnieszka była nam już znana „na żywo” z prelekcji w Bojanowie, gdzie opowiadała o przejściu szlaku Continental Divide Trail. Andrzej okazał się przemiłym człowiekiem, z którym od razu nawiązałyśmy dobry kontakt. Zaprosiłyśmy ich na coś gorącego do naszego busiwa. Chociaż była to tylko zupa z selera wyglądali na zadowolonych, tym bardziej, że mogli się trochę rozgrzać. Na deser były brownies. 



Tego dnia było bardzo zimno i wietrznie i było nam ich bardzo szkoda, że musieli iść spać w takie zimno ale dla Leśnej i Andrzeja to nie pierwszyzna więc bez wyrzutów sumienia rozłożyłyśmy kanapę w Badylku i poszyłyśmy spać. Rano było bardzo rześko, na trawie leżał szron. Na szczęście prognoza pogody mówiła, że to ostatni zimny dzień.
Po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę. My, czyli Leśna, Andrzej i ja. Agata została w Badylku jako operator zewnętrzny i ruszyła zwiedzać okolicę. Mieliśmy potem spotkać się w gościńcu Perła Zachodu.



W Wojanowie obejrzeliśmy zabytkowy kościół (zamknięty) i pałac zza płotu (teren prywatny). Pogoda nam sprzyjała, było w sam raz, ani za ciepło ani za zimno. Szliśmy bocznymi drogami, polami, lasem. Towarzyszył nam widok ośnieżonych Karkonoszy na horyzoncie. Przyroda dawała z siebie wszystko żeby umilić nam wędrówkę. Kwitnące drzewa owocowe, świeża zieleń, wiosenne kwiaty, ptaszki i inne stworzenia – prawdziwa majówka.








W Jeleniej Górze zrobiliśmy przerwę na posiłek oraz zakupy spożywcze. Obejrzeliśmy zabytkowe kościoły, rynek i pozostałości po murach miejskich. Na obrzeżu miasta wspięliśmy się na wieżę widokową Grzybek, z której można podziwiać panoramę okolicy. Kawałek dalej obmyliśmy się w „cudownym źródełku”. 











Po niedługim czasie dotarliśmy do Perły Zachodu, zabytkowego dawnego schroniska, malowniczo położonego nad zaporą na Bobrze. Tutaj znalazła nas Agata i zrobiliśmy małą przerwę na kawę. Okazało się, że dołączą jeszcze nasze dwie koleżanki z Wrocławia, które dowiedziały się, że spędzamy weekend w Kotlinie Jeleniogórskiej. Ustaliliśmy, że dojdziemy do wsi Pokrzywnik a stamtąd zgarnie nas Agata na nocleg.


Perła Zachodu







Ostatnią czekającą nas atrakcją była wieża rycerska w Siedlęcinie i umiejscowione tu średniowieczne freski. Nie dość, że jest to największa i najlepiej zachowana średniowieczna wieża mieszkalna to znajdują się tu jedyne w Polsce malowidła ścienne o charakterze świeckim. Można obejrzeć w obrazkach legendę o Ginewrze i rycerzu Lancelocie. Sama wieża też jest oczywiście dużą atrakcją, zeszło nam więc trochę czasu na podziwianiu jej.

Wieża rycerska w Siedlęcinie



Dzień zbliżał się ku końcowi. Droga wzdłuż jeziora Wrzeszczyńskiego, czyli rozlewiska Bobru, była najpiękniejszym odcinkiem na całej dzisiejszej trasie. Pomimo późnej pory nie mogliśmy odmówić sobie krótkiego postoju i kontemplacji w ostatnich promieniach słońca. 



Potem co prawda szliśmy prawie po ciemku przez las i dotarliśmy bardzo późno na miejsce zbiórki. Agata nas zabrała do bardzo fajnej miejscówki, opuszczonego hotelu nad jeziorem Pilchowickiem. Koleżanki z Wrocławia rozpaliły ognisko i mogliśmy przystąpić do smażenia kiełbasek, picia trunków zeroprocentowych oraz ogólnego lenistwa. Przez to wszystko późno poszliśmy spać. Agnieszka i Andrzej mieli przyjemność nocować w hotelu. Co prawda opuszczonym i zdewastowanym, jednak co hotel to hotel. 


Agnieszka szykująca sobie legowisko w opuszczonym hotelu

Po niezbyt wczesnej pobudce i jeszcze późniejszym śniadaniu, w końcu o 10:30 stanęliśmy na szlaku. Agata miała w planach objeżdżanie i fotografowanie opuszczonych budynków, podobnie jak poprzedniego dnia. Tym razem w towarzystwie koleżanek.

Poranna kawka w Badylku

Nasza miejscówka przy opuszczonym hotelu


Nasza miejscówka z drona

Widok na tamę z naszej miejscówki

Widok na opuszczony most kolejowy z naszej miejscówki

Jajecznica z ogniska na śniadanie

Dzień miał być naprawdę gorący, rozebraliśmy się więc możliwie jak najbardziej. Moi towarzysze założyli nawet prowizoryczne osłony na karki. Ja niestety nie posiadałam nawet czapki z daszkiem. Wieczorem miałam spieczoną twarz ale czy to ważne? Liczy się przygoda i towarzystwo.





W Maciejowcu obejrzeliśmy z zewnątrz dwór obronny oraz pałac z koszmarnie odnowionym dachem. Minęliśmy uroczą wioskę Radomice i dotarliśmy do zamku piastowskiego we Wleniu. Akurat całe wzgórze zamkowe zazieleniło się czosnkiem niedźwiedzim. Kawiarnia pod zamkiem podobno oferuje pyszną kawę i sernik, nie dane nam było jednak ich spróbować. Po zwiedzeniu ruin zamku zeszliśmy do Wlenia gdzie niektórzy zaopatrzyli się w lody dla schłodzenia przed upałem. 

Dwór obronny w Maciejowcu



Pałac w Maciejowcu



Zamek Wleń





Minęliśmy bokiem Bystrzycę i Bełczynę. Droga jakoś niepostrzeżenie mijała bo toczyliśmy dyskusje na przeróżne tematy. Wyszliśmy z lasu i nagle zobaczyliśmy przed sobą charakterystyczny stożek wulkaniczny Ostrzycy Proboszczowickiej. Tam była nasza meta. 



Wdrapaliśmy się na górę w samą porę na zachód słońca i pamiątkowe zdjęcia. Dotarła tu też Agata z pobliskiego parkingu. Po zachodzie i po sesji zdjęciowej zeszliśmy do auta gdzie zjedliśmy kolację, wypiliśmy herbatę i niestety nadszedł czas rozstania. 












Agnieszka i Andrzej wrócili na zielony szlak, chcąc zabiwakować w spokojnym miejscu a my ruszyłyśmy w drogę powrotną do Leszna. Dotarłyśmy przed drugą w nocy z niemiłą perspektywą porannego wstawania do pracy. Nic jednak nie mogło zmącić wspaniałego weekendu hajkersko-vanjalfowo-urbexowego. Spełniło się też moje marzenie wspólnej wędrówki z Leśną. Zachęcam do zapoznania się z jej blogiem, gdzie szczegółowo relacjonuje swoje wędrówki: www.acrossthewilderness.blogspot.com. Może jeszcze kiedyś uda nam się spotkać.

Szlak Zamków Piastowskich, 8-9.05.2021

You Might Also Like

2 komentarze

  1. Ogromnie przyjemny weekend! Dzięki! I do zobaczenia na kolejnym szlaku :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weekend był mega i całkiem inny niż wszystkie!!!! My również dziękujemy, pozdrawiamy i do zobaczenia :-)

      Usuń

Instagram