Górne Qeparo - opuszczona albańska wioska

sierpnia 31, 2022


Spacerując po miasteczku Lukove znalazłyśmy w internetach kilka zdjęć opuszczonej wioski Qeparo, którą odwiedziłyśmy przedwczoraj (link) ale nie wjechałyśmy na samą jej górę.
Zdjęcia dały nam do myślenia i po chwili wspólnie stwierdziłyśmy, że za parę lat ta miejscówka znajdzie się na jakiejś liście UNESCO, droga zostanie zagrodzona szlabanem a my stracimy bezpowrotnie szansę wjazdu tam Badylkiem. Tak bardzo żałowałyśmy straconej okazji, że ruszyłyśmy w drogę powrotną. Na szczęście nie było to daleko. Piąty już chyba raz przejechałyśmy przez Borsh. W Qeparo skręciłyśmy w znaną nam stromą, krętą drogę, minęłyśmy tawernę, w której jadłyśmy przedwczoraj pyszną kolację i podjechałyśmy maksymalnie na samą górę wioski czyli Górne Qeparo. Qeparo wymawia się Czeparo, a nazwa ta oznacza Cyprys.


By dostać się do Górnego Qeparo, trzeba wjechać ok. 300m pod górę na odcinku około 1,5 kilometra. Wygląda to mniej więcej tak, że podjeżdża się sto metrów pod kątem 45 stopni, potem wykonuje się zwrot o 180 stopni i znowu 100m pod kątem 45 stopni, tyle że w drugą stronę. Należy też wspomnieć, że droga jest szeroka na jedno auto, mijanek jest mało, a Badyl jest dość wiekowym busiwem. Bez sprawnego ręcznego hamulca nie polecamy tego podjazdu.
Zaparkowałyśmy na niewielkim placu i ruszyłyśmy na zwiedzanie tej na wpół opuszczonej miejscowości. 




Opuszczone Górne Qeparo

Miasteczko Qeparo składa się z dwóch części, dolnej i górnej. Dolna część Qeparo posiada piękną plażę i kilka miejsc, w których można się zatrzymać i zrelaksować. Druga część Qeparo to stara górna wioska położona na szczycie góry 450m npm. Niegdyś miasteczka budowano głównie na wzgórzach, by chronić się w ten sposób przed natarciem wroga. W centrum wioski stoi stary dąb, a także kościół z piękną wieżą zegarową i dzwonem z 1796 roku. 




Po upadku komunizmu w Albanii w latach 90-tych wioska została prawie doszczętnie opuszczona. Mieszkańcy aby przetrwać oraz w poszukiwaniu łatwiejszego życia po prostu opuścili swoje domostwa i nigdy już nie wrócili. Jest to smutny widok ale życie w takiej wiosce z pewnością nie należy do łatwych. Obecnie w Qeparo mieszka garstka ludzi, których stare, kamienne domostwa są nadal w dobrym stanie i nie mieli ochoty ich opuszczać. Być może zostali bo czują się mocno związani z tym fascynującym miejscem. Być może w krótkim czasie wygrają też los na loterii, ponieważ ze względu na architekturę jak i położenie Górne Qeparo ma olbrzymi turystyczny potencjał i za kilka lat może stać się turystyczną perełką z domami przerobionymi na pensjonaty, hoteliki, sklepiki i knajpki pod turystów. 






Póki co, mogłyśmy napawać się autentycznością Górnego Qeparo, snuć się labiryntami jego brukowanych uliczek, zaglądać w puste zakątki i ruiny kamiennych budynków, co dało nam niesamowitą możliwość cofnięcia się w czasie i uruchomiło wyobraźnię, jak wyglądała ta wioska, gdy jeszcze mocno tętniło w niej życie. Zapraszamy na wspólny spacer. 








Misiu odpędzający złe moce


































Obeszłyśmy też wioskę z drugiej strony i trafiłyśmy do sklepu połączonego z knajpką. Tutaj był dopiero klimat! Na placu przed domami dzieciarnia doglądała piekących się na rożnie baranów. Miałyśmy ochotę spróbować ale okazało się, że będą gotowe dopiero nazajutrz. Zamówiłyśmy zatem coś innego, no i oczywiście kawę z rakiją. Kiedy już nasyciłyśmy się jedzeniem i mega klimatem, wróciłyśmy do samochodu i zjechałyśmy z powrotem do głównej drogi, która miała nas poprowadzić dalej na południe.








Około jednego kilometra na północ od wioski Górnego Qeparo znajdują się ruiny zamku Alego Pashy. Można się tam dostać, wędrując starożytnym szlakiem spacerowym. 






Saranda

Ruszyłyśmy w kierunku Sarandy. Okazało się, że to bardzo zatłoczone i turystyczne miasto. Udało nam się zaparkować bezpośrednio pod targowiskiem. Dobrze się złożyło, bo zamierzałyśmy nakupić trochę lokalnych specjałów. Sprzedawcy dwoili się i troili żeby coś sprzedać, targowało się z nimi bardzo przyjemnie, wszyscy byli ostatecznie zadowoleni. Kupiłyśmy miody, oliwy, chlebki figowe, owoce i inne albańskie przysmaki.



Po zakupach poszłyśmy na promenadę ciągnącą się wzdłuż wybrzeża. Deptak naszpikowany jest kawiarniami, restauracjami i hotelami. Do portu przybijają liczne promy i wycieczkowce. Klimat jest totalnie europejski. 





Trochę  nas zmęczył hałas miasta. Wróciłyśmy do Badylka i wyjechałyśmy z Sarandy żeby dotrzeć po krótkiej chwili do słynnego The Mussel House, czyli restauracji specjalizującej się oczywiście w małżach. Lokal usytuowany jest nad jeziorem Butrint. Jest to olbrzymi zbiornik wodny z licznymi farmami małży. Organizowane są nawet wycieczki kulinarne - Butrint Mussel Tour i degustacje tych mięczaków. Dostałyśmy po wielkiej misce świeżo gotowanych małży i zrobiłyśmy sobie małą ucztę. Objedzone maksymalnie miałyśmy jeszcze tylko tyle sił żeby dojechać do pobliskiej plaży Gjiri i Hartes. Nie było tam zbyt wiele miejsca ale na szczęście udało nam się wcisnąć obok koczujących dwóch kamperów z Czech. Byłyśmy wykończone więc szybko padłyśmy.


Nasza miejscówka noclegowa o poranku -plaża Gjiri i Hartes


Badylkiem wokół Albanii, Górne Queparo, dzień 17 - 25.09.2021

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram