Trekking w Górach Przeklętych
maja 27, 2022Po przyjemnym, choć zimnym noclegu w Valbonie obudziłyśmy się wcześnie, zwarte i gotowe na czekającą nas przygodę. Tego dnia miałyśmy w planach całodniowy trekking po Górach Przeklętych.
Góry Przeklęte
Nazwa „Góry Przeklęte” (po albańsku Bjeshkët e Namuna) wzięła się prawdopodobnie z trudności w pokonaniu górskich przełęczy, aby dostać się do ciasnych, zamieszkanych dolin. Zresztą do dziś ten rejon Bałkanów pozostaje dziki i odrębny pod wieloma względami. Geograficznie Alpy Albańskie przypominają Tatry Wysokie. To jeden z niewielu pozostałych w Europie obszarów górskich, który nie został naukowo zbadany – przede wszystkim ze względu na niezwykle strome ściany skalne i trudności w dostępności. Szpiczaste, nagie szczyty pozbawione roślinności to typowy widok w tej części Bałkanów. Całe pasmo rozlewa się po terenie Kosowa, Albanii i Czarnogóry – w dwóch ostatnich państwach utworzono Parki Narodowe, mające za zadanie chronić tutejszą przyrodę.
Góry Przeklęte stanowią najpiękniejsze i najdziksze pasmo górskie Bałkanów. Jedno z ostatnich tak wspaniałych miejsc, nie odkrytych jeszcze przez masową turystykę. Biegnie przez nie szlak “Peaks of the Balkans”, uważany za najwspanialszy trekking w Europie, który podobno bije na głowę Tour du Mont Blanc.
Nie mogłyśmy się już doczekać tej dzikości i obłędnych widoków, dlatego po szybkim śniadaniu spakowałyśmy plecaki i ruszyłyśmy prosto na szlak. Wybrałyśmy najpopularniejszą trasę, bardzo dobrze oznakowaną i najbardziej widokową w tej części gór, czyli drogę do Teth, a dokładnie jej połowę. Cała trasa z Valbony do Teth to ok. 12 km, a jej najwyższym punktem jest przełęcz Qafa e Valbone (1795m npm), na którą właśnie zmierzałyśmy. Fajnie byłoby przejść cały szlak, ale wtedy trzeba by było załatwić nocleg w Teth i wrócić tą samą trasą następnego dnia.
Góry Przeklęte - trekking na przełęcz Qafa e Valbone
Pierwszy odcinek prowadził przez Rrogam, niewielką górską miejscowość. Ta część trasy była płaska i wiodła doliną Valbony – widoki były wspaniałe, chociaż niewygodnie szło się po dnie rzeki, czyli wszechobecnych kamieniach. Za Rrogam rozpoczęła się mozolna wspinaczka pod górę.
Po drodze spotkałyśmy żmiję nosorogą - gatunek bardzo jadowitego węża z rodziny żmijowatych ale zdjęcie wyszło niewyraźne. Pysk żmii jest zakończony charakterystycznym sterczącym ku górze miękkim wyrostkiem.
Na szlaku zrobiło się stromo i męcząco z powodu upału więc postanowiłyśmy zregenerować trochę siły w kafejce Simoni. Zamówiłyśmy słynny domowy jogurt z miodem i albańską kawę z tygielka. Jogurt okazał się owczy i serwowany był w olbrzymich kubkach, obficie polany świeżym górskim miodem. Smakowało to wszystko wybornie, jednak taką ilość z trudem udało nam się zjeść.
W Simoni Cafe uzupełniłyśmy również zapas wody ze strumienia i ruszyłyśmy na ostatni odcinek szlaku, czyli na przełęcz Qafa e Valbones. Początek był stosunkowo płaski ale po chwili stanęłyśmy przed stromym zboczem, które trzeba było pokonać idąc trawersem. Był to najbardziej wysiłkowy fragment trasy ale też niezwykle widokowy. W tym momencie dał o sobie znać nasz owczy deser. Zaległ nam mocno na żołądkach, pewnie dlatego, że to całkiem inne bakterie a do tego wspinając się zakwasiłyśmy organizm i to wszystko razem okazało się osłabiające. Od tego momentu czułyśmy go cały czas w żołądkach, co bardzo utrudniało podejście.
Odbicie na szlak wiodący na najwyższy albański szczyt Maja Jezercë - 2694 m npm
Szlak stawał się coraz bardziej malowniczy, a miejscami dość mocno ekspozycyjny. Wiosną może być problem z zamarzniętym śniegiem na wąskiej ścieżce. Teraz jednak nie stanowił dużego wyzwania. Na szlaku spotkałyśmy poganiacza z końmi. Można skorzystać z usługi transportu bagażowego a samemu iść bez obciążenia. Konie prześwietnie sobie radziły na wąskich kamienistych ścieżkach.
Na jakieś 10 minut przed przełęczą droga się nieco wypłaszczyła i można było delektować się pięknem krajobrazu. Ten fragment jest dość mocno eksponowany więc osoby z lękiem wysokości mogą czuć się niekomfortowo. Z przełęczy wspięłyśmy się na punkt widokowy i oddałyśmy się spokojnej kontemplacji obłędnych widoków. Widać stąd było wyraźnie wioskę Theth, oddaloną o niecałe trzy godziny marszu oraz całą Dolinę Valbone.
Nadszedł czas powrotu do Badylka. Ubolewałyśmy nad tym, że nie możemy iść dalej i zejść do Teth.
Powrót okazał się dość ciężki. Pomimo upływu kilku godzin jogurt dawał wciąż znać o sobie. Im bliżej Valbone tym było gorzej. W końcu musiałam zatrzymać się i po prostu zwymiotować. Ledwo wlokłam nogę za nogą. Jogurt ewidentnie mi zaszkodził. Resztką sił dotarłam do auta. Dobrze, że zostawiłyśmy samochód tuż przy wejściu na szlak. Miałam już tylko tyle siły żeby się położyć pod kocem. Agata starała się mnie ratować. Nazbierała tymianku i zaparzyła mi herbatkę. Po wypiciu tymianku znów wymiotowałam ale zrobiło mi się jakby lepiej. Dostałam gorączkę i ubrałam się w ciepłe rzeczy. Noc przespałam dobrze i rano obudziłam się zdrowa.
Mimo tego incydentu Góry Przeklęte zachwyciły nas i długo zostawałyśmy jeszcze pod ich urokiem. Z Valbone ruszyłyśmy trasą tysiąca zakrętów do Shkopet.
Badylkiem wokół Albanii, Valbone - trekking, dzień 7 - 15.09.2021
0 komentarze