Nieziemski rejs Jeziorem Koman i Dolina Valbone

maja 27, 2022


Obudziłyśmy się w bardzo malowniczym miejscu, z widokiem na jezioro Koman. Na jeziorze rybacy właśnie zarzucali sieci. Trochę nam się spieszyło na prom, nie zostałyśmy więc zbyt długo. Śniadanie postanowiłyśmy zjeść później. 




Minąwszy miejscowość Koman, droga poprowadziła nas prosto do wykutego w skale, jednokierunkowego tunelu, liczącego poł kilometra. Zaraz za tunelem jest mały betonowy plac, gdzie znajduje się maleńki port obsługujący promy i łodzie turystyczne. Jest tu naprawdę strasznie ciasno i kiedy dotrze się do tego miejsca to praktycznie nie ma już odwrotu, nie da się wycofać. Nie ma tam miejsca praktycznie na nic, bo z jednej strony przystań otacza woda, a z drugiej góra. Gdy przychodzi godzina odpłynięcia promu, w przystani robi się bardzo tłoczno. Wjeżdżają auta, które nie mają gdzie zaparkować, ludzie biegają w tę i we w tę, panuje ogólny chaos. Przy przystani znajduje się kilka sklepów i barów. 




Najpierw skasowano nas na 500 leków za sam przejazd tunelem. Przy brzegu stały już dwa promy. Nie miałyśmy wcześniejszej rezerwacji bo nie wiedziałyśmy kiedy tu dotrzemy i jakie plany będziemy miały więc kazano nam zjechać na bok. Powiedzieli, że jak będzie miejsce to będziemy mogły wjechać. Promy, które stały przycumowane to Berisha i Rozafa. Są to niewielkie promy, na które pracownicy usiłowali wepchnąć jak najwięcej samochodów. Cena jaką miałyśmy zapłacić to 80 euro. Wiedziałyśmy, że pływa jeszcze prom Alpin, o wiele większy, wygodniejszy i tańszy. Okazało się, że przypłynie dopiero za 2 godziny. Pozostało nam więc czekać. Oczywiście jeśli ktoś chce mieć pewność, że wjedzie na prom, warto sobie wcześniej zarezerwować bilety online. Alpin - https://www.alpin.al/ 


Promy odpływają do miejscowości Fierze w ustalonych godzinach. Sam rejs trwa 2,5 – 3 godziny. Należy za każdym razem sprawdzić w jakich miesiącach kursują. Bilety za rejs w jedną stronę dla 1 osoby kosztowały 7 euro (800 leków). Rowery – 10 euro, motory – 20 euro, auto – 7 euro za 1 metr kwadratowy. Prócz promów przez cały rok od poniedziałku do piątku pływa po jeziorze łódź Dragobia, która zabiera na swój pokład jedynie pasażerów indywidualnych, rowery i motory. 




My czekając na Alpin, postanowiłyśmy zjeść w międzyczasie śniadanie - oczywiście albański twarożkowy przysmak - Speca me Salce Kosi. Podczas gdy jadłyśmy, przed naszymi oczami rozgrywał się niezapomniany spektakl. Promy były już zapchane do granic możliwości a jeszcze jakimś cudem obsługa wciskała na nie dodatkowe samochody. Nie mogłyśmy uwierzyć w to co widzimy. Oprócz tego przyjeżdżały ciągle to nowe samochody i busy z turystami, którzy wcześniej wykupili wycieczki łodziami po jeziorze i rzece Shala. Całe to towarzystwo kłębiło się w maleńkim porcie, a Badylek został zastawiony z każdej strony, odstęp między nim a innymi autami wynosił ok. 1cm. 



Zastawiony Badylek - nie odważyłam się nim wyjechać więc zrobił to za mnie Albańczyk obsługujący prom

W końcu przypłynął Alpin i od razu było widać różnicę. Prom był rzeczywiście duży, mógł bez problemu zabrać autokary. Kapitan i obsługa wyróżniali się odpowiednim służbowym ubiorem. Wjechałyśmy jako pierwsze. Niestety policzyli nam taryfę za minikamper, chociaż nasz samochód jest co najwyżej minivanem. Oznaczało to 7000 leków + 1000 leków za pasażera, czyli jakieś 350 zł. Oczywiście taka cena dotyczy tylko i wyłącznie obcokrajowców. Promy kursują tu jako normalny transport ze względu na brak drogi wzdłuż jeziora. Cena dla Albańczyków jak można się domyślić jest całkiem inna. Niemka, która podróżowała busem jak my, była tym faktem strasznie oburzona, krzyczała, wykłócała się itp. ale niestety nic jej to nie dało. 



Badylek pierwszy na promie

Na tym zdjęciu widać wyjazd z tunelu oraz jak maleńki jest port




Bajeczny rejs po albańskich fiordach - Jezioro Koman

Chwilę po odbiciu promu obsługa włączyła głośną muzykę. Niestety ten element był całkiem zbędny. Płynęłyśmy przepięknym jeziorem i zamiast słuchać albańskiego disco polo wolałyśmy kontemplować w ciszy otaczające nas piękno natury. Muzyka z kolumny zdecydowanie zakłócała nam odbiór tego niesamowitego miejsca. Co jakiś czas wyłączali muzykę ale chyba nie mogli uwierzyć, że ktoś miałby ochotę płynąć w ciszy i po chwili znów włączali na cały regulator. Cóż było robić, starałyśmy się nie psuć sobie nastrojów i czerpać z rejsu ile się da. 
Widoki rekompensowały nam te drobne niedogodności. Meandrujące wśród białych skał Jezioro Koman przypominało norweskie fiordy. Nic w tym dziwnego, gdyż pionowe skały miejscami są bardzo wysokie. Podczas rejsu obserwowałyśmy poukrywane wodospady, jaskinie i wierzchołki Gór Przeklętych. Jezioro ma wiele odnóg i wije się kilometrami niczym rzeka. 







Z każdą przebytą milą jezioro wydawało się coraz piękniejsze, każdy kolejny zakręt czy dolina zapierały nam dech w piersiach. Oszałamiająca zieleń i ten niesamowity turkusowy kolor wody, który zmienia się w zależności od światła w ciemny błękit lub brunatną zieleń. 






Zaskakujące jest to, że Jezioro Koman nie jest naturalnym lecz jednym z trzech sztucznych zbiorników na rzece Drin. Wije się na długości 72 km i wydaje się być nietknięte ludzką ręką. Trzeba jednak pamiętać, że zbiornik uzyskał swój kształt przez wybudowanie elektrowni wodnej w latach 70tych. Wszystkie powstałe w okolicy jeziora elektrownie zaopatrują w energię elektryczną prawie całą Albanię. Gdyby nie domy rozsiane gdzieniegdzie wśród lasów oraz fakt, że płyniemy w dźwiękach rąbanki, można by było pomyśleć, że jesteśmy w całkowicie odludnym, odciętym od świata miejscu. Cudownie byłoby popływać tutaj kajakiem, poeksplorować ukryte zatoczki, odnogi, poobserwować ptaki. 







Dostęp do jeziora jest bardzo mocno utrudniony, gdyż całą dolinę zapełnia woda, a skały ją otaczające w większości są niemal pionowe, dlatego też nad jeziorem infrastruktura jest znikoma. Jedyny turystyczno-rekreacyjny teren przy jeziorze, z miejscami noclegowymi (drewniane domki) i wypożyczalniami sprzętu wodnego znajduje się przy rzece Shala, i można dostać się tam jedynie łodzią, odbijając w odnogę jeziora w okolicy wysepki Paqe Island.
Podczas rejsu obserwowałyśmy też rozsiane po górach, pojedyncze zabudowania i niewielkie wioski, gdzie mieszkańcy zajmują się swoimi winnicami, hodowlą pszczół, stadami owiec, kóz czy osłów.

Wyspa Paqe Island


Winnica


Hodowla pszczół 

Domki letniskowe przy wpływie na rzekę Shala



Po około dwóch godzinach pięknego rejsu dopłynęliśmy do portu Fierze. Przystań promowa jest tam nieco większa i łatwiej dostępna niż ta w Koman. Za to poza terminalem promowym i jednym sklepem właściwie nic tam nie ma. Stamtąd ładnym asfaltem dojechałyśmy drogą SH22 do miasteczka Bajram Curri, gdzie zaopatrzyłyśmy się w warzywa, ser i arbuza. Arbuz towarzyszył nam zresztą przez kolejne dni. Tak zaopatrzone ruszyłyśmy w końcu do doliny Valbone - czyli wioski leżącej tuż u podnóża majestatycznych Gór Północnoalbańskich - Gór Przeklętych. 





Przystań promowa w Fierze

Droga przebiegała malowniczo przez całą dolinę. Kończyła się w miejscu, gdzie zaczyna się pieszy szlak w kierunku Theth. Dobrze, że Jezioro Koman przyzwyczaiło nas do eksplodujących pięknem krajobrazów bo inaczej w Valbone oczy wyskoczyłyby nam z orbit. 







Bajram Currit


Albańskie Byrki


Dolina Valbone - Góry Przeklęte

Po dotarciu do Valbony, objechałyśmy sobie na spokojnie całą miejscowość. Valbona to niewielka i kameralna miejscowość, biorąca nazwę od płynącej przez nią rzeki. Biorąc pod uwagę ilość budujących się tam obiektów podejrzewamy, że niedługo Valbona zmieni się w turystyczną mekkę, podobnie jak Teth. Póki co nie ma tam nawet sklepu z prawdziwego zdarzenia, jest kilka niewielkich kiosków z ograniczonym wyborem produktów więc dobrze, że zakupy zrobiłyśmy Bajram Curri. W wiosce jest sporo pensjonatów, campingów i restauracji. 
Zaparkowałyśmy Badylka i ruszyłyśmy na spacer Doliną Rzeki Valbone, podziwiając oszałamiające krajobrazy, jakie rysowały przed nami Góry Przeklęte. Obejrzałyśmy też pozostałość po starym młynie, dotarłyśmy nawet do małego cmentarza oraz 3 bunkrów nad rzeką. Prawie całe koryto rzeki stanowią białe, okrągłe kamienie. O tej porze roku wody praktycznie już nie ma. Można przejechać samochodem na drugi brzeg. 

Valbone






Dolina Rzeki Valbone z drona


Stary zabytkowy młyn wodny









Wieczorem znalazłyśmy miejscówkę noclegową na dużej polanie. Oprócz nas było jeszcze parę aut. W tym towarzystwie spędziłyśmy noc, czekając z niecierpliwością na obłędne widoki, jakie miał nam zapewnić jutrzejszy trekking.







 Badylkiem wokół Albanii, Jezioro Koman i Dolina Valbone, Góry Przeklęte, dzień 6 - 14.09.2021

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram