Lecznicze kąpiele solankowe w Atanasovsko koło Burgas

lipca 07, 2025


Naszym kolejnym przystankiem były okolice Burgas, ale nie interesował nas oczywiście ten mocno przereklamowany kurort turystyczny. W niedalekiej okolicy znajduje się różowe, słone jezioro Atanasovsko. 

Słone jezioro Atanasovsko koło Burgas

Jezioro Atanasovsko jest jednym z najbardziej atrakcyjnych miejsc dla turystów w Bułgarii. To unikalne jezioro wyróżnia się pięknym, różowym kolorem wody, który powstaje dzięki obecności w jeziorze unikalnych bakterii i alg, które wprowadzają do wody różowy pigment. To właśnie ten pigment nadaje jezioru swój niezwykły kolor.


Historia jeziora jest związana z rzemiosłem solnym, które było ważną częścią gospodarki regionu w przeszłości. W czasach starożytnych solanki ceniono za swoje lecznicze właściwości i wykorzystywano do produkcji soli. Dziś jezioro Atanasovsko jest uwielbiane przez turystów z całego świata nie tylko za swój niezwykły kolor i bogatą historię, ale również za lecznicze właściwości błota i soli magnezowej. Woda w jeziorze jest czysta i bezpieczna do kąpieli a jezioro jest otwarte dla zwiedzających codziennie w godzinach od 9:00 do 17:00. Wstęp do jeziora jest płatny i kosztuje około 5 BGN za osobę dorosłą. Dzieci do lat 12 mogą wejść bezpłatnie. 
Nas te lecznicze kąpiele skutecznie zwabiły. Dotarłyśmy jednak dość późno i załapałyśmy się dosłownie na ostatnią chwilę przed zamknięciem. Właściwie powinnyśmy były poczekać do jutra ale byłyśmy już zbyt niecierpliwe i chciałyśmy jak najszybciej wytaplać się w błocie i solankach. 




Miejsce jest oczywiście mocno nacechowane urokiem poprzedniego systemu. Nie ma tu żadnych udogodnień, wszystko jest obskurne, tak jak lubimy. Woda jest tak zasolona, że nawet nie da się pływać, można się położyć albo usiąść i po prostu dryfować. 



Natarłyśmy się potem leczniczym błotem ale słońce było już zbyt słabe żeby błoto mogło na nas zaschnąć. Zwlekałyśmy z opuszczeniem terenu solanek, aż pan porządkowy musiał nas w końcu wygonić. Po błotnych solankach musiałyśmy opłukać się wodą morską. Zresztą i tak byłyśmy całe zasolone. Oprócz solanek wydobywa się tu sól przemysłowo. Wszystko już jest mocno nadgryzione zębem czasu. Są tu jakieś resztki torów kolejki wąskotorowej i zaniedbane budynki przemysłowe. 


Wróciłyśmy do auta i przestawiłyśmy je w inne miejsce bo teren był tu mocno podmokły i zabagniony więc komory jadły nas żywcem. Tym razem stanęłyśmy wzdłuż drogi przy plaży. Tutaj wiatr skutecznie wywiał wszystkie owady. Przystąpiłyśmy do smażenia i konsumpcji rybek, a raczej ogonów lub ramion płaszczek. Były przepyszne. Aż szkoda, że nie miałyśmy więcej okazji do przetestowania czarnomorskich ryb i owoców morza. Spróbowałyśmy też pasty z ikry, którą zakupiłyśmy w rybnym sklepie. Była bardzo pyszna.



Rankiem znów udało nam się obejrzeć zjawiskowy wschód słońca nad morzem. Postanowiłyśmy przebiec się w stronę Burgas tym bardziej, że prowadził tam wygodny deptak pieszo-rowerowy. Dobiegłyśmy do promenady i wymyśliłyśmy sobie, że wstąpimy na kawę i bułgarskiego pączka – mekice, do nadmorskiej knajpki, polecanej  przez Polkę mieszkającą w Burgas. Niestety są to chyba produkty sezonowe i nie bardzo rozumiano o co nam właściwie chodzi. Niepocieszone wróciłyśmy biegiem do auta i tutaj zrobiłyśmy sobie w końcu śniadanie. Kawę kupiłyśmy w automacie, które są dosłownie wszędzie. Kawa z  nich jest zaskakująco smaczna i kosztuje jakieś śmieszne grosze. Szkoda tylko, że nie dane nam były mekice, ale za to miałyśmy jakieś fajne orzechowe drożdżówki z lokalnej piekarni. 
















Wioska rybacka koło Burgas i wrak statku

Podczas przejazdu wybrzeżem bułgarskim trochę wymieniałyśmy się uwagami z Polką mieszkającą w Bułgarii i dała nam ona namiar na klimatyczną wioskę, którą postanowiłyśmy zeksplorować. Kawałek za Burgas dotarłyśmy do tej rybackiej enklawy, jak się okazało znanej wśród turystów ze względu na knajpkę serwującą pyszne potrawy (link). My zwiedziłyśmy sobie najpierw wrak statku, skąd jednak nas wyprosiła pewna nerwowa krzycząca na nas kobieta. Następnie zwiedziłyśmy rybacką wioskę, składającą się z trzech ulic i dwóch kanałów, podziwiając przeróżne samoróbki i dziwaczne konstrukcje architektoniczne. Po zwiedzaniu okolic zgłodniałyśmy i zasiadłyśmy w knajpce, gdzie zamówiłyśmy obiad – zupę rybną, małże i ryby.





































Primorsko urbexowa Perla 2

Miałyśmy chrapkę odwiedzić Sozopol i pobuszować wśród tamtejszych urbeksowych budowli ale pomału zaczynał nam się kończyć czas na bułgarskim wybrzeżu. Podjechałyśmy więc w stronę Primorska, gdzie zatrzymałyśmy się w pobliżu opuszczonego budynku, znanego jako Perla 2. Był to swego czasu słynny kompleks wypoczynkowy ostatniego bułgarskiego dyktatora Żiwkowa. 
Wiodła do niego mocno zarośnięta ścieżka. Sam budynek nie prezentował się już zbyt okazale, zbyt długo popada w ruinę. Jak zwykle szkoda, że nikt nie wykorzystał tego miejsca do przekształcenia je w turystyczną atrakcję. Zresztą tym lepiej dla nas i naszej pasji zwiedzania takich opuszczonych miejscówek. Szersza relacja z eksploracji pojawi się w kategorii urbex.





Potem podjechałyśmy na fajną plażę, gdzie można by przyjemnie zanocować w cieniu drzew. Kawałek dalej znajduje się kolejna opuszczona rezydencja Żiwkowa – Perla 1. Nie zwiedzałyśmy jej jednak ze względu na sporą ilość ludzi na plaży w pobliżu budynku ale za to fajnie poplażowałyśmy i odświeżyłyśmy się. 


Perla 1


Kusiła nas dalsza podróż wzdłuż morza aż do Turcji, która majaczyła już za horyzontem ale zdawałyśmy sobie sprawę, że lepiej z tym poczekać do przyszłego roku a teraz skupić się na Bułgarii. Ostatecznie opuściłyśmy więc gościnne Morze Czarne i ruszyłyśmy w interior. Naszym kolejnym celem była Bezłudża, do której dotarłyśmy już w zupełnych ciemnościach, mijając dzikie konie na trasie.


Okolice Burgas, 21.09.2023

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram