Kruja i Jezioro Bovilla

lipca 13, 2022


Opuściwszy wiszące kładki nad Jeziorem Shkopet, ruszyłyśmy do Krui, średniowiecznej albańskiej stolicy. Wiedzione barwnymi opisami tegoż miasta, spodziewałyśmy się miejsca podobnego do Mostaru, tym bardziej, że Kruja jest aktualnie jedną z ważniejszych atrakcji turystycznych centralnej Albanii. Jednak okazało się, że opisy te były mocno przesadzone.

Kruja

Kruja to małe miasteczko, a jej głównymi atrakcjami są zamek Skanderbega, czyli Kalaja e Krujës, średniowieczny bazar i wieża zagarowa. 

Zamek i wieża zegarowa w tle


Zamku postanowiłyśmy nie zwiedzać ze względu na okropny upał i brak czasu. Poza tym zamek nie przetrwał najazdów oraz trzęsienia ziemi w XVIIw. więc jest tylko rekonstrukcją z 1982 roku, obecnie znajduje się w nim muzeum. Z tyłu za zamkiem, na skraju urwiska wznosi się dobrze widoczna z dolnego miasta, XVII-wieczna, czworoboczna, masywna wieża zegarowa (Kulla e Sahatit). Początkowo służyła ona jako baszta obserwacyjno-obronna, w czasach osmańskich przekształcono ją w wieżę zegarową (znajdował się na niej dzwon wybijający godziny). Podczas naszej wizyty była otoczona rusztowaniami i trwał jej remont.


Natomiast co do bazaru to rozczarował nas. Okazał się zaledwie bazarową uliczką, a większość oferowanych tam rzeczy była tandetną chińszczyzną. Bazar w Kruji nie ma żadnego porównania do bazaru w Mostarze czy Sarajewie. 








Zastanawiałyśmy się przez chwilę nad kupnem orientalnego (chyba oryginalnego) dywanika ale nie miałyśmy pomysłu co z nim potem zrobić. 



Poszłyśmy coś zjeść do pobliskiej restauracji. Zamówiłyśmy na czuja grillowane bakłażany z pomidorami i serem oraz zapiekankę (tave) z mięsem i pomidorami. Kiedy otrzymałyśmy dania chciało nam się troszkę śmiać. Miseczki z jedzeniem były wielkości spodków. Na pewno nie dałoby się tym najeść. Zamówiłyśmy jednak jeszcze kawę i kabuni - bardzo ciekawy i oryginalny deser, którego bardzo chciałyśmy spróbować. Jest to ryż smażony na słodko z dodatkiem mięsa i ma naprawdę niepowtarzalny smak. Na szczęście wszystkie zamówione przez nas potrawy były smaczne.


Grillowane bakłażany z pomidorami i serem

Zapiekanka z mięsem i pomidorami

Kabuni - deser z mięsem

Spotkał nas jeszcze w Kruji mały zgrzyt, zaparkowałyśmy w centrum na (jak nam się wydawało) darmowym miejscu parkingowym, wtedy podszedł do nas parkingowy żądając opłaty wysokości 10 Euro. Byłyśmy bardzo zdziwione bo miejsce nie było w żaden sposób oznaczone jako płatny parking. Hiszpan, który parkował obok nas - również był zdziwiony, twierdził, że nie zapłaci. Miejsce ewidentnie wyglądało na darmowe. Zapłaciłyśmy wytargowane 5 Euro bo bałyśmy się, że po powrocie zastaniemy przebite opony. Gdy wróciłyśmy "pana parkingowego" już nie było, stał tylko samochód policyjny. Ktoś musiał widocznie zgłosić, że jegomość "skubie" turystów. 




Bovilla Lake

Po opuszczeniu Kruji miałyśmy mały dylemat czy jechać nad Jezioro Bovilla czy w ogóle odpuścić to miejsce. W końcu postanowiłyśmy jednak jechać i ta decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Ruszyłyśmy w stronę Tirany, choć do samego miasta nie zamierzałyśmy wjeżdżać. Zatrzymałyśmy się przy bankomacie Credins Bank i wypłaciłyśmy 30000 leków. Pieniądze rozchodziły się nam jak świeże bułeczki. Usiłowałyśmy też znaleźć choć jedną stację benzynową, na której można by płacić kartą. Daremnie. Zatankowałyśmy za gotówkę.


Przez cały czas nie miałyśmy internetu. Czarnogórski m-Tel łączył się tylko z jedną albańską siecią Alb-telecom, która była chyba najsłabsza w całej Albanii. Zdecydowałyśmy się kupić kolejny prepaid, tym razem albański, sieci One. W rezultacie miałyśmy 30 GB, 100 minut do Polski i rozmowy w Albanii. Koszt to 2000 leków (ok. 80 zł). Tak zabezpieczone rozpoczęłyśmy wjazd nad jezioro Bovilla. 
Droga była dość wąska, początkowo asfaltowa, po pewnym czasie zmieniła się w szutrową. Zaczęła też ostro piąć się w górę. 

Spadające na jezdnię kawałki skał


Szutrowymi serpentynami Badylek dojechał (z trudem) do miejsca, skąd można było dojść do wspaniałego punktu widokowego (niedaleko restauracji). 

Droga, którą podjeżdżałyśmy na górę


Ja zostałam przy aucie, Agata poszła w klapkach z aparatem. Dobrze, że zostałam bo podejście okazało się dość karkołomne a z moim lękiem wysokości pewnie spadłabym w przepaść z niezabezpieczonych skał. Podejście zajmuje około 15-20 minut, w zależności od kondycji. Tu i ówdzie trzeba się złapać za kamień czy podeprzeć. Na samym końcu podejścia znajdują się schody ułatwiające wejście. Trasa jest słabo zabezpieczona, wąska i stroma a do tego wiał silny wiatr. Panorama jeziora widoczna stamtąd jest za to niesamowita. 

Platforma widokowa Bovilla Lake i jedocześnie trasa prowadząca na nią


Badylek w dole jak mrówka

Jezioro Bovilla, pełne większych czy mniejszych zatoczek, z każdej strony otoczone jest górami masywu Dajti. Sprawia to wrażenie odcięcia od świata. 



Jaskinia przy platformie




Zaczynało robić się ciemno więc zjechałyśmy kawałek niżej i przy opuszczonych budynkach, pod drzewami zaparkowałyśmy na nocleg. Panowała tam cisza absolutna, księżyc prawie osiągnął pełnię i świecił jak latarnia. O dziwo nie mogłyśmy spać i bez przerwy się budziłyśmy. Pewnie dlatego, że było zbyt cicho. Miejscówka była jednak przewspaniała, z widokiem na niesamowite jezioro, które o poranku wyglądało jeszcze piękniej, jeśli to w ogóle możliwe.

Miejscówka noclegowa z widokiem na jezioro

Bovilla o poranku





Opuszczając Bovilla Lake, zjechałyśmy do samej wody. Podobnie jak w przypadku Jeziora Koman, Jezioro Bovilla nie jest naturalnym akwenem. Na rzece Terkuze wybudowano wysoką na prawie 100 metrów tamę, tym samym tworząc zbiornik zapełniony wodą o niezwykłym kolorze. Jezioro Bovilla zapewnia wodę pitną mieszkańcom Tirany i okolic dlatego kąpiele w nim są zakazane. Pozostaje tylko podziwianie tych nieziemskich widoków. Z jeziora ruszyłyśmy w trasę do Beratu




Badylkiem wokół Albanii, Kruja i Jezioro Bovilla, dzień 9 - 17.09.2021

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram