Uciekając przed Jugo (chorwackim wiatrem), który w nocy zaczął się dopiero rozkręcać, dotarłyśmy Badylkiem do Kanionu Wielkiej Paklenicy w południowym Velebicie. O mały włos zrezygnowałyśmy z tego planu ze względu na wichurę i wcale nie wpadłyśmy na to, że w kanionie przecież nie powinno dmuchać. A nie dmuchało nic a nic!
Z Plitwickich Jezior skierowałyśmy się w stronę Adriatyku do miejscowości Senj, by stamtąd kontynuować naszą podróż wzdłuż chorwackiego wybrzeża.
Nierealne kolory i bajkowe widoki, ściągające tłumy turystów to jedno. Jednak prawdziwym powodem, dla którego Chorwacja traktuje Jeziora Plitwickie jak skarb, jest ich bogactwo przyrodnicze.
Z Petrovej Gory późnym wieczorem dotarłyśmy na nocleg do malowniczego chorwackiego miasteczka Slunj, a konkretnie do jego historycznej części - Rastoke.
Ten niesamowity chorwacki monument był pierwszym miejscem, jakie odwiedziłyśmy na trasie naszej bałkańskiej objazdówki. Wiedzie do niego asfaltowa wąska droga, którą podjeżdża się przez zalesiony masyw Petrova Gora na jego najwyższy szczyt czyli Mali Petrovac.
Ile można czekać na rozpoczęcie sezonu kajakowego? Już koniec maja a my nadal nie odkurzyłyśmy Bajdarki!