Bieszczady we mgle

listopada 05, 2016


W tym roku niecierpliwie wypatrujemy jesieni z jej spektaklem kolorów. Chcemy odwiedzić Bieszczady w czasie czerwonych buków, złotych modrzewi, brzóz i klonów.
Po upalnym wrześniu nadchodzi bardzo zimny październik. Ciągle zwlekamy z decyzją kiedy jechać. W końcu nie ma się już nad czym zastanawiać bo albo pojedziemy ryzykując niepewną pogodę albo wcale. Bierzemy urlop na ostatni tydzień października, zahaczając o początek listopada.

Bieszczady jesienią 

Jedziemy do Komańczy bo tam chcemy zacząć swoją bieszczadzką przygodę. Komańcza leży na pograniczu Bieszczad i Beskidu Niskiego. Prowadzi tu trasa Głównego Szlaku Beskidzkiego. Zwiedzamy zabytkową cerkiew na wzgórzu. 


W samej Komańczy jest bardzo duży ruch, mnóstwo ludzi i samochodów. Okazuje się, że trafiłyśmy na finał popularnego biegu przełajowego Łemkowyna Ultra Trail. Do mety docierają zmęczeni biegacze umazani błotem. Dopiero skończyła się ulewa trwająca 11 godzin, z gór spływają potoki błota. Udajemy się do klimatycznego schroniska PTTK na gorącą herbatę, gdzie schodzą się również uczestnicy biegu i mimowolnie podsłuchujemy ich relacje. Podziwiamy biegaczy za wytrzymałość i umiejętność biegania w takich warunkach.


Bieszczady - kolorowy trekking na Chryszczatą i jeziorka Duszatyńskie

Z Komańczy jedziemy do Duszatyna, maleńkiej miejscowości składającej się z kilku domów nad rzeką Osławą. Tutaj przy wiacie nocujemy w samochodzie. W nocy przychodzi przymrozek ale mamy na sobie po dwa śpiwory więc zimno nam nie straszne.





Rano robimy kawę, szybkie śniadanie i idziemy czerwonym szlakiem na górę Chryszczatą. Po drodze mijamy jeziorka Duszatyńskie leżące w rezerwacie Zwięzło. Nazwa rezerwatu nawiązuje bezpośrednio do wydarzeń z roku 1907, kiedy to jeziorka powstały. Po długotrwałych opadach, przesiąknięte wodą warstwy łupków stały się doskonałym podłożem po którym ześlizgnęły się (zwięzły) ze stoków warstwy skalne i ziemia wraz z lasem i runęły w kierunku potoku Olchowaty, przegradzając go i tamując przepływ wody w wyniku czego powstały 3 jeziorka osuwiskowe. Do dnia dzisiejszego przetrwały dwa z nich - z trzeciego spuszczono wodę, aby łatwiej było wyłowić ryby.








Trasa jest niesamowicie malownicza. Las tonie w jesiennych kolorach. Droga jest bardzo błotnista a potoki wezbrały wodą o czym przekonujemy się już na samym początku. Szlak przechodzi przez szeroki potok i nie ma możliwości przejścia suchą nogą. Szkoda nam moczyć buty i skarpety więc przechodzimy na boso. Woda jest lodowata ale za chwilę zakładamy buty i już nam ciepło.


 
Na Chryszczatą wchodzimy w towarzystwie grupki rowerzystów z dębickiego klubu MTB. Mają ciężkie podejście ale za to szybki zjazd. Na szczycie Chryszczatej robimy krótki popas. Okazuje się, że nie wzięłyśmy wody, tylko jeden termos z herbatą. To stanowczo za mało! Na szczęście dosiada się do nas para i ratuje nas swoją herbatą. Są w swojej spontanicznej podróży poślubnej. Gratulujemy im i razem z innymi turystami wznosimy toast cytrynówką.






Bieszczady - dymiące retorty i bundz

Wracamy do samochodu i ruszamy do Wetliny. Trasa jest bardzo malownicza. W okolicach miejscowości Żubracze widzimy dymiące retorty wypalające drewno na węgiel. To gratka jakiej nie możemy przegapić. Kiedyś liczne, teraz już w zaniku, wypały drewna w Bieszczadach tworzą lokalny koloryt. Idziemy obejrzeć retory, szkoda tylko, że nie ma smolarzy. Na trasie zauważamy też stado owiec i bacówkę, w której kupujemy pyszny, świeży bundz.




Bieszczady - zimno i deszczowo w Wetlinie

W Wetlinie mamy zarezerwowany pokój w schronisku. Siadamy w barze i spotykamy znajomą parę nowożeńców ze szlaku. Oni również zjechali tu na nocleg. Pijemy piwo i resztkę cytrynówki, przygryzając pajdami chleba ze smalcem i ogórkami kiszonymi.
Niestety potwierdzają się nasze obawy. W pokojach jest zimno a pod prysznicami woda jest zaledwie letnia. Temperatura wzrasta dopiero w nocy, kiedy nie ma to już dla nas znaczenia. Kiedy wracamy zmęczone i zmarznięte ze szlaku, jedyne o czym marzymy to gorący prysznic i ciepły pokój. 

Bieszczady - dolina Sanu, Suche Rzeki, Przełęcz Orłowicza

Kolejnego dnia wstajemy rano gotowe na wyprawę, jednak pogoda nie zapowiada się ciekawie. Pada deszcz. Jedziemy na drugą stronę pasma górskiego, do doliny Sanu. Liczne grzebienie i progi skalne tworzą malownicze kaskady na rzece. W miejscowości Chmiel można je obserwować z tarasu widokowego. 


Dalej jedziemy bez konkretnego celu. Zmierzamy do Zatwarnicy, potem skręcamy do Suchych Rzek. Zostawiamy samochód przy Terenowej Stacji Edukacji Ekologicznej BdPN i ruszamy na szlak. Pogoda zmieniła się na lepsze, chociaż wieje silny wiatr a wierzchołki gór pokrywają chmury. Idziemy zupełnie pustym i kolorowym lasem w stronę połonin. Trasa jest mało popularna, nie spotykamy nikogo za wyjątkiem dwóch łań. Po wyjściu z pasma drzew wchodzimy prosto w mgłę, czy raczej chmurę. Dochodzimy do Przełęczy Orłowicza i wiatr prawie nas zmiata. Widoczność jest minimalna. Nie ma sensu wchodzić na połoninę. Schodzimy z powrotem.

 




Bieszczady - zwiedzanie browaru i degustacja piwa Ursa Maior

Na drugi dzień jedziemy do browaru Ursa Maior w Uhercach Mineralnych. Zwiedzanie browaru jest atrakcją samą w sobie. Znajduje się tu galeria sztuki i rękodzieła. Można podziwiać prace artystów wchodząc na kolejne piętra galerii. Za olbrzymim przeszkleniem widać kadzie z piwem. Oczywiście następuje obowiązkowa degustacja piwa i razowca z pastą z ciecierzycy i fasoli, własnej produkcji. Kupujemy piwa na wynos i opuszczamy to klimatyczne miejsce.



Jedziemy jeszcze nad Solinę. Pogoda się psuje i nic nie wychodzi z robienia zdjęć zalewu. Wracamy do Wetliny. Po wejściu do zimnego pokoju stwierdzamy, że dłuższy pobyt w tym miejscu nie ma sensu. Dzwonimy w sprawie wynajęcia pokoju i bez problemu znajdujemy inną kwaterę w Wetlinie.

Bieszczady - mglisty trekking z Widełek na Bukowe Berdo - zero widoków i żywego ducha na trasie

Następnego dnia pakujemy wszystko do samochodu i jedziemy do Ustrzyk Górnych. Po drodze podwozimy chłopaka pracującego w schronisku Pod Rawkami. Jedzie do Ustrzyk Dolnych po zaopatrzenie na zimę. Planuje wziąć urlop i pochodzić w końcu po szlakach bo pracując w schronisku nie miał na to czasu. Opowiada nam o chatce turystycznej w miejscowości Dydiowa. Jest to stary szałas pasterski, można tam nocować ale należy go pozostawić w takim samym stanie. Zaciekawia nas to miejsce. Zostawiamy samochód w Ustrzykach Górnych i łapiemy stopa do Widełek. Wchodzimy niebieskim szlakiem na Bukowe Berdo. Las spowija mgła tworząc mistyczny klimat. Oczywiście na trasie nie spotykamy nikogo. 





Wchodzimy na Bukowe Berdo i przemierzamy szlak we mgle, niewiele widząc. Czasami na chwilę chmury się rozstępują i widzimy bukowe pejzaże. Ciągle mamy nadzieję na zmianę pogody ale niestety nic z tego. Do końca dnia towarzyszy nam gęsta mgła. Dodatkowo zrywa się lodowaty wiatr.




Dochodzimy do Przełęczy Goprowskiej i robimy krótką przerwę na posiłek. Rozgrzewamy się gorącą herbatą. Jest strasznie zimno. Spotykamy trzyosobową grupkę pod Tarnicą ale zawracają i znikają we mgle. Wracamy Szerokim Wierchem do Ustrzyk. Z tego dnia mamy niewiele zdjęć. Ze względu na warunki aparat przeleżał w plecaku, a zdjęcia robiłyśmy komórkami.



Robi się już ciemno więc w lesie wyciągamy czołówki i docieramy do samochodu. Strasznie żałujemy, że nie dane nam było podziwiać pięknych widoków na trasie. 
Jedziemy do nowej kwatery w Wetlinie. Jesteśmy głodne i zmarznięte więc z ulgą witamy przytulny, ciepły dom, w którym wynajęłyśmy pokój. Własna łazienka z gorącą wodą. Czego chcieć więcej?

Bieszczady - Bukowe Berdo - druga próba z Mucznego - cudowny biały krajobraz

Nazajutrz widząc, że mgła opadła postanawiamy wejść ponownie na Bukowe Berdo. Tym razem jednak krótszą trasą od Mucznego. W punkcie kasowym w Mucznem dziewczyna, która sprzedaje bilety proponuje nam wejście na Bukowe z innej strony. Tłumaczy pobieżnie jak dojść na Obnogę, a stamtąd na Krzemień.



W plątaninie leśnych dróżek trudno jednak odnaleźć tą właściwą, po godzinie błądzenia rezygnujemy i wracamy do Mucznego, a stamtąd żółtym szlakiem wchodzimy na Bukowe. Po drodze mijamy podchmieloną grupkę turystów. Oni zostają na szczycie, my wędrujemy ścieżką po grani w stronę Krzemienia. Dochodzimy do tarasu widokowego i zawracamy bo robi się już późno. 






Wczorajsza mgła zamarzła tworząc bajkowy krajobraz. Wracamy robiąc zdjęcia zachodzącego słońca.




Bieszczady - poszukiwanie zaginionego chłopaka

Przy zejściu do Mucznego spotykamy chłopaka z wcześniej mijanej grupki. Czeka na jednego z kolegów, który zabłądził i zszedł ze szlaku. My schodzimy do parkingu. Spotykamy kolejnych dwóch chłopaków szukających zaginionego kolegi. Okazuje się, że pechowy imprezowicz odłączył się od grupy i poszedł jakimś szlakiem ale nie dotarł do Mucznego. Pozostali postanowili się rozdzielić, część poszła niebieskim szlakiem do Widełek, cześć nawoływała go na szlaku do Mucznego, jeden został na straży na górze. Zaoferowałyśmy pomoc w poszukiwaniach i podwiozłyśmy ich samochodem do innej grupy szukających, zrobiło się jednak całkiem ciemno. Zagubiony człowiek nie miał ciepłego ubrania, latarki ani telefonu. Sytuacja zaczęła się robić nieciekawa. Wezwano GOPR. Postanowiłyśmy wrócić na kwaterę bo niewiele mogłyśmy im pomóc. Jak się później okazało, pechowy uczestnik grupy miał sporo szczęścia. Zszedł w dolinę Trebowca i osiem godzin błądził po lesie. W nocy temperatura zaczęła spadać ale na jego szczęście - po drugiej stronie pasma górskiego. Został odnaleziony przez GOPR o 2 w nocy cały i zdrowy. Ta przygoda skończyła się szczęśliwie ale mogło być różnie.

Bieszczady - trekking w błocie na Połoninę Wetlińską

Rano zrywamy się wcześnie. Pogoda zapowiada się ładna więc idziemy na Połoninę Wetlińską. Zostawiamy samochód na parkingu na Przełęczy Wyżnej i wchodzimy żółtym szlakiem wprost na Chatkę Puchatka. W nocy był przymrozek więc idzie się dość łatwo po zamarzniętym błocie. W Chatce robimy krótką przerwę na herbatę i coś słodkiego. To kultowe miejsce już niedługo ulegnie zmianie. Zarządzający schronem Lutek Pińczuk podobno już w tym roku ma zejść z posterunku a Chatkę ma przejąć BdPN.




Po krótkiej przerwie idziemy na połoninę. Wędrujemy z panoramą Smereka przed oczami. Błoto niestety zdążyło odmarznąć, ślizgamy się w brei. Na szlaku nie ma zbyt wielu osób. Podziwiamy połoniny w październikowym słońcu.





Na Przełęczy Orłowicza robimy przerwę na herbatę i kanapkę. Schodzimy żółtym szlakiem do Wetliny. Łapiemy busa do parkingu na Przełęczy Wyżnej.


 



W dalszej części dnia jedziemy na obiad do Zajazdu Pod Caryńską w Ustrzykach Górnych i jemy serwowane tu pyszności z baraniny. Dosiada się do nas miejscowy zwany Wróbelkiem. To jeden z ludzi nadających kolorytu takim miejscom. Latem sobie jakoś radzi a zimę pomagają mu przetrwać dobrzy ludzie. Humor go jednak nie opuszcza. Bawi nas swoimi opowiastkami.

Bieszczady - cudowny szlak na Dwernik Kamień z Nasicznego i ślady niedźwiedzia

Następnego dnia pogoda nie napawa optymizmem. Mży, a góry toną w chmurach. Mamy nadzieję, że sytuacja zmieni się po drugiej strony pasma górskiego. Jedziemy do Nasicznego i ruszamy na ścieżkę przyrodniczą na Dwernik Kamień. Intuicja nas nie zawiodła, rozpogadza się. Szlak jest mało popularny i nie spotykamy nikogo, dopiero na Dwerniku zaledwie kilka osób. Ze szczytu rozciąga się piękny widok na Smerek, połoniny i Tarnicę. Pogoda idealna.







Wracamy nieco okrężną drogą, która w efekcie okazuje się wielokilometrowym obejściem i do samochodu docieramy dość późno. Okolice Dwernika to ulubione miejsce bieszczadzkich misiów. Ponoć łatwo natknąć się na niedźwiedzia nawet przechodzącego przez drogę. Nas ta przyjemność niestety nie spotkała, chociaż trafiłyśmy na niedźwiedzi trop. Po powrocie do Wetliny idziemy na obiad do Starego Sioła. W głównym budynku nie ma miejsca więc otwarto grillowy domek. Niestety jest tu bardzo zimno, pomimo opalania piecem. Czas oczekiwania na posiłek jest zdecydowanie zbyt długi. Na koniec jesteśmy bardzo zmarznięte i wracamy na kwaterę.

Bieszczady - trekking w śniegu na Rabią Skałę

Zastanawiamy się nad kolejnym dniem. Myślimy o Caryńskiej, Rabiej Skale albo Rawkach. Na Rabiej jeszcze nie byłyśmy więc tam też idziemy razem z miejscowym przewodnikiem bieszczadzkim - Mirkiem, który rano zahaczył nas na FB, proponując wspólną wyprawę. Jest to pierwszy poznany przez nas człowiek urodzony faktycznie w Bieszczadach. Reszta miejscowych to przyjezdni z całej Polski. Mirek prowadzi nas niebieskim szlakiem na Rabią i opowiada różne ciekawostki. Im wyżej tym bardziej biało. Pada śnieg.

 
   
Na szczycie Rabiej spotykamy parę Słowaków. Spędzili noc w chatce pod Czerteżem i wędrują dalej. Parzą kawę. My wyciągamy termos z herbatą i coś słodkiego. Jest zimno. Częstujemy ich naszą pigwówką oni nas gruszkówką. Pigwówka robi furorę. Kilka razy powtarzają nazwę "pigwa" żeby nie zapomnieć z czego zrobiona jest ta pyszna nalewka.

 

Na chwilę wychodzi słońce i z tarasu widokowego rozpościera się bajkowy widok na słowacką stronę Bieszczadów.

 

Wchodzimy w las i drogą dla straży granicznej schodzimy w stronę przełęczy. W butach mamy już dość mokro, śnieg i błoto przenika do środka. Przed Moczarnem przeprawiamy się przez strumień i już całkiem chlupocze nam w butach. Moczarne było kiedyś ostatnim przystankiem bieszczadzkiej kolejki wąskotorowej, którą transportowano drewno.






Wracamy jak najszybciej do naszej kwatery i wskakujemy pod gorący prysznic żeby rozgrzać lodowate stopy.

Bieszczady - śnieżny trekking na Korbanię z Łopienki

Ostatniego dnia pobytu umawiamy się z Mirkiem na krótką wycieczkę na Korbanię. Jedziemy do Łopienki, zwiedzamy cerkiew i wspinamy się do wieży widokowej.
Niestety wierzchołek góry spowija chmura, pada śnieg. Chowamy się w wiatce i staramy przeczekać. Nie zanosi się jednak na poprawę pogody.









Ze szczytu Korbani jest fantastyczny widok na jezioro Solińskie, niestety nie jest nam dane dzisiaj go oglądać. Schodzimy do Łopienki. Mirek pokazuje nam miejsce gdzie wiosną pasą się żubry. Na szlaku widzimy świeży odcisk żubrzej racicy.


 


Bieszczady - kolejne czynne retorty 

W drodze powrotnej zatrzymujemy się w dwóch miejscach z retortami. Nikogo nie ma ale retorty załadowane są do pełna drewnem.




Wracamy do Wetliny i obserwujemy niesamowity spektakl zachodzącego słońca. Jedziemy szybko na Przełęcz Wyżną zrobić zdjęcia Tarnicy oświetlonej na pomarańczowo, czerwono i złoto. W ramach podziękowania zabieramy Mirka na obiad do Smereka do gospody Paweł Nie Całkiem Święty. Zajadamy się kwaśnicą i plackiem po bieszczadzku. To ostatni wieczór w Bieszczadach, jutro powrót do domu.




Nikosowe sery w Wańkowej - obowiązkowy punkt każdego wypadu w Bieszczady

Rano po małej przygodzie z dopompowywaniem opony jedziemy do Wańkowej, do gospodarstwa Nikosa po sery. Nikos jest Grekiem z pochodzenia, który od lat mieszka w Bieszczadach i produkuje najlepsze sery w okolicy. Osiadł w dawnym PGR-ze, hoduje krowy, owce, kozy i konie. Wyrabia przepyszny bundz. Kupujemy świeży i dojrzały bundz, bryndzę, oscypki i dostajemy w gratisie fetę w słoiczku.


Nikos tłumaczy nam jak najlepiej dojechać do autostrady w Rzeszowie żeby uniknąć korków. Dziś jest 1 listopada więc na drodze będzie pewnie spory ruch. Dostajemy wskazówki i jedziemy piękną, malowniczą trasą przez góry sanocko-turczańskie. W pobliżu Sanu spostrzegamy nagle wiszącą kładkę nad rzeką. Nie możemy odpuścić takiej gratki więc zjeżdżamy w stronę rzeki i przechodzimy kładką w tą i z powrotem. Fantastyczne zakończenie przygody w Bieszczadach. Niedługo wjeżdżamy na autostradę A4 i jedziemy prosto do domu.



Wnętrze samochodu po bieszczadzkiej przygodzie zdecydowanie wymaga czyszczenia.


Bieszczady, Wetlina 22.10-1.11.2016

You Might Also Like

2 komentarze

Instagram