Jezioro Garda vanem na dziko
sierpnia 04, 2023Tradycją naszych wojaży stało się załatwianie czegoś na ostatnią chwilę. Nie inaczej było i tym razem. Zaraz po tym jak ustaliłyśmy, że znów odwiedzimy Toskanię wymyśliłyśmy, że tym razem zabierzemy nasze vintage składaczki. W tym celu więc trzeba było, do zakupionego chwilę wcześniej bagażnika rowerowego na hak, szybko dokupić tablicę ostrzegawczą wymaganą we Włoszech, a we wtyczce do bagażnika naprawić nie działające kabelki światła pozycyjnego. Jakimś cudem udało się to wszystko zrobić. Tablicę odebrałyśmy w dniu wyjazdu z siedziby kuriera bo jeździł z nią cały dzień i nie doręczył. Spakowałyśmy co trzeba (nie wiedząc jaka będzie pogoda wzięłyśmy ciuchy na każdą ewentualność), zakupiłyśmy pewną ilość euro na koncie walutowym (o wiele za małą jak się później okazało) i pomknęłyśmy na spotkanie toskańskiej przygody.
Trasa dojazdu to: Niemcy (darmowa autostrada), Austria (9 euro winieta + 11 euro przełęcz Brenner), Włochy (13,10 euro autostrada) i docelowo jezioro Garda, a konkretnie miejscowość Riva del Garda.
Jezioro Garda
Riva del Garda na dziko
Nad jeziorem Garda skorzystałyśmy ponownie ze znanego nam, bezpłatnego, miejskiego parkingu w miasteczku Riva del Garda (45.889190979498196, 10.84642068857337). Dotarłyśmy tutaj późnym popołudniem, miałyśmy więc jeszcze trochę czasu na zwiedzanie.
Tym razem mając do dyspozycji nasze składaki przejechałyśmy się po promenadzie wzdłuż jeziora a potem zrobiłyśmy objazd starówki. Akurat odbywał się mały koncert na żywo na głównym placu, z przyjemnością więc wysłuchałyśmy go siedząc przy lampce wina w jednej z kawiarni. Włosi spontanicznie tańczyli w rytm muzyki i było ogólnie bardzo wesoło. Trochę zgłodniałyśmy więc przeniosłyśmy się do fajnej knajpki gdzie zamówiłyśmy deskę lokalnych wędlin i serów oraz ponownie wino. Po tej przepysznej degustacji poszłyśmy do Badylka spać.
Tagliata del Ponale - szlak rowerowo-spacerowy
Noc spędziłyśmy spokojnie a rano ruszyłyśmy rowerkami na szlak rowerowo-spacerowy w kierunku jeziora Ledro. Niestety składaki okazały się całkiem nieprzystosowane do takiej jazdy – po kamienistej drodze i głównie pod górkę, większość czasu więc pchałyśmy je mozolnie.
Trasa była przepiękna, widokowo zawieszona nad Gardą, z tunelami przecinającymi skały. Bez przerwy zatrzymywałyśmy się na zdjęcia. Mijało nas sporo osób, nie tylko rowerzystów na górskich rowerach, nierzadko elektrycznych ale też i piechurów.
W Riva del Garda znów się pokręciłyśmy po starówce. Jakoś nie mogłyśmy się zdecydować na wyjazd z tego uroczego miejsca. W końcu jednak załadowałyśmy rowery na bagażnik i ruszyłyśmy znaną już trasą tunelami wzdłuż jeziora. Miałyśmy jeden mały przystanek w okolicy opuszczonego hotelu Ponale. Udało nam się nawet wejść na chwilę do środka przez dziurawą siatkę bo dostęp jest zagrodzony kratą. Niestety zareagowały czujki umieszczone na tarasie budynku. Nie wiedziałyśmy czy to straszaki czy za chwilę nie wpadną jacyś ochroniarze, ewakuowałyśmy się więc stamtąd szybko. Szkoda, może kiedyś uda nam się tam dostać i zwiedzić ten ciekawy urbex.
Strada della Fora
Za miasteczkiem Limone sul Garda skręciłyśmy w malowniczą trasę Strada della Fora. Ta krótka, zaledwie 10 kilometrowa wąska droga wiedzie w wąwozie rzeki Brasa skalnymi tunelami, obok wodospadów i skalnych formacji. Na trasie prym wiodły głównie grupy motocyklistów. Droga doprowadziła nas do miejscowości Pieve, którą chętnie byśmy zwiedziły gdybyśmy tylko miały więcej czasu (jak zwykle). Zdecydowałyśmy się jechać dalej. Naszym celem, wypatrzonym na mapie Google był sklep przy gospodarstwie rolnym Alpe del Garda. Sprzedawane są tu produkty od lokalnych rolników, wszystkie z certyfikatem jakości. Przy sklepie działa też restauracja, niestety jednak była pora sjesty. Nakupiłyśmy sporo wędlin, sera, oliwę i ciastka i urządziłyśmy sobie małą ucztę w samochodzie w ramach obiadu.
Uczta w badylku - wszystko przepyszne
Po uzupełnieniu kalorii kontynuowałyśmy podróż piękną trasą nad Gardą, żeby na końcu zjechać do głównej drogi przy jeziorze. Na jednym z punktów widokowych zrobiłyśmy sobie kawę i skosztowałyśmy typowego lokalnego ciasta z Tremosine o nazwie Spongada. Spongada to słodka focaccia, która wygląda jak mały bochenek posypany cukrem.
Przejeżdżając przez malownicze miasteczka nie mogłyśmy się oprzeć żeby nie zaparkować w jednym z nich, pomimo że pora już była dość późna. Wskoczyłyśmy na rowerki i zrobiłyśmy przejażdżkę kolejno przez: Bogliaco, Villa oraz Gargnano. Wszędzie było przepięknie jak przystało na typowe włoskie miasteczka z klimatem.
Gargnano
W Gargnano znajduje się jedna ze słynnych limonai. Limonaie to jedyne w swoim rodzaju konstrukcje, służące uprawie cytrusów w najbardziej wysuniętym na północ Europy miejscu. Nad Gardą istnieją i nadal działają limonaie. Ich podstawowym zadaniem jest ochrona delikatnych drzew i owoców przed zimnymi wiatrami alpejskimi. Nie było nam dane zwiedzić tego obiektu, był już zamknięty ale obeszłyśmy teren i pozaglądałyśmy do środka. Budowla jest zamknięta z trzech stron aby zagwarantować drzewom ekspozycję w kierunku południowo-wschodnim, w stronę słońca. Każda z oranżerii ma kształt czworoboku wypełnionego ziemią. W 16-wiecznym budynku uprawa tych cennych owoców wymagała olbrzymiej pracy: nawożenia, przycinania, podlewania. Musiało jednak się to wszystko opłacać, skoro właśnie nad Gardą zbudowano, liczne wówczas, limonaie.
Gargnano - Limonaie
Po obejrzeniu limonai udałyśmy się jeszcze do miasteczka, które okazało się malownicze i bardzo spokojne. Trochę się zgapiłyśmy, bo wcześniej odbywał się tu cytrusowy festyn.
Na sam koniec naszej przejażdżki, z groźnie wyglądających chmur spadł rzęsisty deszcz. Schroniłyśmy się pod filarem mostku ale i tak zdążyłyśmy zmoknąć. Było już całkiem ciemno kiedy wróciłyśmy do samochodu. Po założeniu rowerów na bagażnik przez przypadek zorientowałyśmy się, że nie działa oświetlenie bagażnika. Były tylko światła stopu i migacze. Włożyłyśmy więc rowery do środka samochodu, żeby nie zasłaniały świateł pozycyjnych i pomknęłyśmy do miejscowości Sirmione, gdzie ulokowałyśmy się wygodnie na bezpłatnym parkingu, w dość przyzwoitej odległości od starówki. Zresztą odległość nie miała dla nas znaczenia bo obecnie wszędzie dojeżdżałyśmy rowerami. Po spokojnej nocy zjadłyśmy resztki z wczorajszych zakupów w ramach śniadania, spakowałyśmy niezbędne sprzęty i pomknęłyśmy na składaczkach na słynny cypel.
Sirmione
W Sirmione okazało się, że rowery trzeba zostawić na parkingu rowerowym a most przekroczyć pieszo. Było to nawet wygodniejsze bo pomimo wczesnej pory dnia w miasteczku zaczynały się już gromadzić tłumy. Pokręciłyśmy się po uliczkach ale naszym celem były dzikie termy na jeziorze Garda.
Po dotarciu na miejsce, w którym miały znajdować się termy, długo i wytrwale ich szukałyśmy. Niestety okazało się, że przestały już istnieć. Susza lub inne czynniki spowodowały, że gorące źródełko albo wyschło albo zostało gdzieś indziej wyeksploatowane. Byłyśmy bardzo niepocieszone. Na kąpiel w zimnym jeziorze nie miałyśmy zbytnio ochoty, tym bardziej że na brzegu spacerowali Włosi w kurtkach puchowych. Pewnie wzięliby nas za wariatki.
Tu kiedyś były termy
Ruszyłyśmy dalej plażą w stronę słynnej Jamaica Beach. Kiedy tam dotarłyśmy zrozumiałyśmy skąd popularność tego miejsca. Plaża znajduje się na przepięknej formacji skalnej, głęboko wcinającej się w wody i oblewanej falami jeziora. Latem pewnie skały nagrzewają się od słońca i plażowicze wylegują się tam jak foki. Dzień był dość wietrzny ale słoneczko przygrzewało już ładnie, rozłożyłyśmy się więc za przykładem innych i uskuteczniałyśmy ideę „slow life”. Dopełnieniem tego była kawa w pobliskiej kafejce połączona z dalszym wygrzewaniem się na słońcu.
Po solidnym relaksie wróciłyśmy do centrum miasteczka, mijając po drodze willę Marii Callas. Całkiem gustowny domek, w którym miło byłoby spędzać resztę życia, za przykładem słynnej śpiewaczki. Namierzyłyśmy lodziarnię – Gelateria Mancini, która szczyciła się informacją, że istnieje od roku 1933. Nie wiadomo jak w innych ale tutaj lody mieli przepyszne. Okazało się, że były to jedyne lody jakie zjadłyśmy we Włoszech. Połaziłyśmy jeszcze po uliczkach w te i we te. Tymczasem zaczęły napływać gigantyczne tłumy ludzi i zrobiło się dość ciasno. Postanowiłyśmy się ewakuować.
Willa Marii Callas
Parking rowerowy, który rano był totalnie pusty - ciężko było odnaleźć nasze składaki
Jadąc do samochodu mijałyśmy po drodze olbrzymi korek samochodów, które usiłowały się dostać do parkingu pod twierdzą. Samo czekanie w korku zajęło tym ludziom pewnie parę godzin. Lepiej już parkować dalej i dotrzeć dłuższą drogą. Ale na naszym parkingu okazało się, że wszędzie też krążą samochody i tylko czekają na zwalniające się miejsce. Nie mogłyśmy w spokoju się rozładować bo już nas popędzali. Odjechałyśmy czym prędzej z ulgą i opuściłyśmy ostatecznie rewiry Gardy. Wbiłyśmy się na autostradę i ruszyłyśmy w stronę morza Liguryjskiego ale najpierw odwiedziłyśmy Parmę.
Toskania Badylkiem 2023, Jezioro Garda 22-24.04.2023
2 komentarze
Uwielbiam takie szczegółowe relacje które pozwalają poznać miejsce przed jego odwiedzeniem.
OdpowiedzUsuńSpędzenie tam wolnego czasu musi być bardzo przyjemne.
OdpowiedzUsuń