Weekend na wyspie

czerwca 15, 2021


Tegoroczny długi weekend czerwcowy postanowiłyśmy spędzić nad morzem na totalnym luzie. Plan był taki, że nie mamy planu – cały dzień leżymy na plaży i schodzimy tylko na posiłki. Z grubsza nam się to udało, a jako miejsce tego nicnierobienia wybrałyśmy Wyspę Sobieszewską. Jest to niby dzielnica Gdańska ale zwykle raczej pustawa, nawet w sezonie. Rzeczywistość zweryfikowała nasze wspomnienia z poprzednich lat. Na miejscu koczowały tłumy ludzi spragnionych wyjazdu po ostatnim roku obostrzeń covidowych. Ale po kolei.

Wyspa Sobieszewska - Ptasi Raj

W środę po pracy byłyśmy już ładnie spakowane i ruszyłyśmy od razu do Gdańska. Oczywiście po drodze zaliczyłyśmy parę korków ale po 22 zameldowałyśmy się na zachodnim krańcu wyspy w Ptasim Raju, na sporym placu parkingowym.



Po spokojnej nocy i śniadaniu w postaci jajecznicy na kanapkach (bo zapomniałyśmy talerzy) pognałyśmy w stronę plaży i to dosłownie, bo stada komarów zjadały nas żywcem. Trasa prowadziła przez rezerwat przyrody "Ptasi Raj" przy ujściu Wisły Śmiałej do Zatoki Gdańskiej. W skład tego rezerwatu wchodzi kilka większych i mniejszych zbiorników wodnych w tym dwa jeziora - Ptasi Raj i Karaś oraz okoliczne bagna, łąki i lasy. Nic więc dziwnego, że chmary komarów dziko atakują w tym miejscu. Zanim dotarłyśmy na plażę, przeszłyśmy zaznaczoną na mapie pomarańczowym kolorem ścieżkę przyrodniczo-dydaktyczną, brnąc wśród mokradeł i zahaczając po drodze o wieże obserwacyjne. Niestety w takim upale niewiele ptaków można było zaobserwować, a gniazduje tam podobno ok. 30 gatunków ptaków. 





Na plaży nie było tłumów ludzi więc oddałyśmy się totalnie zaplanowanemu relaksowi i przyjemnemu lenistwu. Udało się też trochę polatać dronem oraz nazbierać troszkę bursztynu. 










Rezerwat Ptasi Raj z lotu ptaka


Po południu głód wygnał nas z plaży. Obok miejsca parkingowego znajduje się smażalna ryb „Przystań Ptasi Raj”. Trzeba było odczekać swoje ale świeża rybka i świeże piwo zrekompensowały nam to wspaniale. Posilone i zrelaksowane przemieściłyśmy się do kolejnej miejscówki. Tym razem miał to być parking blisko plaży w środkowej części wyspy. Udało nam się bez problemu złapać wolne miejsce bo zbliżał się wieczór i ludzie zjeżdżali już do domów.


W ogóle to stała się bardzo śmieszna rzecz. Agnieszka, czyli Leśna oraz Andrzej z którymi zapoznałyśmy się na Szlaku Zamków Piastowskich akurat przebywali w Gdańsku. Właśnie skończyli wspólną wędrówkę Szlakiem Kopernikowskim. Zaproponowali spotkanie i wspólne oglądanie zachodu słońca na plaży. Umówiliśmy się więc blisko naszego parkingu i spotkaliśmy na plaży. Było bardzo fajnie, gadaliśmy, śmialiśmy się i robiliśmy sobie pełno zdjęć. Tak nam się miło spędziło czas, że na drugi dzień też się postanowiliśmy spotkać wieczorem.







Noc spędziłyśmy bardzo spokojnie na pustawym parkingu, przy głównej plaży sobieszewskiej. Oprócz nas dojechał jeden van, w którym nocowała jakaś para. Rano zaczął się ruch turystyczny więc po śniadaniu poszłyśmy na nieco odleglejszą plażę. Ponieważ był dzień pracujący nie zjechały się na szczęście wielkie tłumy i miałyśmy sporo przestrzeni dla siebie. Tego dnia nie było ani jednej fali i morze przypominało jezioro więc nawet udało się wykąpać w dość zimnej wodzie.








Po południu miałyśmy w planach oględziny opuszczonego ośrodka wczasowego „Budowlaniec” ale odrobinę się spóźniłyśmy i obiekt właśnie powraca do życia siłami ekip remontowych. Poszłyśmy więc na mały spacer wzdłuż Martwej Wisły i miałyśmy szczęście zaobserwować podnoszenie zwodzonego mostu.










Ponieważ głód dawał już nam znać o sobie, ruszyłyśmy na poszukiwania idealnej flądry, co nam się udało w bardzo niepozornym barze „U Kasi” – szczerze polecamy. W barze spotkałyśmy się z Agnieszką i Andrzejem, którzy zamówili sobie tam idealne gofry. 

Idealna flądra

Idealne gofry a w tle agnieszkowe futrziczko

Potem pojechaliśmy na miejsce naszego trzeciego noclegu, czyli na wschodni koniec wyspy. Znajduje się tu spokojny parking przy przekopie Wisły i wejściu do rezerwatu Mewia Łacha. Chcieliśmy oczywiście zaliczyć kolejny zachód słońca na plaży. Po drodze nazbieraliśmy trochę płatków dzikiej róży, z której Leśna wyczarowuje wspaniały dżem. Tyle nam to zajęło czasu, że ledwo zdążyliśmy na zachód. Oczywiście wstępnie umówiliśmy się na spotkanie kolejnego dnia.





Wyspa Sobieszewska - Mewia Łacha i foki

Ostatni dzień naszego pobytu na wyspie był chyba najfajniejszy. Ponad 4 km trasa prowadząca wzdłuż Wisły do morza była bardzo malownicza. Wiodła przez "Obszar Natura 2000" i "Ostoja w Ujściu Wisły". Namierzyłyśmy pełno róży dla Leśnej i Andrzeja. Na końcu drogi, przy ujściu Wisły znajduje się wieża obserwacyjna. Widać z niej Rezerwat Mewia Łacha i całe stada wygrzewających się na niej fok. Dobrze, że wzięłyśmy lornetkę, niestety długiego obiektywu nie. Oprócz fok udało nam się wypatrzeć lodówkę - czarno-białego ptaka z gatunku kaczek. Jak się okazało można go spotkać nad Bałtykiem nie tylko zimą.















Zakoczowałyśmy na plaży na ładnych parę godzin. Woda była tego dnia potwornie zimna ale i tak nie powstrzymało nas to przed kąpielą. 






Kiedy nasyciłyśmy się już słońcem zeszłyśmy z plaży i ruszyłyśmy do Świbna po ryby wędzone po żuławsku. Zaopatrzyłyśmy się w wędzoną makrelę i karmazyna. Sprzedawca usilnie nas namawiał na łososia ale nie dałyśmy się wrobić. Nad Bałtykiem niestety najtrudniej jest kupić najpospolitsze ryby, zwłaszcza śledzie. Jest to zbyt tania ryba żeby komukolwiek chciało się ją sprzedawać. Wielka szkoda, bo już na pobliskim Bornholmie śledzie stanowią smaczny, lokalny produkt i sprzedawane są jako „Słońce nad Bornholmem”, którym wszyscy się tam zajadają.




Po zakupie ryb chciałyśmy skonsumować je od razu na ciepło ale nie zdążyłyśmy bo przyjechali Andrzej z Agnieszką, a że mieli ochotę na smażoną flądrę to umówiliśmy się znów w barze „U Kasi”, gdzie oni zakupili ryby, a my surówki i piwo do naszych wędzonych, nadal ciepłych ryb i pożarłyśmy je z wielkim smakiem. Były naprawdę rewelacyjne. Na deser napchaliśmy się jeszcze goframi. Potem zostało już tylko tyle czasu żeby się pożegnać. Miło było nam spędzić z nimi te wszystkie chwile. Agnieszka i Andrzej poszli jeszcze na różobranie, a my opuściłyśmy wyspę promem do Mikoszewa.





W Mikoszewie stacjonowała nasza koleżanka z Gdańska – Monika. Kończyła właśnie psi obóz i umówiłyśmy się z nią na ognisko pożegnalne. Kupiłyśmy piwo i ruszyłyśmy do naszego ostatniego miejsca postoju. Zaparkowałyśmy koło ośrodka z domkami. Co prawda Monika oferowała nam nocleg u siebie w domku ale spanie w Badylku to dla nas sama przyjemność i nie chciałyśmy się jej pozbawiać nawet na jedną noc. Bardzo miło spędziłyśmy wieczór na pogaduchach, pieczeniu kiełbasek i sączeniu piwka. Grubo po północy udałyśmy się na spoczynek. 



Nazajutrz po wspólnym śniadaniu rozstałyśmy się z Moniką, ona wracała do Gdańska, a my udałyśmy się na plażę w Jantarze. No i jak to w Jantarze nazbierałyśmy sporo okruchów bursztynu. Po bardzo przyjemnym plażingu poszłyśmy brzegiem w kierunku głównej plaży, na której plażowały dzikie tłumy. Chciałyśmy przy plaży coś zjeść i udało nam się namierzyć budkę ze smażonymi szprotkami. Niebo w gębie! Do tego świeże piwo i nie można było wymarzyć sobie lepszego zakończenia urlopu.











Niechętnie wróciłyśmy do Badylka i rozpoczęłyśmy powolny powrót. Postanowiłyśmy ominąć autostradę i po drodze zwiedziłyśmy jeszcze zabytkowy drewniany wiatrak i parę zabytkowych żuławskich domów podcieniowych. Do Leszna dotarłyśmy po 22.





Wyspa Sobieszewska, 3-6.06.2021

You Might Also Like

1 komentarze

  1. Idealne miejsce pozwalające na rozkoszowanie się pięknem natury.

    OdpowiedzUsuń

Instagram