Utroba czyli podróż do wnętrza macicy

września 03, 2025


Kierunek: zalew nad rzeką Arda! Stamtąd planowałyśmy niewielki trekking do jaskini o wdzięcznej (i jak się potem okazało – bardzo trafnej) nazwie Utroba (czyli dosłownie "łono") . 
Tego wieczoru zatrzymałyśmy się gdzieś przy mało uczęszczanej drodze, w miejscu idealnym dla tych, którzy lubią spać blisko natury i jeszcze bliżej spokoju.





Rano ruszyłyśmy w trasę – droga wiła się przez malownicze zakamarki gór i lasów, a w końcu znalazłyśmy mini-parking przy samym zalewie. Auto zostało pod opieką sosen, a my – z butelką wody i optymizmem – ruszyłyśmy na szlak.















Jaskinia Utroba

Jaskinia Utroba to dawne trackie miejsce kultu, ale i współczesny hit w kategorii „ciekawe formacje skalne o podtekstach”. Gdy tylko dotarłyśmy, zrozumiałyśmy skąd ta nazwa – natura czasem potrafi być bardzo dosłowna.
Sam szlak jest dość przyjemny, dobrze oznaczony i raczej nietrudny. Przynajmniej na papierze. W rzeczywistości było tak gorąco, że mogłybyśmy smażyć naleśniki na skałach, a my – klasycznie – miałyśmy za mało wody. Po wyjściu z lasu szłyśmy już w pełnym słońcu po skalistych ścieżkach, rozważając, czy w kolejnym życiu nie zostać kaktusami.





Do jaskini trzeba się dostać po drabinie. Gdy już tam weszłyśmy, naprawdę dało się poczuć klimat „powrotu do źródła”. Wnętrze Utroby rzeczywiście przypomina kobiece łono, a podobno raz w roku słońce idealnie oświetla najdalszą część groty, tworząc spektakl światła i cienia w stylu trackiego Hollywood. My nie trafiłyśmy na ten moment, ale i tak było fotogenicznie – szybka sesja, łyk wody i marsz w dół.











Upał nie odpuszczał, więc priorytet numer jeden: kąpiel! Zjechałyśmy nad zalew, gdzie wędkarze czaili się na swoje ryby, a my bez ceregieli wskoczyłyśmy do wody, zmywając z siebie kurz, pot i lekkie przegrzanie. Chwilę później siedziałyśmy już w kawiarence – kawa i widok na jezioro to nasza ulubiona kombinacja regeneracyjna.




Po tej dawce luksusu – powrót do trybu survival. Po drodze uzupełniłyśmy wodę ze źródełka i zrobiłyśmy małą „toaletę w terenie”. Na szczęście w Rodopach woda tryska zewsząd, więc mogłyśmy być spokojne – głód może dopaść, ale pragnienie? Nie tym razem.










Gdy słońce zaczęło się leniwie staczać za horyzont, stwierdziłyśmy, że czas znaleźć coś do jedzenia i miejscówkę na nocleg. I jak na zamówienie – pojawiła się knajpka z wystrojem prosto z PRL-u i właścicielem, który wyglądał, jakby znał wszystkie tajemnice świata (i dokładnie wiedział, kiedy zamknąć lokal). Zamówiłyśmy ciorbę, kotleciki i klasyczną sałatkę szopską. Gdy tylko zjadłyśmy ostatni kęs – lokal został zamknięty, pan wsiadł na skuter i odjechał w stronę zachodzącego słońca. Timing miałyśmy idealny.





Na nocleg trafiła nam się piękna miejscówka nad rzeką, z widokiem na stary, kamienny most jak z bajki. Noc przebiegła spokojnie – żadne dzikie zwierzę nie wpadło na herbatę – a rano, po śniadaniu z widokiem na rzekę, ruszyłyśmy dalej w stronę gór.
Kolejny celem było miasteczko Czepełare. A co tam na nas czekało? To już zupełnie inna historia…













Utroba, Bułgaria 24.09.2023 

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram