Kawa w albańskiej wiosce

lipca 20, 2022


Po wczorajszym wieczornym incydencie z dziwnym gościem i z psami, noc nad rzeką Osumi minęła nam bardzo spokojnie. Jednak poranek wcale nie był spokojny bo nie zdążyłyśmy jeszcze nawet zjeść śniadania, kiedy przyszedł wczorajszy lokales.


Miejscówka noclegowa przy kładce


Tym razem jednak przedstawił się i spytał jak my mamy na imię. Był bardzo miły, przyniósł nam winogrona. Zaczął zagadywać na różne tematy, chociaż ciężko nam szła rozmowa bo nie znał zbyt wielu angielskich słów. Lepiej mu szło po włosku ale z kolei my nie znałyśmy tego języka. Powiedział, że ta miejscówka jest często odwiedzana przez turystów, również przez Polaków. Niektórzy zostawali nawet na trzy dni. Tak naprawdę to zastanawiałyśmy się co można w takim miejscu robić przez trzy dni. Nie do końca pasowała nam przedłużająca się wizyta tego człowieka bo miałyśmy w planach kąpiel w rzece i mycie głowy. On jednak nie miał zamiaru nigdzie iść. Zapraszał nas usilnie na kawę do domu, gdzie mieszkał ze swoją mamą. Cały czas jak mantrę powtarzał, że nie ma żony i że jest bardzo biedny. Zgodziłyśmy się w końcu iść do wioski, chociaż nie byłyśmy pewne czy ona w ogóle istnieje. No ale kładka przy której nocowałyśmy musiała przecież dokądś prowadzić. Trzeba było nią przejść i podejść kawałek na wzgórze.




Połatana osunięta droga



Ich dom był bardzo biedny, to było widać na pierwszy rzut oka. Niewielki domek, kawałek ogrodu, parę drzew owocowych. Mama, staruszka zgięta w pół, pamiętała jeszcze z pewnością reżim Hodży. Podała nam kawę z tygielka w pięknych filiżankach, na tacy wyłożonej gazetą. Do tego przyniosła dwie szklanki zimnej wody, jak to mają w zwyczaju. 










Nasz nowy znajomy ciągle przynosił nam świeżo zerwane owoce – winogrona, figi, brzoskwinie. W końcu stwierdziłyśmy, że wypada już iść. Pożegnałyśmy się z mamą i zostawiłyśmy jej leki przeciwbólowe, które miałyśmy akurat w plecaku, a których z pewnością potrzebowała. Staruszka serdecznie nas uściskała, a nasz znajomy odprowadził do auta. 









Chciałyśmy wreszcie zostać same, żeby w końcu się umyć ale kolega się nigdzie nie wybierał. Przecież jak sam stwierdził nie miał pracy ani nic lepszego do roboty. W końcu i tak weszłyśmy do rzeki, nie zwracając już na niego uwagi. Umyłyśmy głowy szamponem eko w kosce i poczułyśmy się wreszcie odświeżone.


W końcu jednak pożegnałyśmy się z miłym panem i zamierzałyśmy już odjechać, a tu nagle nastąpiła nieprzyjemna scena. W końcu okazało się do czego zmierzała jego wizyta u nas oraz opowieść o tym jak to mu źle bo nie ma pracy i rodziny poza matką. Na odchodnym poprosił nas, bardzo przy tym przepraszając o niewielką kwotę pieniędzy - 5 euro. 5 euro jest jakąś magiczną zaklętą liczbą. Gdzie się nie pójdzie, czy to za parkowanie czy za cokolwiek, minimalna kwota dla turysty to 5 euro. Poczułyśmy lekki niesmak bo jego serdeczność i rozmowa okazała się po prostu przedstawieniem. Nie wątpimy, że w Albanii żyje się ciężko, że człowiek ten pewnie naprawdę nie może znaleźć pracy. Ale jeśli jest to jego sposób na życie, wyciąganie pieniędzy od turystów szukających noclegu w pobliżu jego wioski, to nie jest to zbyt fajne. Dałyśmy mu jakieś drobne i odjechałyśmy w stronę Kanionu Osumi. Po raz kolejny przekonałyśmy się, że miejscówki z aplikacji Park4Night mają liczne wady. Mimo wszystko jednak dzięki temu spotkaniu spędziłyśmy ciekawy poranek w klimatycznej, albańskiej wiosce z przemiłą starszą panią.

Badylkiem wokół Albanii,  Kawa w albańskiej wiosce, dzień 11 - 19.09.2021

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram