Łańcuchy na koła
lutego 25, 2013
Jedziemy z paczką znajomych na narty do Szklarskiej Poręby. Jedzie nas 6 bab z jednym rodzynkiem.
Jedna ze znajomych załatwiła kwaterę w położonych niedaleko (16 km) Cieplicach. W piątek po pracy zbiórka. Rozmieszczamy manele w dwóch samochodach i gnamy z zamiarem zdążenia na wieczorne zjazdy. Przed Jelenią Górą dopada nas zamieć śnieżna. Koleżanka, która prowadzi samochód zaczyna trochę panikować i po tysiąckroć powtarzać, że bez łańcuchów na kołach się nie dojedzie. Na szczęście udaje nam się szczęśliwie dotrzeć do celu (bez łańcuchów). O wieczornych jazdach nie ma mowy bo śnieżyca sprawiła, że dojechaliśmy na miejsce grubo po czasie. Kwaterujemy się zatem i oddajemy wieczornym pogaduchom przy kolacji i truneczkach.
Następnego dnia po przebudzeniu wyglądamy przez okno i oczom naszym ukazuje się piękny biały krajobraz. Bosko! Szybkie śniadanie i na stok. Niestety nasza panikująca koleżanka jest już cała przerażona perspektywą jazdy w śniegu bez łańcuchów. Nie zwracając uwagi na jej marudzenie, ogarniamy się i jedziemy do Szklarskiej powariować całą paczką w białym puchu. mapa tras
Warunki są wyśmienite. Wszędzie świeży, miękki, biały puch. Działają wszystkie wyciągi. Wjeżdżamy z Patrycją bez zastanowienia na Szrenicę. Na szczycie panuje gęsta, mroźna mgła. Stacja wyciągu jest cała oblodzona. Prawie nic nie widać. Nie wiemy jak zjeżdżać bo nie widać trasy. Zjeżdżamy na wyczucie. W pewnym momencie wyłania się z mgły i mija nas dziwna postać z trąbą, a my zastanawiamy się czy to przewidzenie czy jawa. To duch Karkonosza.
Po całym dniu szusowania szczęśliwe wracamy na kwaterę, a wieczorem "tańce, hulanki, swawole". Następnego dnia znowu marudzenie naszej koleżanki o łańcuchach i że ona nigdzie w takim śniegu nie jedzie. Na szczęście poddaje się naciskowi grupy i grzecznie jedziemy na niedzielne zjazdy.
Mimo braku łańcuchów był to bardzo fajny, zabawny wyjazd. Będziemy go mile wspominać.
Szklarska Poręba, 22-24 lutego 2013
0 komentarze