Jak dojechać do Turcji w dwa dni pomimo awarii i jak dalej podróżować pomimo przeciwności losu

listopada 07, 2025


W tym roku postawiłyśmy już drugi raz na Turcję - po tygodniowym pobycie w Stambule. Tym razem Turcję zamierzałyśmy poobjeżdżać naszym starym busem - Badylkiem i nocować oczywiście na dziko.

Vanem na dziko do Turcji

Awaria Badylka w Serbii

Pomimo rozlicznych trudności i totalnej rozpierduchy chwilę przed urlopem udało nam się w piątek po pracy wyruszyć w podróż. Nie ujechałyśmy za daleko bo nocleg wypadł nam w Polsce przed czeską granicą ale i tak cud, że wyjazd nastąpił planowo. 


Sprawnie przejechałyśmy Czechy, Słowację i Węgry, a kolejny nocleg wypadł przy autostradzie w Serbii na stacji benzynowej. Miejsce było bardzo obskurne i nie podobało nam się, jak się później okazało nasze przeczucia były słuszne. Po odpaleniu auta po nocy, silnik po chwili zadławił się i zgasł. W chwilę później znalazłyśmy winowajcę – odkręcony filtr paliwa i zapowietrzony cały układ. Jednak dosłownie po chwili, jak na zawołanie, zjawił się nasz "zbawiciel" - pracownik/sprzątacz stacji, który doskonale wiedział co się stało i od razu przyniósł (bo "szczęśliwie" akurat posiadał) spray do odpowietrzania układów. 


My oczywiście szczęśliwe, że silnik działa i możemy kontynuować podróż, zgodziłyśmy się na zapłatę temu panu za jego "bezinteresowną pomoc", a że nie dysponowałyśmy walutą to zażyczył sobie nalania paliwa do sporego baniaka, który też przezornie miał w zanadrzu. Po przeanalizowaniu całego zdarzenia na spokojnie, doszłyśmy do wniosku, że bez wątpienia tenże pracownik stacji był sprawcą całej awarii. Tym bardziej, że poprzedniego dnia kręcił się podejrzanie koło naszego busa i niemieckiego campera, ciągle coś zagadywał, pytał czy może umyć szyby itp. - po prostu sondował sytuację. Podaję namiar feralnej stacji by nikomu nie przyszło na myśl tam kiedykolwiek nocować. 


Awaria Badylka w Bułgarii

Ledwo przekroczyłyśmy granicę z Bułgarią, kolejna awaria dała się nam we znaki. Nie mogłyśmy ruszyć autem z miejsca. Silnik gasł, dławił się i jakby nie miał mocy. Ledwo udało nam się wyturlać spod okienka granicznego i zjechać na pobocze. Nie wiedziałyśmy o co chodzi. Postanowiłyśmy skorzystać z naszego asistance i wezwać pomoc drogową a w międzyczasie zapytałyśmy dwóch Bułgarów czy nie znają jakiegoś warsztatu w okolicy. Zainteresowali się naszą awarią i stwierdzili, że mamy problem ze skrzynią biegów i zamiast jedynki wchodzi trójka a zamiast dwójki czwórka. Poszła kulka wybieraka. Panowie nauczyli nas jak wbijać jedynkę i dwójkę (co nie było prostym zadaniem) i poradzili jechać do Turcji i się niczym nie przejmować. Odwołałyśmy asistance i postanowiłyśmy ogarnąć temat po swojemu, a że akurat była niedziela, a nam nie chciało się sterczeć w Bułgarii bezproduktywnie, postanowiłyśmy dojechać autostradą jak najbliżej granicy tureckiej i tam spróbować szczęścia z naprawą. Na nocleg zatrzymałyśmy się w fajnej miejscówce obok gorących źródeł, dość blisko autostrady. W zeszłym roku nie udało nam się tutaj dojechać ale miejsce czekało na nas i swoją kolej. 









Mogłyśmy się więc trochę zrelaksować w gorącej, siarkowej wodzie po stresach związanych z awariami. Rano powtórzyłyśmy kąpiel, a potem pojechałyśmy do pierwszego lepszego warsztatu w mieście Charmanli. Na szczęście mogłyśmy od razu wjechać na kanał i panowie naprawili uszkodzenie od ręki w ciągu 3h za 50 euro, co było ceną podobną do takiej, jaką byśmy zapłaciły w Polsce. Na szczęście mogłyśmy na bieżąco konsultować na odległość nasze problemy techniczne ze znajomym mechanikiem.


Z lekkim poślizgiem, ale jednak w miarę planowo, wjechałyśmy do Turcji i ruszyłyśmy do miasta Edirne w celu zakupu waluty, karty SIM oraz ogólnego przywitania się z Turcją.




Awaria Badylka w Turcji

Kolejna awaria spotkała nas znacznie później na tureckiej drodze. Zatrzymał nas pewien kierowca zaniepokojony dziwnymi ruchami koła samochodowego i pokazał na migi, że coś jest nie w porządku i mamy zjechać na pobocze. Zauważył to nawet pomimo braku jednego oka. Odkręcił koło i okazało się, że wycieka olej z zacisku hamulca, bardzo niebezpieczna sprawa. Jak to powiedział nasz znajomy mechanik rzecz, która bardzo rzadko się psuje. Turek, który twierdził że jest mechanikiem powiedział, że Allah nad nami czuwał i pojechał do sklepu po nową część (hydrauliczny zacisk hamulca), którą wymienił od ręki, potem sprawnie odpowietrzył cały układ hamulcowy i jeszcze jakiś czas potem jechał za nami monitorując czy wszystko jest ok. Niestety za usługę chciał 150 euro, co wydawało nam się kwotą raczej wygórowaną. Ostatecznie zapłaciłyśmy 100 euro mając nadzieję, że to już ostatnia przykra niespodzianka podczas tej podróży.


I rzeczywiście nic gorszego nas już potem nie spotkało. Jedynie od upałów rozszczelniła się klimatyzacja i z nawiewów wylatywał gaz, jechałyśmy więc bez klimy. Ale to już był w sumie drobiazg.

Aaaaa i jeszcze pod koniec pobytu w Turcji, w drodze na Tuz Golu, niebacznie wjechałyśmy w drogę ze świeżo wylanym asfaltem co poskutkowało jednym bokiem Badylka totalnie zalepionym smołą. Podjechałyśmy na stację benzynową gdzie kupiłyśmy litr benzny i ręcznik papierowy a potem mozolnie czyściłyśmy samochód. Niestety wszystkiego nie dało się wyczyścić. Długo jeszcze czułyśmy zapach smoły w gorętsze dni.



A już totalnie na sam koniec na powrocie na autostradzie, w cholernej Serbii, w szybę uderzył kamyk i zrobił się odprysk, na szczęście bez pajączka. Udało się to zalepić w Polsce.


Zgodnie uznałyśmy, że w tej podróży skumulowały się wszystkie możliwe awarie samochodowe.
Z drobniejszych rzeczy to zepsuła się kuchenka na kartusze i trzeba było mocno kombinować żeby zagotować wodę (trzeba kupić nową).
Co do pozostałych rzeczy, to zostałyśmy dotkliwie pogryzione przez lokalne komary, meszki i inne owady i zgodnie uznałyśmy, że jeszcze nigdy w życiu nie byłyśmy tak zmasakrowane przez owady.


Podsumowując przejechałyśmy prawie 8 tys. km (dokładnie 7600), wydałyśmy prawie 10 tys. zł wliczając w to koszty paliwa, ubezpieczenia, napraw, jedzenia i wszystkich rzeczy które kupiłyśmy. Czy to dużo czy mało to już kwestia indywidualnej oceny. Z pewnością można taniej, oszczędzając na wszystkim ale nie na tym raczej polegają podróże. 
Ogólnie Turcja nas urzekła i ciągle pozostajemy w tym zachwycie. Marzymy o odwiedzeniu jej z większym (np. 3-miesięcznym) zapasem czasowym bo to przeolbrzymi kraj, nie do ogarnięcia w marne 3 tygodnie urlopowe. Mnóstwo cudownych miejsc czeka tam jeszcze na nas i oby nam się udało spełnić to marzenie.






Będziemy tutaj na bieżąco dodawały linki do poszczególnych wpisów z tej wyprawy aby były w jednym miejscu. 

Turcja Badylkiem,  wrzesień 2024

You Might Also Like

0 komentarze

Instagram