Kazanłyk i bułgarskie złoto
sierpnia 26, 2025W pogoni za zapachem stulecia, wylądowałyśmy w Kazanłyku. To miasto na pierwszy rzut oka nie rzuca na kolana. Wręcz przeciwnie – bardziej przypomina miejsce, gdzie marzenia o potędze umarły w latach 90tych.
Kazanłyk - Dolina Róż
Ale wciągnęła nas wizja olejku różanego, zwanego też „bułgarskim złotem”. Fenomen tkwi prawdopodobnie w lokalizacji terenu, klimacie, odpowiednim warunkom politycznym i innym tego typu zdarzeniom, które spowodowały, że po dzień dzisiejszy miejsce to jest gigantycznym eksporterem tego bezcennego olejku. To nie byle co, to eliksir ceniony na całym świecie, który powstaje w tej właśnie "Dolinie Róż". Tyle że my, z naszym genialnym wyczuciem czasu, przyjechałyśmy we wrześniu, kiedy róże miały już urlop. Nic nie pachniało. Nieważne, i tak ruszyłyśmy w poszukiwaniu świętego graala perfum.
Zaczęłyśmy jednak od lunchu w bardzo miłej restauracji Старата Къща blisko parku. Było to naprawdę przyjemne miejsce na posilenie się lokalnymi daniami w Kazanłyku. Był też pierwszy różany akcent w postaci słodkiego kremu na deser.
Następnie postanowiłyśmy wczuć się w klimat i zwiedzić muzeum różane. To miejsce, które sprawiło, że pojęcie „biednej ekspozycji” nabrało nowego znaczenia. Kilka krzaków róż na podwórku i parę starych sprzętów do destylacji – to wszystko. Na szczęście, w sklepiku muzealnym, można kupić coś, co wygląda na prawdziwy, certyfikowany olejek. Skusiłyśmy się na buteleczkę 0,5 ml. Tak, pół mililitra! Małe cudo, które kosztowało tyle, co tygodniowy zapas jedzenia, starcza tylko na wąchanie w przerwach. Ale ten zapach! Trzeba przyznać, że to prawdziwy majstersztyk, który zmywa z pamięci wszystkie te udawane "różane" zapachy z drogeryjnych półek.
Dowiedziałyśmy się z muzealnych plansz np. tego, że aby wyprodukować 1 kg olejku różanego potrzebnych jest 3-3,5 tony płatków Róży Damasceńskiej i ok. 5 ton płatków Róży Alba. Jeden płatek róży waży ok. 4,98 gram.
Później rzuciłyśmy się w objęcia komercji. Kompleks etnograficzny Damascena to taka turystyczna pułapka i niewiele ma do zaoferowania. Trzeba zapłacić za wstęp nawet jeśli chce się tylko skorzystać ze sklepu. Zakupiłyśmy tu również olejki i inne kosmetyki, byleby tylko udawać, że cel naszej podróży został spełniony.
Potem ruszyłyśmy dalej. A po drodze – Bania. A jak Bania, to wiadomo – ciepła woda, ale niestety zero dzikich miejsc, prócz jednej zgniłej dziury. Postawiłyśmy więc na ciepły obiad w lokalnej mehanie. Zamówiłyśmy siekane kotlety z sałatką szopską i parlenkami.
Zrobiło się już późno, a my, uzbrojone w Google Maps, szukałyśmy miejsca na nocleg. Nasz wybór padł na punkt widokowy z komunistycznym pomnikiem o nazwie "Pomnik Trzech Pokoleń" w pobliżu miasteczka Peruszitca. Miejsce było trochę podejrzane i żałowałyśmy, że nie znalazłyśmy czegoś innego bo przyjeżdżały co chwilę samochody i szwendało się pełno dziwnych ludzi.
Na szczęście, noc minęła bez ofiar. Z rana okazało się, że miejsce jest... całkiem spoko, choć mocno urbeksowe. Po chwili obfotografowałyśmy pomnik, który wyglądał jak relikt minionej epoki ale widok na okolice i góry był z tego miejsca niesamowity.
Pojechałyśmy do Płowdiwu, zostawiając za sobą pachnące (a raczej niepachnące) różane doliny i dziwnych ludzi z parkingu.
Kazanłyk, 23.09.2023
0 komentarze