Kompleks zamkowy w Książu jest jednym z największych zamków w Polsce i Europie. Na jego wyjątkowość wpływa między innymi niezwykłe położenie.
Eksploracja pałacu w Mokrzeszowie (link) zajęła nam mniej czasu niż sądziłyśmy więc trzeba było poczynić plan na dalszą część dnia.
Niedaleko Świdnicy mieści się potężny neogotycki budynek, intrygujący swoim wyglądem. To powstały pod koniec XIX wieku pałac, który skrywa iście mroczne tajemnice.
„Niczym zamek wróżek stała przede mną dziwna budowla, tak jakby specjalnie została wczarowana w tę dolinę, abym mógł w tym samym miejscu rozpocząć swą przygodę” - to słowa poety i aktora, który zadebiutował na deskach dworskiego teatru Petrelli, działającego przez 28 lat w gorzanowskim pałacu.
W malowniczym miejscu, na zboczu góry, przy istniejącym od dawna cmentarzu wybudowano w 1826r. kościół pw. św. Jana Nepomucena. Była to skromna budowla, znajdująca się przy górniczej osadzie - Johannesberg (aktualnie Janowa Góra).
Wreszcie udało nam się dotrzeć do dolnośląskiej perły - Pałacu rodu von Magnis. Do końca nie byłyśmy pewne czy eksploracja wypali ze względu na stawki, jakich żądał opiekujący się pałacem pan.
Pierwsza wzmianka o majątku w Żuchlowie pochodzi ok. 1670 r., kiedy należał on do rodziny von Hocke. Sam pałac, w stylu klasycystycznym, powstał ok. roku 1791.
Po czterodniowym spływie Szlakiem Michała Kajki i noclegu na Ekomarinie w Piszu, oddałyśmy Badylka do poleconego nam warsztatu mechanicznego (odpalił bez problemu). Tym samym rozwiązał nam się problem znalezienia parkingu na kilka dni spływu Pisą. Póki co postanowiłyśmy nie zawracać sobie głowy kwestią samochodu. Zapakowałyśmy Bajdarkę i wyruszyłyśmy na Pisę z jeziora Roś.
Z Pałacu T udaliśmy się do Zamku Roztoka, drugiego z listy urbexowego maratonu. Byliśmy umówieni na konkretną godzinę z przewodniczką, która miała otworzyć nam obiekt i opowiedzieć jego historię.
Mazury, Mazury – cud natury, głosi popularny slogan reklamowy. I gdyby tylko wymazać stąd tłumy turystów, to na pewno nikt by z tym hasłem nie dyskutował.
Umówiłyśmy się ze znajomymi na jednodniową objazdówkę dolnośląskich urbexów. Pałac T był pierwszym z listy zaplanowanych na ten dzień.
W ramach walki z covid19 wybrałyśmy się kajakiem na leżący pod nosem Szlak Konwaliowy. Zrzuciłyśmy się wózeczkiem na Kanale Boszkowskim i popłynęłyśmy w stronę Błotnicy.
Ruprechticki Spicak w Górach Suchych już kiedyś dał nam się we znaki, kiedy to zimą miałyśmy do niego zaledwie kilkaset metrów, a mimo to musiałyśmy zrezygnować i wrócić (link do posta). Kiedy chciałyśmy zrobić drugie podejście, covid19 pokrzyżował plany. Ale jak to się mówi - do trzech razy sztuka, więc umówiłyśmy się z koleżankami na wspólne zdejmowanie spicakowej klątwy.
Umówiłyśmy się na majowy weekend ze znajomymi z Warszawy na objazdówkę dolnośląskich urbeksów. W dalszych planach miałyśmy Kłodzką Górę i Ruprechticky Spicak.
Jajce odwiedziłyśmy rzutem na taśmę, w drodze powrotnej do Polski. Nie byłyśmy co prawda w nastrojach do zwiedzania po wczorajszym incydencie z rabusiami, ale postanowiłyśmy się zatrzymać choć na chwilę i złapać ostatnie okruchy Bałkanów.
Do centrum Sarajewa Badylek dotarł po godzinie 15tej. Zaparkowałyśmy go w miejscu znalezionym na grupie biwakowej, które na mapach google oznaczone jest jako Bus Parking Vjecnica. Prócz nas parkowało tam kilka autokarów i busów.
Wzgórze Igman przywitało nas chłodnym i mglistym porankiem. Okazało się, że zaparkowałyśmy pod samymi skoczniami. Kiedy dotarłyśmy w ciemnościach na nocleg, nie było nic widać.
Kolejnym opuszczonym obiektem, który tego dnia udało nam się zwiedzić od środka był opuszczony pałac w Łękanowie.
W niedzielny słoneczny poranek wybrałyśmy się na małą objazdową wycieczkę po opuszczonych dolnośląskich pałacach, w które nasza okolica wręcz obfituje.
Przechodząc ulicą Wyszyńskiego w Pabianicach, pomiędzy blokami dostrzec można charakterystyczny niszczejący budynek. Jego historia sięga dwudziestolecia międzywojennego, kiedy to służył okolicznym baptystom.
Po chłodnym noclegu w sercu Durmitoru - Žabljaku, przywitał nas równie chłodny poranek. Dookoła nas leżał śnieg i można było spokojnie ulepić bałwana.
W pewien piękny październikowy weekend umówiłyśmy się z koleżankami z Wrocławia na mały spacer po górach.
Dzień rozpoczął się pochmurnym, aczkolwiek pięknym porankiem. Przywitał nas nieziemski widok na zjawiskowe Jezioro Szkoderskie.
Poznańskie Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego zajmowały się produkcją, modernizacjami i naprawami pojazdów szynowych. Były dobrze prosperującą firmą z tradycjami.
Pałac ten zamierzałyśmy odwiedzić już dawno temu, jednak ciągle było jakoś tak nie po drodze. W międzyczasie dewastacja postąpiła, a główny atrybut tej ruiny - fortepian - zdążył stracić nogi i klawisze.
Stari Bar odwiedziłyśmy po drodze, jadąc z Cetynii nad jezioro Szkoderskie. Cała trasa wiodła wśród malowniczych, wszechobecnych gajów oliwnych. Gdyby nie fakt, że miejsce to nosi ślady sprzed ponad półtora tysiąca lat, to nikt nie słyszałoby o jego istnieniu. Zresztą i tak niewielu turystów tam trafia.