Zapraszam na fotograficzny spacer po jednym z największych i najpiękniejszych cmentarzy żydowskich na świecie.
Oto smutna historia kina, które kiedyś było perełką polskiej kinematografii. I choć ekran ciągle wisi na swoim miejscu to wyświetla tylko jeden obraz - permanentny obraz nędzy i rozpaczy.
Z powodu natłoku rozmaitych spraw udało nam się wykroić tej jesieni tylko jeden weekend na wyjazd w góry. Właściwszym określeniem pory roku byłoby jednak babie lato bo temperatury oscylowały powyżej 20 stopni, pomimo że noce zrobiły się już zimne.
Co roku pod koniec sierpnia zaczynają się wędrówki pracowników sezonowych w kierunku Francji ponieważ nadchodzi czas winobrania. Dlaczego nigdy wcześniej tam nie dotarłyśmy?
Szczyty górskie wcinają się w turkusowe wody Adriatyku, stwarzając krajobraz przypominający fiordy Norwegii. Krajobraz ten sprawia, że Boka (Zatoka) Kotorska uznawana jest za jedno z najpiękniejszych miejsc nie tylko na Bałkanach, ale i w całej Europie.
Przędzalnia fabrykanta, kupca warszawskiego, honorowego konsula Włoch - Adama Ossera. Została wzniesiona w roku 1903 na wzór średniowiecznej warowni. Osser zatrudniał w niej 364 pracowników.
EC-2 pracowała pełną parą jeszcze 4 lata temu. Jej budowa trwała 5 lat i została zakończona w 1960r. Była pierwszą z trzech elektrociepłowni powstałych w Łodzi po wojnie.
Wiwat długie weekendy! Pomimo tego, że generują przeogromne tłumy turystów we wszystkich możliwych miejscach to jednak tylko dzięki nim można wykroić trochę więcej czasu i skoczyć w jakieś ciekawe zakątki. Tak też zrobiłyśmy tym razem.
Te smutne hotele, zbudowane w latach 60-tych XX w., chętnie odwiedzane w czasach swej świetności przez elity wojskowe Jugosławii, rozpadają się dziś w krystalicznie czystych wodach Morza Adriatyckiego. Porzucone i zapomniane stoją tak już od dziesięcioleci.
Do Dubrownika Badylek dotarł dość późną porą. Po doświadczeniach z Mostarem, postanowiłyśmy nie wbijać się do samego centrum tylko zaparkować gdzieś na przedmieściach.
Kontynuując naszą podróż "Bałkany Badylkiem" udałyśmy się z Mostaru do Dubrownika. Po drodze trafiłyśmy na urocze bośniackie miasteczko i gdyby nie olbrzymia średniowieczna twierdza górująca nad Stolacem pewnie byśmy się nie zatrzymały.
Z Riwiery Makarskiej, w której zwiedziłyśmy opuszczony szpital dla dzieci w Krvavicy, Badylek wyruszył do Mostaru w Bośni i Hercegowinie.
Niedaleko Riwiery Makarskiej w gęstym lesie sosnowym pod Krvavicą, znajduje się opuszczony kompleks, który kiedyś służył jako sanatorium i szpital rehabilitacyjny dla dzieci z przewlekłą chorobą płuc. Był to obiekt militarny, o którego istnieniu niewiele osób miało pojęcie.
Gorący czerwiec zdążył nas porządnie zmęczyć upałami więc zamarzył nam się leniwy pobyt nad morzem. Akurat zbliżał się długi weekend, a że nie do końca zgrałyśmy się z urlopem to trzeba było trochę pokombinować.
Do Omiš trafiłyśmy przez czysty przypadek. Było już dość późno i zaczynałyśmy pomału rozglądać się za jakąś miejscówką na nocleg. Padło więc na Omiš, przez który właśnie przejeżdżałyśmy i który od samego początku zwrócił naszą uwagę swoim malowniczym położeniem.
Z raju golasów dotarłyśmy Badylkiem do Trogiru, malowniczego miasta, słynącego z pięknej starówki, wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.
Kontynuując naszą podróż wzdłuż wybrzeża Adriatyku dotarłyśmy do miejscowości Primošten w Chorwacji. Naszym celem była eksploracja opuszczonego hotelu Marina Lucica.
Uciekając przed Jugo (chorwackim wiatrem), który w nocy zaczął się dopiero rozkręcać, dotarłyśmy Badylkiem do Kanionu Wielkiej Paklenicy w południowym Velebicie. O mały włos zrezygnowałyśmy z tego planu ze względu na wichurę i wcale nie wpadłyśmy na to, że w kanionie przecież nie powinno dmuchać. A nie dmuchało nic a nic!
Z Plitwickich Jezior skierowałyśmy się w stronę Adriatyku do miejscowości Senj, by stamtąd kontynuować naszą podróż wzdłuż chorwackiego wybrzeża.
Nierealne kolory i bajkowe widoki, ściągające tłumy turystów to jedno. Jednak prawdziwym powodem, dla którego Chorwacja traktuje Jeziora Plitwickie jak skarb, jest ich bogactwo przyrodnicze.
Z Petrovej Gory późnym wieczorem dotarłyśmy na nocleg do malowniczego chorwackiego miasteczka Slunj, a konkretnie do jego historycznej części - Rastoke.
Ten niesamowity chorwacki monument był pierwszym miejscem, jakie odwiedziłyśmy na trasie naszej bałkańskiej objazdówki. Wiedzie do niego asfaltowa wąska droga, którą podjeżdża się przez zalesiony masyw Petrova Gora na jego najwyższy szczyt czyli Mali Petrovac.
Ile można czekać na rozpoczęcie sezonu kajakowego? Już koniec maja a my nadal nie odkurzyłyśmy Bajdarki!
Po zachodzie słońca odwiedzamy ostatni z 10-ciu dzisiejszych urbexów. Piękny pałac, piękny teren i ciekawa historia. Niestety dewastacja dość mocno już posunięta. Wystarczyło kilka lat by zmienił się nie do poznania.
Dwór ten odwiedziłyśmy podczas niedzielnej objazdówki po urbexach. Udało się go zeksplorować jedynie w minimalnym zakresie. Budynek jest zamknięty i najprawdopodobniej posiada właściciela.
Nieduży, ładny pałac z II połowy XVIII w. Eksploracja nie była możliwa. Pałac zamknięty i pilnowany.
Renesansowy pałac z XVIII wieku powstał dla Baltazara von Borowitza. W XX wieku został przebudowany a jego pierwotny wygląd został zatarty. Niestety nie udało nam się zwiedzić wnętrza. Drzwi zabite deską a okna zamurowane.
Późnoklasycystyczny pałac w Śremie wzniesiono na początku XIX wieku. Była to murowana, piętrowa budowla założona na planie prostokąta, otoczona pięknym parkiem krajobrazowym.
Zamknięty, ogrodzony siatką pałac z zamurowanymi oknami. Jednak przez dziurę w murze można dostrzec ciekawe elementy architektoniczne. Postanawiamy zatem wślizgnąć się przez nią i zeksplorować go od wewnątrz.
Kilkanaście lat temu w maleńkiej wsi Wróblin Głogowski tętniło życie, a pośrodku niej stał niewielki kościół z 1810 roku. Dziś stoi samotnie w otoczeniu łąk i z miesiąca na miesiąc coraz bardziej traci swój niepowtarzalny urok.
Niegdyś piękny neogotycki pałac/dwór z końca XIX w. z imponującymi ozdobnymi wieżyczkami, a dziś popadający w ruinę obraz rozpaczy.
Kościół zbudowany był w 1297 roku i razem z wioską należał do klasztoru klarysek. W 1945 roku kościół spłonął w ramach działań wojennych. Odbudowany 1967-1968 służył parafianom do 1988.
Kto nigdy nie był na Nadodrzu nic nie wie o Wrocławiu. W 1945 roku ze Wschodu na Dworzec Wrocław Nadodrze zjeżdżały pociągi z repatriantami. Tu osiedlali się, szukając opuszczonych, wygodnych, jak najlepiej wyposażonych mieszkań. Tu zakładali warsztaty, żyli, pracowali, bawili się i zabijali. Tu tworzył się polski Wrocław.
Ten Pałac / Willa od dawna był na naszej liście urbexowej ale jak to my - zwlekałyśmy tak długo, aż w końcu został sprzedany. Zyskał nowego właściciela, który otoczył go należytą opieką i ostro ruszył z pracami remontowymi.
Po zdjęciach urbexu (link) jedziemy pospacerować trochę po stawach milickich. Dawno nas tu nie było, a że jesteśmy akurat w okolicy to jest ku temu dobra okazja.
Brak konkretnych planów weekendowych zaowocował spontanicznym wypadem na urbex w dolnośląskie. Ruszyłyśmy na eksplorację opuszczonego drewnianego kościoła, którą to miejscówkę zdradził nam uprzejmy znajomy.
W zeszłym sezonie ani razu nie udało nam się wyskoczyć na narty więc w tym postanowiłyśmy coś zorganizować by złapać choć odrobinę białego szaleństwa.
Niedziela to dobry dzień na urbexowe eksploracje. Ludzie siedzą w kościołach lub w domach "celebrując niedzielę" i w związku z tym wysoce prawdopodobne jest, że nie interesują ich obcy kręcący się po okolicy.
Kiedy w sobotę wyjeżdżałyśmy z Leszna drogi były czarne, suche i świeciło piękne słońce. W niedzielę krajobraz zmienił się nie do poznania.
Jak wiadomo ostatnio zimy bielą nie rozpieszczają, a śnieg można oglądać tylko w górach. Żeby oszukać system i nacieszyć się białym puchem staramy się choć jeden dzień w tygodniu spędzić na fajnym trekkingu w niezbyt odległych górskich okolicach.
Kolejna jednodniówka w pobliskich górach, tym razem Sowich. Bo ciągle brakuje nam białego puchu i ciągle mało nam bajkowych krajobrazów i ruchu też oczywiście.
Co zrobić ze sobą, gdy w mieście plucha i prognoza całodziennego deszczu? Do tego nosi cię i tęsknisz za białym puchem? Nic bardziej prostego, 2 godz. jazdy samochodem i znajdujesz się w zupełnie innej krainie. I to jakiej?! Prawdziwie bajkowej!